wtorek, 20 października 2015

Rozdział 28

Nie wierzył, nie mógł zrozumieć. Jego głowa oparta była o jej klatkę piersiową, a oczy starały się zapamiętać każdy detal jej twarzy: mały pieprzyk na szyi, delikatna blizna na czole i wielka szrama przechodząca przez jej twarz. To wszystko wydawało mu się teraz tak odległe. Jej pusty wzrok wpatrywał się w materiałowych sufit znajdujący się nad nimi, zwykle żywe, duże oczy nie miały tego wyrazu, brakowało tej płynnej fioletowej substancji. Były szare.  Nieduże, pełne usta były delikatnie rozwarte. Jej ciało okryte było jedynie dużym, białym prześcieradłem, leżała na zwykłym metalowym stole. Naruto patrząc na nią zaskomlał po raz kolejny, myślał o tym jak zimno musi jej być i złapał małą dłoń, a kiedy ją dotknął, kiedy poczuł bijące od dziewczyny zimno, aż nim wstrząsnęło. Zaczął delikatnie masować rękę Meagane by choć trochę ją ogrzać.
W takiej pozycji zastała go Tsunade, która odsunęła delikatnie kotarę od polowej sali operacyjnej i weszła do pomieszczenia. Podeszła cichutko do chłopaka i przytuliła go mocno.
-Naruto. – szepnęła. – Chodźmy.
-Nie, czekam aż się obudzi. – kobieta westchnęła myśląc o tym co musi za chwilę zrobić.
-Naruto. Musimy iść.
-Ona zaraz się obudzi!
-To nie prawda chłopcze i ty dobrze o tym wiesz. Musimy ją stąd zabrać.
-Nie Tsunade-bachaan! To nie prawda. – warknął obracając się gwałtownie i tym samym odpychając kobietę. – Ona nie umarła, nie umarła, jeszcze chwilę temu trzymałem ją w ramionach, nabijała się ze mnie. Za chwilę wstanie i uśmiechnie się do mnie. – z oczu płynęły łzy, ale nie chciał przyjąć do wiadomości tej nowiny.
-Naruto… - policzki kobiety zrobiły się mokre, a blondyn usiadł na stołku i wziął owinięte w prześcieradło ciało w ramiona tuląc mocno i kiwając się.
-Trzeba ją ubrać. Zimno jej.
-Musimy ją umyć. Musisz oddać mi ciało.
-NIEE! –warknął głośno patrząc na Hokage zabójczym wzrokiem. – Nikt mi jej nie odbierze, rozumiesz?!
-Naruto. – odezwał się spokojny, cichy głos w kącie. Stał tam szarowłosy mężczyzna, którego twarz zakrywała maska, jedynie jedno oko wystawione było na światło dzienne. Ubrany w standardowy strój shinobi i czarną kamizelkę pełną zwojów i kunai. – Naruto, ty to wiesz.
-Kakashi- sensei. – jęknął chłopak, a mężczyzna klęknął przed nim cały czas utrzymując kontakt wzrokowy. – Wiem że to sobie uświadomiłeś, już wtedy gdy ją zobaczyłeś. Po prostu musisz oddać mi jej ciało. Na zewnątrz giną ludzie, potrzebujemy cię. Nie chcesz pokonać Szkarłatnego?
-Ale sensei, j-ja, o-on-ona. Nie m-mogę.
-Zaopiekuje się nią. – z oczu Namikaze popłynęły kolejny łzy, ale puścił kurczowo trzymane ciało. Popatrzył na mistrza i pochylił się składając pocałunek na jej czole. Przejechał dłonią po zlepionych potem, krwią i kawałkami ziemi włosach i podniósł się z metalowego stołka. Krzyknął przeraźliwie mocno, a jego ciało zmieniło się, rysy oczu mocno się wykształciły, a ich kolor zmienił się, biała źrenica, pionowa, czarna źrenica, ciernista obwódka i niebiesko- czerwone smugi. Coś znajomego, prawda? Zęby stały się kłami, a blizny na policzkach zniknęły, włosy wydłużyły się wirując na wietrze. Koszula została rozerwana na kawałki ukazując wszystkie napięte w tym momencie mięśnie. Został tylko w czarnych spodniach zakończonych ściągaczami, na jego ciele pojawiły się pieczęcie i łańcuchy, oplatające tors, ramiona i dłonie. Skinął lekko swoim mentorom i zniknął pojawiając się znów na zdewastowanym polu, które kiedyś było pięknym lasem otaczającym Konohę. Wiele osób leżało martwych, błagających o pomoc, ale jeszcze większa ilość walczyła. Wyciągnął swoją wyjątkową katanę i w myślach złożył pieczęcie. Za chwilę pojawiał się przy każdym, tnąc ciało demonów i znikał, tak szybko że nikt nie mógł zauważyć jego sylwetki, jedynie czarne zarysy i smugi. Nie jednego przeciwnika pokonał w taki sposób znacznie ułatwiając swojej grupie walkę.
Szkarłatny atakował kolejne osoby szybko pozbawiając ich życia. Wyjmował swoją katanę z piersi nędznego mężczyzny, który myślał że może się z nim mierzyć gdy usłyszał świst shurikenów koło ucha. Obrócił się widząc po raz kolejny członka swojej rodziny.
-Uciekłeś mi przedtem.
-Nie chcę tracić na ciebie czasu.
-Mamy niedokończone rachunki, nie uważasz?
-Raczej wolałbym walczyć z kim innym. Uciekł?
Wtedy rozległ się trzeci głos, a Szkarłatny wyleciał w powietrze i został wbity w pobliskie drzewo.
-Wiesz że nigdy nie uciekam.
-A jednak nie było cię przez długi czas dzieciaku.
- To nic nie zmienia.
Naruto po raz kolejny naparł na ojca uderzając go z niesamowitą siłą w brzuch. Ten splunął krwią i zaśmiał się.
-Zabawimy się mówisz?
W jednej dłoni pojawiła długa kosa, którą przebił stojącego obok Naruto, ale ten zniknął. Marny klon. Blondyn pojawił się przed nim starając się uderzyć po raz kolejny jednak cios został sparowany i oddany z podwójną siłą. Namikaze poczuł ból ogarniający jego lewy bok, ale nie przestawał i po raz kolejny pojawił się przy wrogu, a ten ciął kosą i tym razem trafił w rękę  przebijając się przez nią. Konoszanin wykorzystał ten moment i złapał drugą dłonią za broń ciągnąc nie spodziewającego się takiego ruchu czerwonowłosego, który został odrzucony. Nie było mu dane zatrzymać się bo atakujący go pojawił się od strony pleców i zadał kolejny cios sprawiający że czarnooki zrobił kilka przewrotów i wylądował na ziemi. Uzumaki już wypowiadał kolejną formułkę, gdy został uderzony w twarz, cała dolna część piekła go, ale nie długo. Czuł kojące uczucie zimna ogarniające go. Poparzenie zniknęło, a szczęka Szkarłatnego zacisnęła się jeszcze mocniej.
-Widzę że mój kochany synek nauczył się czegoś.
-NIE.JESTEM.TWOIM.SYNEM. – każde kolejne słowo oznaczało następny cios lądujący na ciele demona. Oczy blondyna zaszkliły się, a za chwilę łzy zamazywały mu pole widzenia. Szloch słyszalny był nawet przez stojącego w bezpiecznej odległości Yahiko.
-Oh, rozczuliłeś się synku? – zaśmiał się ścierając krew sączącą z rozwalonej brwi i ust. Naruto zacisnął zęby.  Nagle pojawiła się nad nim czarna kulka, która szybko pochłonęła go do wnętrza. „Już po tobie” uśmiechnął się do siebie czerwono włosy widząc rozprzestrzeniający się wybuch w kuli. Charknął głośno i padł na kolana czując przebijające jego ciało ostrze.
-Hyoton! – miecz wbity w brzuch zaświecił na niebiesko, a Szkarłatny został porażony lodowatym piorunem.
-J-jak ty to zro-zrobiłeś? – obrócił głowę i zobaczył blondyna otoczonego niebieską poświatą zrobioną z lodu.
- Trenowałem. – Czarnooki po raz kolejny spuścił głowę plując krew, jęknął głośno.
-Sy-synku. Pom-ocy.
-Tato? Ty wciąż żyjesz? – Naruto rzucił się klęcząc obok i próbując podnieść rannego, gdy ten odwdzięczył się takim samym ruchem, jaki wcześniej wykonał Uzumaki.
-Jak można być takim idiotą. Przegrałeś.
-I co? Co do cholery mam do stracenia?! Jak myślisz? – łzy płynęły coraz szybciej.
-Meagane Chakirache.
-Już ją straciłem! Ta dziwka Aiko. Szkoda że jej nie dopadłem.
-Co ty powiedziałeś?! Moja królowa żyje.
-Nie, a ty zaraz do niej dołączysz. – z nową siłą wyciągnął z siebie miecz, a ręka została otoczona większą warstwą lodu. Uderzył Szkarłatnego sprawiając że na jego ciele pojawiały się coraz to kolejne cięcia zrobione lodem ostrym jak nóż.
-To za tatę, to za Torę, za mnie, a to za… Megi! – wybił go w powietrze.
-Hyoton: Technika Lawiny Wilczych Kłów! – zrobione z lodu i śniegu zwierzęta rzuciły się na ciało demona gryząc go i raniąc coraz mocniej. Szybko jednak zostały odepchnięte.
-Ty gówniarzu! –warknął głośno, ale nie zdążył wykonać ruchu, z jego klatki piersiowej wystawała katana Naruto. Mężczyzna stał w miejscu zszokowany, z jego ust wypływała krew. Namikaze podszedł do niego i przytulił mocno szlochając w tors.
-To pierwszy i ostatni raz kiedy cię przytulam. Tatku. – mruknął cicho mocno ściskając plecy starszego. Wtedy jego oczy otworzyły się gwałtownie a z ust wydostał się jęk, spojrzał w dół, a z jego klatki piersiowej wystawał kawałek białego ostrza. Powoli odwrócił głowę patrząc za siebie i zobaczył mężczyznę o fioletowych włosach i czarnych oczach, który uśmiechał się szyderczo.
-Zawsze chciałem to zrobić.
-Akamai – szepnął cicho Szkarłatny.

Sasuke walczył w najlepsze bawiąc się z Hyo, śmieszyły go starania dziewczyny by go pokonać. Czuł przewagę, dziewczyna nie dałaby radę zabić go choćby chciała. Po paru nieudolnych atakach przewrócił ją i pojawił się na niej przyciskając mocno do ziemi.
-Nie starasz się słoneczko.
Warknęła w odpowiedzi szarpiąc się mocno, próbowała zrzucić z siebie ciężkie ciało Uchihy, jednak wszystkie próby szły na marne. Sasuke zrobił coś niespodziewanego, pochylił się i pocałował dziewczynę. Mocny, czuły pocałunek roztopił wszystkie mury Hokkyio, która z początku nie chciała poddać się miękkim ustom chłopaka. Jęknęła i rozwarła swoje wargi włączając się do pełnego pożądania pocałunku.
-Powinienem cię zabić. Powinienem cię nienawidzić. Zabiłaś osobę którą pokochałem, ale teraz… Czuje że jesteś dla mnie stworzona.
-Nie możesz nic do mnie czuć.
-A jednak, a ty czujesz coś do mnie.
-To nie jest możliwe, mój Pan… - zamknął jej usta pocałunkiem po raz kolejny.
-Teraz ja nim będę.  – Sasuke niespostrzeżenie wyjął nóż z kabury i rozciął dłoń dziewczyny. Białowłosa krzyknęła przeraźliwie, a jej oczy wróciły do swojego dawnego stanu.
-S-skąd wiedziałeś?
- Widziałem, trzymasz się za dłoń zawsze gdy on cię wzywa. Teraz już nie jesteś jego. Jesteś moja.
Szarpnął nią podciągając do pozycji stojącej i pociągnął za dłoń.
-Sasuke?
-Tak?
-Jestem Hokkyo.
-Wiem o tym kochanie.

Słyszałem szept Szkarłatnego wyjawiający imię osoby, która nas zaatakowała, a potem poczułem ból, który sprawił że moje oczy samoistnie się zamknęły. Spadałem, lecz ktoś nie pozwolił mi spaść. Zostałem złapany i położony delikatnie. Słyszałem jak ciało Szkarłatnego spada obok, ale nie mogłem otworzyć oczu. Słyszałem jak szlocha, ale nie mogłem w to uwierzyć. Powoli próbowałem unieść powieki i po kilku razach się udało. Leżałem na zimnej, przesiąkniętej moją krwią ziemią, a nade mną klękała Ino, moja głowa podparta była na kolanach Itachi’ego, którego twarz była skupiona.
-Ino- charknąłem. – Nie rób tego. Megi, ona nie żyje. Ja też powinienem umrzeć. – blond włosa płakała lecząc mnie, delikatnie dotykała każdego miejsca na moim ciele, ale ja nic nie czułem. Nie rozumiałem o co jej chodzi, przecież jest okej. Mogło być gorzej. Jeśli mam umrzeć i trafić do Megi to się cieszę. Chcę to zrobić jak najszybciej. Mój wzrok zaczął się rozmazywać, dodatkowo krew napływająca do moich oczu nie pozwalała mi zobaczyć co dzieje się wokół. Swoją drogą sam nie wiedziałem skąd jej tam tyle było.
-Baka! Nawet nie waż się zamykać oczu. – biały rękaw otarł moją twarz sprawiając że na nowo widziałem, a przynajmniej w miarę widziałem co dzieje się wokół. Obróciłem powoli głowę i zobaczyłem Szkarłatnego, którego głowa spoczywała na kolanach Tory. Było to dziwne, ale zrozumiałe, w końcu było to ciało mojego taty, Minato Namikaze.Uśmiechnąłem się do niego dumnie.
-Wygrał- Wygrałem tato.
-Brawo synku. – zdziwiłem się słysząc to. To już nie był drażniący mnie głos czerwonowłosego, a miły, przyjemny szept.
-Tato? To ty? Na-naprawdę?
-Dziękuje za pomoc.
-Umrzemy?
-Nie umrzesz synku.
-A-ale ja ch… - nie dokończyłem zdania bo moje serce zakuło cholernie mocno, a otoczenie zrobiło się tak ciemne, że aż czarne. Myślę że zemdlałem. Byłem szczęśliwy, poznałem mojego tatę. Był ze mnie dumny.

„Kilka tygodni później”

Wciąż leżał na Sali szpitalnej, nie obudził się od tamtej pory. Jego ciało było zmasakrowane wewnętrznie i zewnętrznie. Wszyscy cieszyli się że to przeżył, wszyscy oczekiwali jego powrotu. Jego sala była najsilniej strzeżona, a przy łóżku ciągle spoczywał mały, rudoczerwony lisek o dziewięciu ogonach. Zwykle leżał w nogach Naruto układając pyszczek wygodnie na małej poduszce.  Łóżko na którym spoczywał Namikaze było obszerne i wygodne, a pościel często zmieniana. Twarz młodego mężczyzny pozbawiona była lisich znaków, ale za to blizna przebiegająca przez jego oko dodawała mu uroku. Na usta założoną miał maskę, która pozwalała mu w miarę swobodnie oddychać. Naruszone płuca mocno przeszkadzały w tym procesie. Ciało naznaczone licznymi bliznami i jeszcze nie zamkniętymi ranami leżało odziane jedynie w bokserki. Do klatki piersiowej, gdzie zarysowywał się ciemny znak X przypięte było pełno różnokolorowych kabelków kontrolujących pracę serca, oddech i krew przepływającą przez układ krwionośny. Prawa ręka od barku aż po palce była grubo zabandażowana, tak samo jak brzuch mężczyzny. Przeszedł przez wiele operacji zanim mógł leżeć na tym łóżku.
-Nadal nic? – odezwała się kunoichi o długich blond włosach, które ostatnie czasy nosiła rozpuszczone. Ubrana była w luźną, długą sukienkę, a w jej ramionach spoczywało małe zawiniątko. Usiadła obok łóżka, jedną dłonią łapiąc bezwładną dłoń blondyna. Mężczyzna siedzący przy oknie westchnął głośno i stanął za ukochaną głaszcząc małą dziewczynkę po główce.
-Niestety. Lekarze mówią, że to jego ostatnie dni.
-To nie prawda – warknęła. – Nie po to tyle się staraliśmy.
-Nie denerwuj się kochanie. Wiesz jak on cierpi, może to dobrze?
-Ty debilu. Naprawdę tak myślisz? Przyjaciel jego? Byłeś jak jego brat.
-Ale kochanie, popatrz. Nie ma jego, Megi także zginęła i nie jeden z naszych przyjaciół nie żyje. Jego to wszystko załamie.
-Wyjdźmy stąd, musze ci coś wytłumaczyć.
Naruto nieświadomie słyszał całą rozmowę, nie czuł swojego ciała, miał uczucie jakby lewitował, ale raz na jakiś czas słyszał co mówią otaczający go ludzie i zastanawiał się o co im dokładnie chodzi. Nie był pewnie co z rzeczy śniących mu się było prawdą, a co po prostu marzeniem lub też koszmarem. Kolejna osoba weszła do jego pokoju i musnęła jego czoło. Jego dłoń po raz kolejny została złapana. Tym razem robił to wyższy, także blond włosy mężczyzna o głowie owiniętej dużą ilością bandaży. Na jego twarz wstąpił grymas a z oczu pociekły łzy.
-Tak bardzo cię przepraszam synku. Gdybym tylko wykonał wtedy tą technikę prawidłowo. – oparł się o dłoń którą trzymał, a ciepła ciecz moczyła dopiero co zmienioną pościel. „Synku? Tato przecież nie żyje. Umarł w dzień moich urodzin” – myślał nieświadomy Naruto.
-Teraz ty walczysz o życie, a Megi… Tak bardzo mi ciebie żal. Wróć do nas, błagam. Postaram się pomóc ci poradzić sobie z bólem. Mama też tak zginęła, będziemy się wspierać Naru-chan, ale błagam wyzdrowiej. Wiem że nie wrócisz już do pełnej sprawności. Będziesz niepełnosprawny, ale z tym sobie też poradzimy. Zatruwałem ci życie, pozbawiłem cię go i gdyby nie Tora… Nawet sobie tego nie wyobrażam wiesz? Nigdy sobie nie wybaczę, będę to odpracowywał, ale proszę, wróć.
Naruto słysząc to wszystko rozpłakał się, ale nie potrafił odpowiedzieć tacie, nie umiał nawet zmusić swojego ciała do najdrobniejszego ruchu. Kolejne muśnięcie jego czoła i usłyszał tylko stukot butów, gdy Minato Namikaze opuszczał salę. Samotność po raz kolejny nie trwała długo. Przybyła osoba usiadła na stołku i siedziała chwilę nie wiedząc co powiedzieć. Naruto słyszał strzelanie palcami i wiedział że przybysz jest zdenerwowany.
-Przepraszam Naruto. – mruknęła osoba. – Powinienem ci pomóc, powinienem tam być jako twój przyjaciel i zawiodłem. Nigdy nie myślałem że się do tego przyznam. Ale jest mi tak źle. Gdy ty umierałeś, ja byłem z Hokkyo, która swoją drogą stała się moją dziewczyną wiesz? Pomagam jej się przystosować. Ma nadzieję że w końcu po raz kolejny się spotkacie, czeka na to. Tęsknimy za tobą, wszyscy, wiesz?
Posiedział jeszcze chwilę patrząc na ciało blondwłosego i wyszedł wzdychając smutno.
-Do zobaczenia. – mruknął tylko przy drzwiach. Uzumaki słyszał trzask, a potem już nic, odpłynął.

-Ile to jeszcze będzie trwało?
-Nie mam pojęcia.
-Musimy sobie jakoś radzić.
Ino, Itachi, Hokkyo i Sasuke siedzieli w salonie rodziny Uchiha rozmawiając i pijąc herbatę. Pani Uchiha niedawno uspała małą Michiko i odłożyła do pięknego, rzeźbionego łóżeczka wykonanego przez kapitana Yamato jako prezent urodzinowy.  Ciągle martwiła ich śpiączka Naruto, który od chwili ściągnięcia z pola bitwy był jak roślina. Wygrali, ale olbrzymim kosztem, życiem przyjaciół, radością wioski. Jakiś tydzień temu została ukończona rzeźba ukazująca płonący liść, gdzie wyryte były imiona osób, które zginęły pomagając Naruto, a było ich nie mało.
-Minato-sama też sobie nie radzi, nie rozumiem nawet jakim cudem on żyje. – powiedziała blondynka zakładając nogę na nogę.
-To skomplikowane Ino, myślę że wyjaśni nam to, gdy obudzi się jego dziecko. Jest wrakiem. Bardzo przeżywa to co zrobił nam wszystkim. Chociaż to nie jego wina, jest taki jak nasz Naru.
-Hai, widać że to rodzina. – uśmiechnęła się dotąd cichutko siedząca Hyo. Odkąd wyrwała się spod władzy stała się całkowicie inną osobą, każdego dnia starała się odwiedzać pomnik upamiętniający i pomagać każdemu. Wiedziała ile złego narobiła i chciała do odpokutować. Odwiedzała też grób Sakury, każdego razu przynosząc świeże kwiaty, płakała i przepraszała różowowłosą.
-Swoją drogą, chciałabym w końcu wiedzieć gdzie jest Tsunade. Nie widziałam jej od czasu końca bitwy. Ona na pewno nie zginęła.
-Nawet tak nie mów! – oburzył się Itachi na słowa brata. – Tsunade-sama żyje, tego jestem pewniej, ale wciąż nie rozumiem czemu się ukrywa.
-Tsunade zawsze ma dobre powody. Nie możemy jej pospieszać.
Przyjaciele rozmawiali w najlepsze, a niedługo później zaczęto wspominać wszystkie przyjacielskie chwile, te z dzieciństwa i te niedawne. W końcu starszy Uchiha wyciągnął sake i każdy oprócz Ino wylewnie mówił o swojej przeszłości i uczuciach.


Tak bardzo starał się poruszyć choćby małym paluszkiem, walczył ze sobą by zrobić cokolwiek. Po długich, mozolnych staraniach udało się, poraniona ręka drgnęła, ledwo zauważalnie, ale drgnęła. Ciesząc się z własnego sukcesu, teraz spróbował z oczyma. Dwie pierwsze próby zakończyły się fiaskiem, ale kolejna sprawiła że powieka podniosła się i widoczne było jedno oko. Próbował to samo zrobić z drugim, ale było ono jak zauważył owinięte gazą i zabandażowane. Słowa także nie chciały opuścić jego spierzchniętych, popękanych ust. Niewyraźny wzrok pozwolił zobaczyć leżącego na kolanach Kuramę, więc widząc paczkę chusteczek na stoliku wykorzystał wszystkie swoje siły i w końcu udało mu się złapać paczkę i rzucić nią w śpiącego lisa. Pomarańczowy zerwał się i zjeżył, ale gdy zobaczył patrzącego na niego Uzumakiego z krzywym, sprawionym bólem uśmiechem podszedł do niego warcząc.
- W końcu się obudziłeś młody. Myślałem że to już koniec.
-Woo- oody.
-Oh, już sorki.
Używając jednego ze swoich ogonów podniósł plastikowy kubek i przyłożył go do ust blondyna, który łapczywie wypił wszystko. Następnie dwie szklaneczki równie prędko zostały opróżnione.
-Lepiej?
-Ha-haii. Ile Spa-spałem?
-Parę tygodni.
Naruto chciał zadać kolejne pytanie, ale wtedy drzwi otworzyły się, a przez nie wszedł czarnowłosy chłopak w kucyku z kawą w ręce. Widząc otwarte oczy u przyjaciela wypuścił papierowy kubek i pobiegł szybko dając mu męski uścisk. Usłyszał głośny jęk i popatrzył przepraszająco na blondwłosego cofając się szybko.
-Witaj Ita.. uh.
-Witaj Naruto. Jak się czujesz?
-A jak mogę? – mówiąc to skrzywił się mocno pokazując jaki ból czuje.
-No tak, głupie pytanie.
-Jak jest po wojnie?
-No wiesz… Wszystko zaczyna się na nowo, budujemy nowe domy, sklepy. Ostatnio powstał pomnik upamiętniający naszych…
-Kto zginął?
-C-co?- zapytał zdezorientowany Itachi.
-Kto zginął?
-Naruto. To nie temat na teraz.
-Powiedz mi Itachi. Do cholery.
-Wiesz że.
-ITACHI.
-Spokojnie, już mówię. No więc Ino wyszła bez szwanku, została osłabiona, ale dwa tygodnie temu urodziła nam się córeczka, na imię ma Michiko..
-Gratulacje stary. – blondyn uśmiechnął się widząc świecące szczęściem oczy czarnowłosego na myśl o dzieciątku. Był dumny z przyjaciela i zadowolony że ten znalazł miłość.
-Dzięki. Shikamaru nic poważnego się nie stało, pęknięta czaszka która zatrzymała go w szpitalu to jedyna rana. Był zadowolony bo mógł spędzić kilka dni tutaj w szpitalu, w spokoju. Jednak jego przyjaciel Chouji zginął ratując jakąś kobietę, a gdy strateg się o tym dowiedział, to się załamał. Siedział i płakał, to było tak dziwne widzieć jego szlochającego, zwykle jest opanowany. – uśmiechnięta twarz Naruto zmieniła się w smutną, a sam chłopak uronił jedną łzę za straconego przyjaciela. – Większość naszych trzyma się dobrze, Neji jest w szpitalu, w ciężkim stanie. Nie wiedzą co z nim będzie. Cały czas siedzi przy nim TenTen, no i Hinata, ona ma niesprawną rękę. Nie wiem czy kiedykolwiek nią poruszy. A wiesz jaki to ból dla członka klanu Hyuuga. Zginął też pies Kiby, Akamaru i Iruka-sensei. Niestety nie udało się ich uratować.
Naruto schował twarz w dłoń, którą mógł w miarę ruszać i leżał tak nie mogąc uwierzyć, gdy Uchiha chciał odezwać się po raz kolejny, drzwi otworzyły się, ale nawet to nie sprawiło że blondyn podniósł głowę.
-Witaj Itachi. – usłyszeli nieznajomy dla Naruto głos, któremu czarnooki tylko kiwnął. Spojrzał jeszcze raz na przyjaciela i podniósł się wychodząc z Sali.
-I ja chciałem być Hokage, przecież się na to nie nadaje. Dlatego chciałem to zrobić sam, jak mogę chcieć bronić wioskę, gdy nie potrafiłem obronić moich przyjaciół?! Tyle nauki, tyle nocy spędzonych na studiowaniu zwoi, tyle treningów z Kuramą, a teraz co?! Jestem po prostu nic nie warty. Chouji, Neji, Akamaru, Iruka-sensei i wielu innych zginęło z mojej winy.
-To nie prawda.
-Co ty możesz wiedzieć?!
-Wiem że jesteś najodważniejszą osobą jaką znam, która za towarzysza ryzykowałaby własne życie. Naruto. – wtedy dopiero blondyn podniósł wzrok i zobaczył starszą kopie siebie, o dłuższych włosach i bez żadnych bliz. Przystojną twarz przyozdabiał uśmiech, a oczy były delikatnie zwężane.
-Tata. – szepnął w niedowierzaniu patrząc szeroko otwartymi oczami, Minato podniósł się i przytulił delikatnie bezwładnego syna.
-Tak bardzo cię przepraszam, nawaliłem. Nawaliłem po całości i wiem o tym.
-J-jakim cudem żyj-jesz?
- To dzięki twojej mamie, jakaś część Kyuubi’ego została we mnie zapieczętowała i uratował mnie, gdy obydwoje leżeliśmy, ramię w ramię, umierając.
-Mam tatę. – szepnął cichutko szczęśliwy chłopak ze łzami w oczach. – tak wiele chciałem ci powiedzieć, pokazać co potrafię, a teraz, mogę to zrobić. Mój tata, ja mam tatę. Woow.
-Ja też się cieszę, wiem że mogę cię jeszcze wiele nauczyć, ale teraz coś ważniejszego Naruto. Wiesz co stało się z Meg?
Jinchuuriki zacisnął mocno powieki powstrzymując kolejne łzy, a z jego ust wydobył się jęk.
-Tato. Straciłem ją. Umarła przeze mnie. Tato. Co z tego że ja żyje, jak ona nie?
-Nie mów tak synku. Cśśś… - usiadł na łóżku obok własnego dziecka, głaszcząc go delikatnie po głowie i starając się uspokoić. To kolejny raz gdy mógł trzymać go w ramionach i czuł się jakby miał przy sobie swoje szczęście. – Damy radę Naru-chan.

sobota, 3 października 2015

Rozdział 27

To wszystko toczyło się tak szybko, w pewnym momencie zgraja Szkarłatnego wbiegła na polanę. Widząc ich, shinobi zamarli, a Naruto warknął. Stojący przed nimi mieli rażąco czerwone ślepia i czarne bądź białe włosy. Demony. Stali prosto bądź pochyleni, niektórzy na czworaka. Wiele z nich miało blizny, ślina ciekła z ich ust. Ubrania mieli schludne, a miny trwogie, no może jedynie oprócz tych, którzy wyglądem przypominali zwierzęta. Przerażali większość konoszan.
"Nie bójcie się, ale uważajcie. To demony, mają wiele sztuczek, a co najważniejsze nie są i nigdy nie będą honorowe. Czekają aż zawahasz się, a wtedy... już przegrałeś. Bądźcie czujni, mogą mieć jakieś specjalne umiejętności." - wytłumaczył w myślach blondyn. Wiedział o takiej możliwości po treningu w zimowym kraju, więc wykorzystywał wszystko co przekazał mu mistrz Koori.
Szkarłatny zaśmiał się wznosząc się nad grupą i powoli opadł na ziemię składając swe czarne skrzydła. Jeden jego znak, rządne krwi stworzenia ruszyli. Gromady zmieszały się i teraz czerwone ślepia połyskiwały wokół różnokolorowych czupryn należących do shinobi. Demony rozszarpywały swoje ofiary, a ich krzyk roznosił się dużo dalej niż powinien, ale ninja nie byli bierni, dzielnie radzili sobie z coraz to kolejnymi stworami wymyślając coraz to nowsze sposoby zabicia. Naruto widział jak każdy walczy, jego przyjaciele mierzyli się z równymi sobie, a może nawet i silniejszymi? Shikamaru walczył z wyglądającym na cholernie inteligentnego mężczyzną, właśnie. Normalnym mężczyzną o czarnych oczach i fioletowych włosach, a nie dziwną istotą. Dalej walczył Sasuke, ten także nie został zaatakowany przez demona, a przez Hokkyo. W oddali  w wiru walki potrafił dostrzec twarze Saia, Kakashiego, Chojiego, Hinaty, Ten-Ten i każdego z którym choć raz rozmawiał. Był dumny, ale bał się, bał się świadomości że ktoś umrze dla niego. A raczej przez niego. Dziwiło go jedno, dlaczego Szkarłatny jeszcze nie zaatakował? Wspomniany mężczyzna siedział na stworzonym z drewna tronie na niewielkim podwyższeniu i obserwował z uśmiechem rozgrywającą się rzeź. Co było jeszcze dziwniejsze? Każdy poplecznik czerwonowłosego patrzył na Uzumakiego, ale nikt go nie atakował, co więcej - unikali blondwłosego chłopaka. Więc stał teraz z założonymi rękami doglądając wszystkiego, ale gdy zobaczył że Ten-Ten sobie nie radzi, a demon szczerzy zęby przed jej twarzą, zawrzało w ciele niebieskookiego. Przeniknął prędko przez walczące pary i wystrzelił przed wstrętne cielsko powalając go ciosem w brzuch. Dziewczyna w dwóch koczkach usiadła przerażona trzymając się za gardło, chwilę temu ściskane przez wielką rękę bestii. Skinęła lekko głową w podzięce, oddychając głęboko, potrzebowała chwili na regeneracje. Ale przeciwnika to nie obchodziło, wstał a brązowy T-shirt nasiąkał powoli krwią lecącą z brzucha, czerwone ślepia zwężyły się, gdy patrzył na Naruto, ale nie zaatakował. Warknął wściekle i wycofał się, a Namikaze mu na to pozwolił. Podszedł do brązowowłosej i podał jej rękę, a ta przyjęła ją szybko się podnosząc.
-Było blisko.
-Nawet mi nie mów. Byłam nieuważna. - jęknęła. - Dzięki Naruto. Zawdzięczam ci życie.
-W końcu to dla mnie je ryzykujesz. - jego uśmiech zamienił się w grymas, ale zanim kunoichi zdążyła odpowiedzieć, on zniknął pozostawiając po sobie tylko delikatny powiew wiatru. Starał się pomóc nie jednej osobie, tak jak pomógł członkini Drużyny Gaia, ale za każdym razem jego przeciwnik uciekał.
Szkarłatny tylko na to patrzył wciąż nic nie robiąc, bawiły go próby ataku Namikaze i wściekłość, gdy demon go zbywał. Zaczynał się powoli nudzić, a walka była wyrównana. Wielu z jego poległo, ale i wataha Konohy wykruszała się krok po kroku. Wtedy odwrócił wzrok i gdy zobaczył że Akamai właśnie dostał porządnego chłopaka od jakiegoś chłystka o długich, spiczastych włosach ściągniętych zwykłą gumką, wpadł we wściekłość. Minęła chwila, gdy wzniósł się nad walczących i znalazł przy kuzynie stojąc tyłem do Shikamaru, który trzymał nóż przy szyi fioletowowłosego.
-W końcu, miał wygrać lepszy. -wzruszył ramionami konoszanin.
-Tak, ale tym lepszym miałem być ja. - warknął Akamai.
-Jakim cudem takie coś pokonało mojego najlepszego stratega? - odezwał się spokojny głos czerwonowłosego.
-Bo to "takie coś" jest moim najlepszym strategiem. - kolejny głos wydobył się zza dopiero co przybyłego. Wywołało to śmiech u Pana demonów.
-Najlepszy strateg? Proszę cię, ty jesteś nic nie warty, a twój towarzysz tym bardziej.
-Cały dzień mnie unikasz, inni walczą, a ty? Tylko się przyglądasz. Może już czas dołączyć do zabawy?
-No nie wiem, nie wiem Namikaze. – mówiąc to obrócił się chcąc zadać cios stojącemu, za nim chłopakowi, ale przeciął powietrze. Naruto zniknął.
-I kto teraz ucieka? – zaśmiał się Szkarłatny i podszedł do przodu, a w prawej ręce zaczęła kumulować się mała kula czarnej energii. Wymierzone jutsu miało trafić w plecy Nary, który dalej trzymał jego kuzyna i oboje przysłuchiwali się konserwacji. Czarnowłosy podejrzliwie mierzył wzrokiem czerwonowłosego, a gdy ten zniknął, zaczął rozglądać się zdezorientowany. Mężczyzna po raz kolejny pojawił się za nim i gdy miał trafić w jego plecy, jutsu zostało zniwelowane, a on odepchnięty.
-Zapamiętaj to sobie na wieki. Ja. Nigdy. Nie. Uciekam. – Namikaze jak się pojawił, tak zaraz zniknął, a zaraz za nim pojawiła się druga postać, biały tygrys spoglądający na leżącego. Jego mięśnie były napięte, a kły zaciśnięte. Po chwili zaczął przeobrażać się i w jego miejscu stanął Tora.
-Rozrabiasz braciszku.
-Tora. – chytry uśmiech wdarł się na jego twarz.
- Kope lat, co?


Naruto pojawiał się w coraz to kolejnych miejscach, przy różnych osobach starając się pomóc jak tylko może, próbował leczyć, eskortować. Robił wszystko aby ulżyć w cierpieniu. Właśnie atakował demona zajmującego się jakąś młodą kunoichi, która nie radziła sobie zbyt dobrze i była przestraszona, gdy usłyszał przeraźliwy pisk. Wbił kunai w serce przeciwnika, przekręcił go boleśnie i rzucił pokrzepiający uśmiech nastolatce, po czym biegł dalej chcąc znaleźć źródło pisku. Nie był to byle jaki dźwięk, bo wydała go sama Megi, która teraz trzymana była przez dwa potwory, jeden – zwierzęcy, chciał dorwać się do jej ręki i wgryźć w nią, a drugi właśnie ugryzł jej bark, chcąc wypić trochę krwi. Wściekłość, to za mało aby opisać to co ogarnęło Naruto, w ułamek sekundy znalazł się przy dziewczynie i odrzucił psiego demona, a tego który ugryzł Chakirache wziął za szyję, podniósł i przybliżył do swojej twarzy.
-Spróbuj ją dotknąć jeszcze raz. Albo nie, czekaj. Nie będziesz miał na to okazji. – wyrwał serce z jego piersi, a krew chlusnęła na ubranie blondyna, rzucił niedbale ciało i to samo zrobił z drugim oprawcą. Potem podbiegł do leżącej dziewczyny i złapał ją w ramiona, szlochała. Jej szyja była czerwona i pełna śladów od pazurów. Zaczął delikatnie dotykać poranionych miejsc, a one powoli wracały do poprzedniego stanu.
-Cśiii, już wszystko dobrze. Jestem tutaj. – kołysał ją, chcąc jak najszybciej uspokoić. – Słuchaj Megi, ja… chciałem przeprosić za wszystko. To może być nasze ostatnie spotkanie i wiesz. Chcę po prostu zrobić to.
Wbił się w jej usta i całował, robił to z pasją, pożądaniem, jakby ostatni raz w życiu.
-Naruto. – szepnęła.
-Kocham cię i wszystko robiłem dla ciebie, nie mogę odejść bez słowa. Muszę się przecież z tobą pożegnać, prawda?
-Przestań tak mówić!
Meagane podniosła się zz jego kolan i wtuliła mocno w jego szyję. Był zszokowany, ale oddał uścisk. Lecz po chwili został odsunięty.
-Nie zginiesz, rozumiesz?
Uśmiechnął się tylko i pocałował ją po raz kolejny.
-Do widzenia Meagane Chakirache.
Zniknął z jej pola widzenia, a ona podniosła się patrząc w dal, gdzie wznosiły się tumany kurzu.
-Kocham cię Naruto Uzumaki. Ale to nic nie zmienia.
Westchnęła i wyciągnęła mocno wbity w ziemie, czarny wachlarz o motywie fioletowych róży i kolczastych łodyg, podniosła go, otarła z kurzu i błota. Chakirache popatrzyła przed siebie i omiotła wzorkiem walących dookoła, zobaczyła powoli podchodzącą do niej grupkę wstrętnych demonic o długich do ziemi włosach w różnych, zazwyczaj ciemnych kolorach. Czerwone ślepia były mocno podkreślone, a usta pomalowane na silny bordowy kolor. Uśmiechnęła się chytrze i zniknęła z oczu potworom, aby zaraz pojawić się nad nimi, ale jedna z nich, wyróżniająca się złapała ją za kostkę i pociągnęła w dół po czym uderzyła ją w brzuch, a cios odrzucił niebieskowłosą. Atakująca miała sięgające do kości ogonowej srebrne włosy o delikatnym połysku, górna ich część była spięta szeroką, czarną gumką. Mocno wymalowane na czarno oczy patrzyły inteligentnie, podstępnie, usta zakryte były delikatnym, czarnym materiałem. Ubrana była w skąpy top sięgający ledwie do brzucha i takie same spodenki, przez których środek przechodził długi do kostek pas z podobizną niedźwiedzia. Wysokie do ud kozaki zakrywały jej szczupłe, zgrabne nogi. Jej całe ciało pokryte było ciernistymi tatuażami i wypalonymi, małymi, kulistymi plamkami.

Megi obróciła się w powietrzu i wylądowała na ziemi na czworaka, rękami zapierając się by nie zajechać dalej. Lądowanie sprawiło że tumany piasku zaczęły latać wokół jej drobnej postaci. Złowieszczy błysk w fioletowym oku pokazywał że dziewczyna widzi wyzwanie w srebrnowłosej. Jej charakterystyczne wachlarze były już w dłoniach, w pozycji gotowej do powtórnego ataku, uśmiechnęła się delikatnie i czekała. Okropny śmiech wydobył się spod szmatki na twarzy demonicy, ale dała znak poddanym by obserwowały, a ona naparła i robiąc unik przed kopnięciem Chakirache schyliła się i podcięła ją, ale zanim tamta upadła na ziemię, złożyła pieczęcie i pojawiła się parę metrów dalej. Zwinnie wylądowała w półprzysiadzie i wyskoczyła w górę, w stronę przeciwniczki. Naparła na nią raz po raz tnąc ostrymi jak brzytwa wachlarzami, który delikatnie raniły kobietę o skórze tak jasnej, że aż prawie białej. Raz jedna była w pozycji ofensywnej, a raz w defensywnej, obydwie walczyły podobnymi stylami i przewidywały swoje ruchy. Wtedy to należąca do złej drużyny zaatakowała swoimi specjalnie wydłużonymi pazurami, a gdy Megi tego uniknęła, czerwono oka podcięła ją i przyłożyła rękę do jej szyi.
-Przegrałaś suko. Nie wiem jak ktoś taki mógł być z Naruto. Zapamiętaj moje imię, nazywam się Aiko.
-Skąd znasz Naruto? – Chakirache było ciężko mówić, ale słysząc imię ukochanego, musiała się odezwać.
-Nie wszystko o nim wiesz słoneczko. I już się nie dowiesz! – warknęła i chciała zadać ostateczny cios, gdy niebieskowłosa rozpłynęła się, wchłaniając w ziemię. Jej postać zmaterializowała się za demonicą i cięła mocno. Na plecach pojawiła się głęboka, krwawiąca rana, a sama poszkodowana charknęła głośno, nabierając głęboko powietrza.
-Ty suko.
- Za dużo szczekasz.
Wściekła kobieta nie patrzyła już gdzie atakuje, robiła to na oślep i z coraz większą szybkością, rana dawała o sobie znać, ale raniona duma była gorsza. Raz po raz Megi doznawała ran po ciele i po twarzy, jęknęła gdy głębokie cięcie przeszło przez jej oko i policzek, cudem uniknęła utraty narządu wzroku. Wtedy zauważyła lukę w gardzie srebrnowłosej, chwila czekania na kolejną gafę i uderzyła mocno pod żebra, a potem wymierzyła cios w twarz, który odrzucił przeciwniczkę. Wykorzystując swoją szybkość i zwinność znalazła się za nią i po raz kolejny zadała cios w plecy, następnie oszpeciła jej twarz tnąc przez całą długość podłużnej buźki. Aiko była pokonana, leżała jęcząc i próbując podnieść chociażby rękę. Chakirache mocno depnęła na jej dłoń, a tak krzyknęła przeraźliwie.
-Nie trzeba było ze mną zaczynać, suko. A i pamiętaj, na imię mam Meagane.
Gdyby wzrok mógł zabijać, niebieskowłosa leżałaby już martwa, ale teraz Aiko była dziwnie wyczerpana i bezwładna, ostatkiem sił wykrzyknęła:
-Na co czekacie idiotki?! Rozprawcie się z nią!
Stojące i obserwujące demonice należące do drużyny srebrnowłosej nagle jakby wybudziły  się z transu i wszystkie na raz wybiegły z barbarzyńskim okrzykiem. Atakowały na raz, co było nie fair, bo ich liczba była aż 7 razy większa. Czerwonookie nie były jednak tak sprytne i wyszkolone jak ich przywódczyni, a w postawach, atakach i gardzie widoczne były wiele niedociągnięć, luk. Megi poszło z nimi dużo łatwiej i po parunastu minutach wszystkie leżały. Jedna z nich jednak miała na tyle siły by pociągnąć fioletowooką na ziemię, tuż obok Aiko, która wykorzystała okazje i wbiła podłużny nóż w udo kunoichi. Po polu bitwy rozległ się rozpaczliwy krzyk, który słyszał Naruto, oddalony dobre parę kilometrów od pola walki. Szybko rozprawił się z nic nieznaczącym, psim demonem z którym nie mógł sobie poradzić młody chuunin i teleportował się w okolice miejsca krzyku. Leżąca na ziemi, w kałuży krwi Meagane sprawiła że zastygł w miejscu, a jego twarz zrobiła się blada jak ściana. Szybko jednak ocknął się i pojawił obok dziewczyny. Jej twarz była pełna łez i krwi, przechodziło przez nią okropne rozcięcie, ale nawet ono nie potrafiło zeszpecić anielskiej twarzy, która teraz była skrzywiona w okropnym grymasie bólu, a tęczówki były skryte pod powiekami.
-Meagane! Hej, słyszysz mnie?! Megi!!!!
-Zamknij się debilu, słyszę. Szmata trafiła w tętnice, potrzebuje pilnej pomocy. Musiałam się poruszyć, dzięki czemu zaczęło wypływać więcej krwi. Pomożesz?
-Jasne. – złapał ją w ramiona i oboje mieli zniknąć w ulepszonym jutsu Czwartego, ale nim to zrobili zobaczyli Szkarłatnego pochylającego się nad poranioną i przestraszoną Aiko. Słyszeli tylko krótkie urywki zdań, ale wiedzieli że srebrnowłosa złamała rozkaz i poniesie za to srogą karę.  W momencie gdy znikali, ciało podopiecznej Szkarłatnego było rozszarpywane. Umarła w torturach, przez ranienie fioletowookiej.
Moment później obydwoje pojawili się w jednostce medycznej, gdzie dziarskim krokiem podeszła do nich Tsunade. Widząc krwawiącą dziewczynę, która zdążyła wcześniej wyciągnąć niż i założyć opaskę uciskową stworzoną z paska od torby kazała ją szybko położyć na prowizorycznym stole operacyjnym. Tak też zrobił blondyn, a potem stał ciągle przy dziewczynie jednak po chwili został odsunięty przez dochodzących medyków. Kotara została zasunięta, a on mógł tylko stać przy niej i czekać. Teraz nie ważne było że niedaleko toczy się największa bitwa, teraz ważne było zdrowie najważniejszej dla niego kobiety. Obserwował uważnie co dzieje się dookoła, wiele łóżek polowych, z których większość była zajęta przez ranionych bardziej lub mniej. Każdy z nich miał opiekę i niecierpliwie czekał by jak najszybciej wrócić do walki, wtedy przy kotarze zaczęło się zbierać coraz więcej osób w białych lekarskich kitlach, a on usłyszał krzyk Tsunade „Tracimy ją”. Wtedy poczuł jakby jego serce stanęło, przestawało bić – umierało razem z Meagane.


* * *
Tak bardzo Was wszystkich przepraszam:( To nie tak że nie mam weny, ale cierpię na brak czasu. Mam teraz tyle zajęć, obowiązków, a wena przychodzi w takim momencie gdy nie mogę po prostu napisać. Dziś, z trudem udało mi się dokończyć ten rozdział, który czekał na to już ponad dwa tygodnie.

sobota, 12 września 2015

Rodział 26

Dni mijały, a wciąż nie było ani śladu po Szkarłatnym i tak dobrnęli do zimy, ale kilka dni przed Bożym Narodzeniem coś się zmieniło i Naruto wiedział. Biegł przez wioskę w stronę swojej rezydencji po drodze komunikując się ze wcześniej zwerbowanymi towarzyszami.
'To dzisiaj przyjaciele. Dziś czeka nas wojna, jeśli ktoś z was już nie jest pewny czy chce walczyć przy moim boku to odejdźcie. Nie zmuszę was do pomocy, ani śmierci dla mnie. To wasz wolny wybór. Ci którzy wciąż jesteście ze mną, przygotujcie się!"
Zakończył swoją telepatię i w tym momencie dotarł do drzwi rezydencji, przeszedł przez nie a następnie mijając kuchnie wszedł do dobrze ukrytej zbrojowni. Po jego lewej stronie znalazł się w tym momencie tygrys, który chwilę potem przekształcił się w białowłosego mężczyznę. Obydwaj wyciągnęli shurikeny i kunai ładując je do kabur, a także do zwojów. Każdy z nich wziął także kilka specjalnych noży Czwartego Hokage, ale te przydawały się bardziej starszemu Namikaze, młodszy albowiem opanował technikę idealnie i nie potrzebował pieczęci. Na koniec Naruto wszedł głębiej i schodząc po krętych schodach trafił do ostatnich drzwi. Specjalny kod pozwolił mu na przekroczenie i znalezienie się w małej komnacie w centrum której stała szklana witryna, a za nią wykuta na specjalnie zamówienie katana. Piękna, o czarnej klindze na której mknęły dwa powykrzywiane pasy- czerwony i biały. Rękojeść była w białym kolorze, a na niej pełno niebieskich diamencików i malutki napis, a raczej podpis posiadacza, który upoważniał go do trzymania miecza. Duma Naruto, do której części szukał przez długi czas, a teraz mógł w końcu ją wykorzystać. Rozbił szkło i schował miecz do zawieszonej na plecach pochwy. Biała koszula o dwóch niezapiętych guzikach, luźne, czarne spodnie zakończone ściągaczami i płaszcz w kolorach takich, jak miecz Namikaze. Ostatnią rzeczą było poprawienie uścisku czarnej opaski znajdującej się na czole. Był gotowy, nie tylko fizycznie. Psychicznie też był gotów na to, co stanie się już za niedługo. Razem z Torą, który znów był w zwierzęcej postaci udali się do gabinetu Hokage i po krótkiej pogawędce zebrali się na dziedzińcu wioski. Blondyn przebiegł wzrokiem po zebranych, grupka osób która chciała wyruszyć z nim ciągle się powiększała, drudzy byli cywile, kobiety, dzieci i osoby, które nie czuły się na siłach. Ewakuowano ich do oddalonego, bezpiecznego miejsca. Zrobiło mu się ciepło na sercu gdy zobaczył Meagane w pierwszej grupie. Obcisłe spodnie w kolorze khaki z masywnymi kieszeniami i krótka czarna bluzeczka, na którą nałożona była takiego samego koloru kurtka z kapturem, który narzucony był na głowę dziewczyny. Niebieskie włosy kręciły się wokół jej twarzy lecz teraz związywała je w długiego warkocza by choć chwilę nie przeszkadzały. Bojowy wyraz twarzy i czarna opaska, taka sama jak u Naruto, motywowała chłopaka jeszcze bardziej. Ich wzroki się spotkały, a wtedy przeglądnął resztę sojuszników. Sasuke stał patrząc hardo na wszystkich zebranych, nas szyi miał brudną, gdzieniegdzie podartą opaskę wioski. Była to jedyna pamiątka po różowowłosej, chciał by była z nim tego dnia, chciał czuć jej obecność. Obok stał Itachi, obaj ubrani w czarne stroje z symbolem rodziny Uchiha. Wtulona w niego opierała się Yamanaka, a raczej pani Uchiha od jakiegoś miesiąca. Wzięli ślub w pierwszy dzień zimy, skromna uroczystość, która ucieszyła wszystkich znajomych. Blondynka ubrana była w zwykłe czarne spodnie i bluzkę o długim rękawie, na którą zarzucona była ochronna kamizelka także w tym samym kolorze. Miało to chronić delikatnie już zaokrąglony brzuszek żony Itachiego, która mimo stanu błogosławionego uparcie dążyła do tego by pomagać, była medykiem i umiałą pomóc. Nie mogła po prostu siedzieć w bunkrze i bać się o przyjaciół, gdy oni walczyli na śmierć i życie. Naruto miał wsparcie od każdego znajomego z jego rocznika i wielu starszych osób, sensei, a nawet dostrzegł maski ANBU w tłumie popleczników. Budził respekt w wiosce, wiedział to. Nigdy nie powiedziałby że tylko osób pójdzie z nim na rzeź. Dostrzegał to co się stanie wkrótce.
-Jesteś gotowa?
-Hai, Tora-sama.
-Oh Meg, kiedy ty się nauczysz? Po prostu Tora. Zaczynajmy!
Oboje przyklęknęli przykładając lewe dłonie do ziemi, ich oczy zamknęły się, a sami zaczęli wypowiadać jakieś dziwne słowa. Wiele osób nie mogło zrozumieć co się dzieje, stawali się niespokojni. Naruto w tym czasie tylko stał i obserwował z założonymi rękoma, ale gdy zobaczył reakcje uspokoił ich szybko.
-To jutsu ochronne, które nie pozwoli zranić waszych rodzin. Każde z nich jest pilnie strzeżone, a to dodatkowa, bardzo silna bariera. Nie bójcie się.
Niektórzy kiwnęli głowami, a inni dalej przyglądali się klęczącej dwójce.
-To już czas. Ruszajmy.
Podniósł dłonie do góry, a ninja znajdujący się wokół niego zaczęli biec do wyznaczonego we wcześniejszych przygotowaniach miejsca. Polany specjalnie przygotowanej przez najlepszych shinobi Konohy, pełną pułapek i ukrytej broni. Ustawili się w szyku na czele którego stał Namikaze, a zaraz po lewej i prawej stronie pokazali się jego wujek i dziewczyna, z którą nie rozmawiał od dnia wiadomości na cmentarzu. Wymieniali tylko uprzejmości i choć oboje cierpieli w ciszy, to Megi nie powiedziała że kłamała. Nie chciała tego zrobić. Uparcie jednak chciała być w drużynie broniącej niebieskookiego, który nie miał nawet czasu się nad tym zastanawiać. Teraz pozostało im tylko czekać.


-Posłuchajcie mnie wszyscy!
Mężczyzna zaczynał już się denerwować, gdy demony po raz kolejny nie zaprzestały krzyków, nie wytrzymał i podniósł dłoń, a jeden z nich, najgłośniejszy został porażony prądem i padł jak długi.
-No, w końcu. Spróbujcie tego jeszcze raz, a wszyscy poginiecie. Dzisiaj jest dzień zagłady dla rodu Namikaze rozumiecie?! Zostawcie mnie tego, który już raz się wymknął. Znieważył mnie więc teraz zginie już na pewno. Akamai! Masz zająć się Torą, a ty Hokkyo, twoja jest Meagane. Ale! Nic nie możesz jej zrobić, jedynie trochę poturbować. Ona ma trafić do mnie. ŻYWA! Rozumiesz?! Reszta zajmie się tymi wszystkimi psami z Konohy, są słabi więc z łatwością dacie radę.
-Tak Panie. - krzyknęli wszyscy chórem kłaniając się nisko.
-A teraz, przygotujcie się!
Wszyscy rozeszli się chcąc zebrać ich bronie, a Szkarłatny udał się do małej komnaty, gdzie z szafy wyjął swój strój. Przez jego goły tors przebiegały dwa pasy pełne zwoje, a na to założył długą do ziemi, czarną pelerynę, na której wypisane było wiele swego rodzaju run. Do czarnych, szerokich spodni włożył kolejne zwoje i noże, ostatnią rzeczą był przywieszony do pasa miecz. Przeglądnął się tylko w wielkim, zdobionym lustrze i uśmiechnął chytrze. Wyszedł, a schodząc jego płaszcz sunął się po ziemi, wszyscy patrzyli z podziwem na ich Mistrza.
-To już czas. Ruszajmy.


Wszyscy byli gotowi na przybycie największego wroga, stali lub siedzieli w ciszy, nasłuchując. Duża liczba osób znajdowała się po prostu w centrum polany, ale wiele z nich było schowanych. Specjalne oddziały na które byli podzieleni, miały całkiem odmienne działania. Jedni bronili dostępu do wioski, drudzy patrolowali, następni teleportowali do oddziału medycznego. Niektórzy schowani byli pod ziemią.
-Nadchodzą. - mruknął Sasuke słysząc tupot stóp.
-Nie, to nie oni.
I rzeczywiście, jak powiedział Naruto to nie była wrogo nastawiona grupa, a sprzymierzeńcy. Osoby, które poznał blondyn podczas swojej wędrówki, a także jinchuuriki.
-Witaj Kobura. - skłonił się nisko podchodząc do lidera przybyłej grupy.
-Naruto, przyjacielu! - mężczyzna przyciągnął kolegę do męskiego uścisku. Nie posiadał on włosów, a na czaszce wytatuowaną miał kobrę. Jego ciało było umięśnione i widać to było nawet pod zwykłym, białym kimonem.
-Co was tu sprowadza?
-Jak to co? Tyle słyszało się o twojej postaci odkąd od nas odszedłeś. Swoją drogą, to nie było miłe zostawić mnie tam. Myśleliśmy że nie żyjesz, ale gdy usłyszałem o twojej walce to zebraliśmy się, na pomoc.
-Oh tak, przepraszam przyjacielu. - zaśmiał się przepraszająco i założył rękę za głowę. - Ale nie możecie tego zrobić.
-Słuchaj Naruto. Ja cię nie pytam o zgodę, ja informuje.
-Ciebie nie da się przekonać, wiem o tym, ale może reszta? - popatrzył na drużynę, ale każdy z nich pokiwał głową. Nikt nie da się przekonać.
-Nie po to biegliśmy tyle czasu by teraz wracać głupku. - białowłosa dziewczyna o białych oczach uśmiechnęła się delikatnie.
-Witaj Tanja. Dobrze, jeśli tak. Dołączcie.
Szybko się rozgościli, a Naruto razem z mężczyzną o długich, zielonych włosach usiedli w oddali na kamieniach rozmawiając o strategi.
-Kto to taki? - spytał Sasuke.
-Ten o zielonych włosach? Uczył Uzumakiego, jeden z najlepszych strategów jakich znam. Shikamaru? Myślę że powinieneś do nich dołączyć.
-Haaa...
Nie dokończył, bo rozległ się wybuch który powalił wszystkich na ziemie.
-CHOLERA! - warknął Namikaze i pojawił się przed swoją drużyną. - Kuchiyose no jutsu!
Obie ręce zostały przyłożone do ziemi i teraz obok pojawił się Kurama warczący głośno i stroszący swoje 9 ogonów. Po drugiej stronie pojawił się biały tygrys, który tak szybko jak to zrobił, tak znikł.
-Widzę że mamy huczne przywitanie. - zaśmiał się głos wokół nich.
-Dla ciebie zawsze tatku. - uśmiechnął się chytrze blondwłosy.
-Więc zatańczmy Namikaze!
Ruszyli w wir walki.

piątek, 4 września 2015

Rozdział 25

Przegrywali, walka trwała w najlepsze ale  niebieskowłosej i blondynowi nie szło najlepiej. Gdy po raz kolejny Naruto oberwał lądując na znajdującym się kilkaset metrów dalej drzewie, Megi czuła się wściekła i bezsilna. Chłopak upadł, leżał dotykając twarzą ziemi, ale co było gorsze nie ruszył się, nie wstał jak to miał w zwyczaju. Zaniepokoił Megi tak bardzo, że podbiegła do niego próbując pomóc wstać. Obróciła go na plecy, a głowę uniosła ku górze patrząc natarczywie na jego twarz. Włosy pełne pasemek były okryte kurzem i błotem, policzek siny a warga rozcięta. Jego mina wyrażała złość i zawód, przegrał. Był zbyt pewny wygranej.
-No, zakończyliśmy nasz mały pojedynek. Nie jesteś gotowy Uzumaki Naruto. Nie zasługujesz na miano Namikaze.
W oczach blondwłosego zataił się ognik złości a sam wstał jakby nic mu nie dolegało. Zdjął i tak podartą już doszczętnie koszulkę zostając w samych szarych spodniach dresowych.
-Nigdy więcej tak nie mów. Zasługuje na to rozumiesz? Zrobię wszystko żeby być godnym.
W pewnej chwili poczuł się wyjątkowo, jego ciało objęła białoniebieska poświata  i zniknął pojawiając się przed mistrzem. Atakował z nową siłą co raz pojawiając się przy mistrzu, każdy mięsień go bolał mimo to nie poddawał się i wciąż napierał na broniącego się.
-Zrobię.Wszystko.Żeby.Zasługiwać.Na.To.Nazwisko.Mistrzu.
Z ostatnim ciosem wytoczył uderzenie w podbródek które wyrzuciło Kooriego w powietrze. Starzec upadł, miał problemy z podniesieniem się, ale gdy to już się stało, skłonił się lekko.
-Brawo Uzumaki Namikaze Naruto.
-Arigatou. - mruknął blondyn i osunął się na ziemie nieprzytomny

Po sparingu syn Czwartego Hokage spał przez bite dwa dni, Megi zaczynała się juz delikatnie martwić ale Yahiko mówił jej by spokojnie czekała. W końcu, pod wieczór w dniu trzecim Naruto zaczął powoli ruszać się, a parę minut później otworzył swoje wielkie oczy.
-Ty głupku! Nie strasz mnie tak.
Chakirache wtuliła się w jego obolałe ciało sprawiając że chłopak jęknął. Szlochała delikatnie w jego tors, a ten głaskał ją uspokajająco po włosach. Szybko jednak uspokoiła się i podniosła wzrok oglądając jego poobijaną, ale nadal przystojną twarz. Przesunęła wzrok na oczy, a wtedy promienny uśmiech wpłynął na jej usta. Te dziwne czarne oczy zniknęły, a Namikaze znowu odzyskał swój stary kolor. Patrzył na nią tymi niebieskimi tęczówkami wyrażającymi zdziwienie.
-Twoje oczy...
-Hai, wiem kochanie.
-A-ale jak?
Uśmiechnął się tylko w odpowiedzi, przyciągając ją z powrotem do uścisku.

Następnego dnia wieczorem umówili się na wspólne spędzanie czasu. Był to ostatni dzień w wiosce, jutro o świcie wracali do Konohy. I choć przykro im było opuszczać malownicze miejsce, to tęsknili za domem, za przyjaciółmi. Ciepło opatuleni w zimowe kurtki i grube, kolorowe szaliki spacerowali oglądając wszelkie budynki, stragany znajdujące się dookoła. W ich dłoniach znajdowała się rozgrzewająca gorąca czekolada przyozdobiona kilkoma słodkimi piankami i dużą ilością bitej śmietany. Gdy w końcu dotarli do rozpościerającej się za wioską góry, z której rozciągała się panorama całego kraju usiedli na odpieczętowanym przez blondyna ciepłym kocu i wtulili się w siebie. Spoglądali tak na każdy budynek komentując śmieszne dachy wyróżniające każdy z nich, a potem położyli się oglądając bezchmurne, rozciągające się nad nimi niebo. Każde pokazywało jaki kształt wyszedł im łącząc gwiazdy, śmiali się i sobie dokuczali.
-Patrz! Tam jest tygrys!
-Taaa, a ja widzę żyrafę.
-No serio Naruuuto. Nie nabijaj się ze mnie.
-Ja tam w tych gwiazdach nic nie widzę. Rozumiem mały wóz i duży wóz, ale reszta? Nie wiem gdzie wy to widzicie.
-No a tam jest niedźwiedzica.
-No, chyba na twojej głowie. - niebieskooki śmiał się cały czas sprzeczając z dziewczyną. W pewnym momencie uniósł się widząc spadającą gwiazdę.
-Patrz! Widziałaś?
-Co takiego?
-Spadającą gwiazdę.
-Żartujesz chyba
-Nie, widziałem na prawdę. Teraz czas na życzenie. - mocno zacisnął oczy starając się jak najbardziej by wymarzona rzecz się spełniła.
- O czym pomyślałeś?
-A-a-a Jak ci powiem, to się nie spełni.
-Oj Naruto?
-Nie!
-No weeeź.
-Nie.
-Prooooszę?
-Nie masz na co liczyć. - wysłał jej całusa w powietrzu i położył się z powrotem, a ta usiadła plecami do niego, obraziła się. Dla niego to wszystko było zabawne, takie beztroskie. Pociągnął ją z taką siłą że upadła na niego i pomógł się obrócić, a gdy to się stało przycisnął swoje usta do jej, nie pozwalając się odsunąć. Chwilę starała się nie reagować. ale potem poddała się i oddała pocałunek zatracając się w nim.
-Dawno się tak nie czułam.
-Ja też, nie wiesz jak strasznie mi tego brakowało.
-Uwierz, mi też.
Patrzyli na siebie i uśmiechali się, napawali się otaczającą ciszą, spokojem. Wtedy Meagane spojrzała na niebo, a jej oczy zaświeciły z podniecenia. Na niebie rozpościerały się różnej szerokości pasy w pięknych kolorach, tęczowe pręgi przybierały kuliste, zawijane i falowane kształty.
-Zorza polarna. - mruknęła cicho, jakby do siebie.
-C-co? Wow. - Naruto najpierw nie rozumiał, ale potem popatrzył tam gdzie podążał wzrok Megi i zrozumiał. Obydwoje zastygli obserwując piękne dzieło natury.
-Gdy byłam mała, rodzice zawsze zabierali mnie tam gdzie przewidzieli że pojawi się zorza. Było to dla nich czymś świętym, symbolizowało szczęście. Zawsze kazali mi podążać w jej stronę. Miała dawać mi nadzieję i siłę na dalsze przeszkody. To najpiękniejsze, co mogło nas tu spotkać.
-Tak to jest niesamowite, gdy byłem z Torą raz udało mi się taką zobaczyć, ale zostało to brutalnie przerwane przez bójkę, którą wywołał jakiś facet. Chciał ukraść wujowi pieniądze, a gdy ten to zauważył to uderzył. Rozwalił mu nos, ale tamten był w dużo gorszym stanie. Z Yahiko się nie zaczyna.
-Zdążyłam to zauważyć. - zaśmiała się dziewczyna i po raz kolejny wtuliła w Naruto opierając głowę na jego barku.
-Wracajmy. Drżysz. - skinęła głową czując jak drętwieją jej palce i wstała pociągnięta przez blondyna. Złapał ją za rękę, a wtedy poczuła rozlewające się po jej ciele ciepło. Spojrzała na towarzysza i zrozumiała po uśmiechu, że to dzięki jego umiejętnościom. Szli w ciszy przez dłuższy czas delektując się wieczorem, stragany zostały już zamknięte, a większość ludzi ogrzewała się w domach przy ciepłym kominku z gorącą herbatą i kocem.
-Megi?
-Tak Naruto?
-Słuchaj, myślałem o tym dłuższy czas, ale może... Spróbowalibyśmy jeszcze raz? - dziewczyna przystanęła, a on wpatrywał się w jej plecy.
-Nie.
-Nie? Ale dlaczego? Przecież jest nam razem do..
-Po prostu nie. To była zemsta, zwykłe odpłacenie.
-C-co?
-Oh daj spokój. Zraniłeś mnie, przez ciebie moje serce pękło na milion kawałków. Chcę żebyś czuł to samo.
-Meg... - nie zdążył nic dodać bo dziewczyna zniknęła, a on w furii rozwalił stojącego nieopodal wielkiego bałwana, wsadził ręce do kieszeni i szedł dalej w ciemność nie mogąc uwierzyć. Ona nigdy taka nie była, nie umiała kłamać. A bycie tak dobrą aktorką? Nie rozumiał.

Pojawiła się w pokoju i padła na łóżku szlochając głośno.Pięknie zaścielona satynowa kołdra, która tłumiła jej łkanie była teraz wymięta od ściskania drobnymi dłońmi i kopania. Gdy uspokoiła się w miarę po paru minutach, najciszej jak mogła zeszła na dół i zrobiła sobie kakao. Potem szybko przemknęła z gorącym napojem i usiadła na łóżku przykrywając się grubym, puchowym kocem. W jednej dłoni trzymała czekoladowe ukojenie, a w drugiej tanie romansidło, które sprawiło że cały wieczór nie potrafiła przestać płakać. Wszystko kojarzyło się z Naruto.

Następnego dnia rano wszyscy stali w salonie domu Tory i żegnali się od powrotu blondyna, co stało się jakoś niecałą godzinę przed ich wyjściem nikt nie miał za wesołych min. Białowłosy wiedział że coś stało się między podopiecznymi, ale nie chciał na nich napierać. Czekał cierpliwie aż sami wyjaśnią, widok naburmuszonego Naruto o minie zabójcy niezmiernie go denerwował, ale wiedział o wybuchowości bratanka, a także o tym że w złości potrafi na prawdę zmienić się w zabójce. Po krótkich grzecznościach z mistrzem Koori i jego córką wyruszyli w drogę powrotną. Pierwszy, znacznie oddalony od pozostałej dwójki biegł Uzumaki, chciał wyładować swoją złość i ból, ale na mało się to zdawało.
-Naruto!
-Niech sensei go zostawi, mieliśmy małą sprzeczkę.
-Wystawia się i nas na atak. Jak mam być spokojny? On... - nie dokończył bo usłyszeli huk z przodu, a patrząc w miejsce gdzie był towarzysz widzieli tylko tumany kurzu. Dobiegli tam szybko, ale blondyn siedział po turecku na ziemi, obok niego leżały dwa ciała - kobieta i mężczyzna. Mieli takie same jasnobrązowe włosy i czarne, dobrze przylegające do ciała strój. Ich miny wyrażały przerażenie, ściągnięta w bólu twarz i zastygłe oczy.
-Za wolno. -wzruszył ramionami i pobiegł dalej nie patrząc nawet na zabite osoby. Tora westchnął i spopielił ciała kiwając Meagane głową aby ruszyli dalej.
-Nie był taki.
-Nie Megi, nie był. Stał się taki po śmierci Kankuro. Czasem bawiła go śmierć jego ofiar. lubił słuchać jak błagają o śmierć, ale tylko wtedy gdy był bardzo zdenerwowany lub zraniony.
-Nie mogę z nim być mistrzu. - szepnęła cicho, a łza spłynęła po jej policzku, za nią następna i kolejna, która jednak nie zdążyła spaść starta przez białowłosego.
-Spokojnie mała, on zrozumie. Musi ochłonąć.
Kiwnęła głową i dalszą drogę biegli w ciszy, bez zbędnych przeszkód i wybuchów Naruto. Niedługo potem na granicy dwóch krain stanęli na nocny postój.
-Kto bierze pierwszą wartę?
-Ja!- zerwali się oboje młodzi patrząc na siebie wrogo.
-Dobrze, to ja będę pierwszy. Tu jest wasz namiot.
-Śpij w nim sama, będę spał pod gołym niebem.
-Proszę nie, śpij tam ze mną. Wiesz że ich nie lubię.
-Nienawidzisz. - zaśmiał się, ale poszedł za nią do małego, niebieskiego namiotu, gdzie obydwoje szybko zasnęli w osobnych śpiworach. Rano pierwsza stała niebieskowłosa, była zdezorientowana, ale wyszła na zewnątrz chcąc się orzeźwić. Z ułożenia słońca podejrzewała że jest gdzieś 6.30 rano, mistrz siedział na drzewie obserwując ją.
-Dlaczego?
-Bo przemęczaliście się, trzeba było wam porządną dawkę snu.
-Arigatou.
Wymienili uśmiechy i dziewczyna rozpaliła małe ognisko, gdzie upiekła kawałki mięsa zapakowane dla nich przez Noun. Gdy pożywienie było prawie gotowe z tymczasowego łóżka wydostał się Naruto przeciągając mocno. Zniknął im z oczu, a chwilę potem siedział na małym pieńku.
-Musiałem się przebiec. Jedzmy i ruszajmy. - powiedział jak gdyby nic, a tamci kiwając głowami ze zdezorientowania usiedli wkoło zachwycając się przysmakami.
Do wioski nie dotarli tak szybko jak chcieli, ale byli nawet zadowoleni i pełni sił. Od razu udali się do Tsunade opowiadając o krótkim, ale owocnym treningu. Po pochwale i paru informacjach od Hokage wszyscy udali się w swoją stronę. Tora do rezydencji Namikaze, Megi i Naruto na cmentarz. Co było śmieszne, żadne nie wiedziało że drugie idzie w to samo miejsce.
Blondyn stał właśnie nad grobem rodziców modląc się, gdy zobaczył siedzącą na ziemi i szlochającą fioletowooką. Schował się, by go nie zauważyła, a gdy odeszła podszedł do nagrobka. Zamurowało go, przed nim rozpościerał się jego grób. Z czasów gdy był więziony przez wuja we własnym ciele. Popatrzył jeszcze raz na ozdobny napis i przejechał po nim dłonią następnie przeniósł wzrok na mały pojemnik na kwiaty, gdzie stał  bukiecik niezapominajek i mała karteczka. Wiedział że nie powinien, ale otworzył ją.

" Tak bardzo tęsknie kochanie, wiesz? Teraz to już nie to samo. Naruto Namikaze którego kochałam umarł w walce ze Szkarłatnym. Tak bardzo chciałabym cofnąć czas...

Twoja na zawsze, Megi"

Klatka piersiowa zaczęła boleć, a oczy niemiłosiernie piec. Czuł się jakby stracił wszystko po raz kolejny, ale na prawdę tak było. Ścisnął kartkę w dłoni i zniknął z cmentarza pojawiając się w swoim pokoju. Serce zaczęło boleć coraz mocniej, zaczynało mu się coraz gorzej oddychać,  upadł na kolana, dyszał, aż w końcu spadł.


-Znowu! Tak, udało się!
-Brawo Akamai.
-Nasza armia już się zbiera, potrzebujemy jeszcze tylko paru dni.
-Ty dowodzisz kuzynie. Wszystko jest na twojej głowie, a teraz ruszaj!
-Hai, powiadomię Cię gdy wszystko będzie gotowe.
Skłonił się nisko i odszedł, a w pomieszczeniu nastała ciemność, jedna świeca  oświetlająca tylko czerwone włosy i twarz Pana przyozdobioną diabelskim uśmieszkiem. Nikt go nie pokona.

* * *
Tak bardzo przepraszam :( Brak czasu, a co najważniejsze zastój, tak cholernie nie miałam pojęcia co pisać. Kolejny nudny rozdział skupiony na miłości. Ugh... Nie podoba mi się, chce żeby coś się działo, a z drugiej strony chcę byście trochę poczekali. Co mnie smuci? Co rozdział to mniej komentarzy. Wypaliłam się?


czwartek, 20 sierpnia 2015

Rozdział 24

Kolejne próby znalezienia niebieskowłosej i kolejna klęska. Nerwy Szkarłatnego były tak mocno poruszone, że przez jedno złe słowo, każdy mógł w niespodziewanym momencie stracić swoje życie. Co prawda minęły dopiero trzy dni, dłużące się 72 godziny, gdy obraz mający pokazywać Megi był biały.
- Akamai! - warknął głośno sącząc czerwone wino.
Wtedy otworzyły się drewniane, zdobione drzwi, które obite były czerwonym materiałem, a w nich pokazał się wysoki mężczyzna o fioletowych włosach i czarnych tęczówkach, w których pojawiał się biały pasek. Ubrany w czarne, dopasowane spodnie i białą koszulę, z uśmiechem który każdą z kobiet doprowadzał do szału. Był przystojny, każdy potrafił to stwierdzić, a to że nie bał się Szkarłatnego dodawało do jego uroku.
-Tak, Panie?
-Czy powiesz mi w końcu co się stało? Dlaczego jej nie widzę?!
-Oh kuzynie. A myślałem że jesteś taki bardzo mądry. Pomyśl.
Czerwonowłosy mężczyzna zastanawiał się chwilę, a gdy zrozumiał jego oczy zwężyły się ze złości. Uśmiech na twarzy towarzysza natomiast powiększył się jeszcze bardziej. Szkarłatny warknął głośno i uderzył w szeroki podłokietnik, a kobieta która właśnie dolewała trunku do jego kielicha podskoczyła wylewając napój na tron i ziemie.
-Ty idiotko! Lepiej to posprzątaj.
-H-hai Panie. Prze-przeprasz-am.
-Kraj Śniegu? Do cholery jasnej. Skąd wiedzieli?
-Myślę że nie wiedzieli. Tora jest z nim związany. Trenował tam. - czarnooki wzruszył ramionami mówiąc to.
-Wiem o tym doskonale. Argh. To wszystko psuje. A teraz... WYJDŹ.
Czerwonowłosy wstał, a widząc zamykające się za kuzynem wrota zaczął krążyć po komnacie. Sam nie wiedział co robić. Pierdolony Namikaze mu się wymknął, chociaż sam tego nie wiedział.



Pierwsze dwa dni były dla Meagane i Naruto ciekawe, ale bardzo męczące, Tora dał im trochę czasu na zwiedzanie i chociaż podobały im się widoki dookoła nich, to krępowały niektóre zachowania. Każdy kiwał im głową lub skłaniał się z szacunkiem, czasem ludzie obdarowywali ich drobnymi podarkami. W ciągu tego czasu zdążyli przeglądnąć całą wioskę, a ona nie była mała. Miejsce było dwa razy większe od Konohy, a wszystko pięknie pokryte białym puchem, gdzieniegdzie rozpościerały się wielkie, lodowe rzeźby przedstawiające władców i zasłużonych wojowników tego kraju. Drugiego dnia po śniadaniu dwójka z Wioski Liścia wybrała się na spacer, chcąc korzystać z uroków miasta, póki jeszcze mogą. Przechodzili właśnie przez piękne osiedle gdzie wisiało pełno lodowych zawieszek, gdy zobaczyli coś, co wprawiło ich w osłupienie. Otóż przy dużym, śnieżnobiałym budynku znajdował się posąg, ale nie byle jaki posąg. Rzeźba przedstawiała wujka Naruto, Yahiko. Półprzezroczysta figura Tory dumnie prezentowała na pięknej ulicy. Oglądnęli dokładnie swoje znalezisko po czym ruszyli w stronę niedużego motelu, gdzie zatrzymali się na dany czas.Gdy powiedzieli o tym mistrzowi, westchnął głośno i opowiedział im historię o swoich zasługach.
-Ten budynek pod którym staliście to mój dom. Nie chciałem żebyście wiedzieli. Myślałem że będzie lepiej, jeśli będziemy tu jako goście, ale jeśli już wiecie. - pstryknął palcami i znaleźli się w domu, który wcześniej oglądali z zewnątrz. W środku wszystko wyglądało równie pięknie. Skórzana kanapa i dwa fotele w ciemnobrązowym kolorze, biały, puchaty dywan ciągnący się przez większą część pomieszczenia. Co dziwne, ściany były z lodu, na którym w niektórych miejscach pojawiał się śnieg i mimo tego że było tam ciepło, nic się nie topiło.
-To specjalne ściany. - wyjaśnił im wtedy Yahiko. - Nie da się ich tak łatwo stopić. Ba! Nie wiem nawet czy nie mielibyście problemu ze zniszczeniem ich, ale wstrzymajcie się z tym. Nie to będziemy trenować.
Ostatnie dwa zdania wypowiedział widząc błysk w oku młodszego blondyna. Wiedział że ten myśli już jak pokazać, że wujek myli się jeśli myśli że Naruto nie da rady.
-Słuchaj mały, pamiętasz że dzięki mnie odkryłeś swoją potęgę Namikaze. Wiesz że potrafisz jutsu lodu, ale teraz to udoskonalimy. Będziesz w tym równy mnie. Rozumiesz? - nie czekając na odpowiedź Tora klasnął w dłonie i cała trójka przeniosła się do wielkiego, jasnego pomieszczenia zbudowanego z drogo wyglądającego kamienia. W równych odstępach ustawione były kolumny podtrzymujące sufit, a na środku przestrzeń o kształcie koła. Płyty, którymi była wyłożona układały się w niebieskiego smoka walczącego z zieloną bestią. Wyglądało to pięknie, a wszystko mieniło się w przyciemnym pomieszczeniu. Wewnątrz tego malunku, na pustej przestrzeni unosił się starzec. Posiadał on długą, siwą brodę i niewielką ilość włosów, pomarszczona twarz pokazywała że wiele przeszedł w swoim długim życiu, ubrany był w białe kimono przeplatane niebieskim pasem. Na piersi znajdował się naszyty tygrys, a na szyi długi rzemyk, na którym zawieszony był płatek śniegu. Ułożony był w pozycji lotosu, a jego oczy były zamknięte. lecz gdy tylko poczuł obecność przybyszów, otworzył je, przez co Megi się wzdrygnęła i cofnęła delikatnie. Mężczyzna stanął na nogi i wtedy blondyn zauważył że mnich unosił się nad wodą, niewielkim okrągłym stawem mieszczącym się w sercu świątyni. Yahiko skłonił się mu nisko, a ten odpowiedział uśmiechem. W ślad za białowłosym poszli jego podopieczni patrząc z zaciekawieniem na osobę naprzeciwko.
-Naruto, Megi to mistrz Koori, jest moim mentorem i nauczył mnie wszystkiego. Mistrzu, to mój bratanek Naruto, syn Minato i jego uko... ekhem przyjaciółka Meagane Chakirache z Kraju Księżyca.
-Hai, znam was. Witajcie w mojej świątyni. Jak mniemam Naruto, przyszedłeś po moc? Chcesz pokonać Szkarłatnego, tak?
-S-skąd pan wie?
-Wiem dużo rzeczy młodzieńcze, od dziś będę twoim mistrzem. Chcesz tego?
-Hai sensei! A co z Megi?
-Ah tak, ta dziewczyna. Hmm... Noun!
Starzec zawołał głośno, a spośród kolumn wybiegła młoda dziewczyna o białych, krótkich włosach sięgających do brody i szmaragdowozielonych oczach. Ubrana w podobne do starca kimono, kończące się przed kolanem. Jedynie jej rzemyk miał inną zawieszkę, a mianowicie białą różę. Skłoniła się przybyłym i stanęła u boku gospodarza.
-To moja córka, Noun. Będzie ona trenować Meagane. Jest świetna w taijutsu i genjutsu. Możecie odejść.
-Hai ojcze. - po raz kolejny kiwnęła w stronę starca i wskazując Megi drogę poszła do znajdujących się opodal drzwi.
-Więc Naruto. Ruszajmy.
Przenieśli się niedaleko, na kwadratową polankę pełną ciemnozielonych choinek przykrytych białym puchem. Gdy tylko się tam pojawili, blondwłosy zaczął szczękać zębami, ale dzięki Kuramie szybko pozbył się tego problemu.
-No proszę, zastanawiałem się właśnie jak sobie z tym poradzisz. Kyuubi tak? Niestety nie możesz korzystać z jego pomocy. Musisz sam sobie poradzić z otaczającym się mrozem. Musisz wejść z nim w jedność. - machnął ręką, a ciepło, które otaczało syna Minato rozbiegło się zostawiając go trzęsącego się. Zastanawiał się przez moment, a zaraz usiadł pod jedną z choinek próbując medytować.

W tym samym czasie niebieskowłosa siedziała w mniejszym pomieszczeniu rozmawiając o swoich przeżyciach z Noun. Zielonooka nie posługiwała się ninjutsu, odkąd kilkanaście lat temu straciła nad sobą kontrolę, czego skutkiem była śmierć jej matki, przestała. Taijutsu było czymś co trenowała od tamtego czasu, chciała umieć jak najwięcej, raniła się by nie pamiętać o zbrodni jaką popełniła. Trenowała do nieprzytomności, byleby tylko zapomnieć. fioletowooka uśmiechnęła się słuchając jej opowieść, kogoś jej to przypominało. A tym kimś był znajdujący się kilka kilometrów dalej blondwłosy, młody mężczyzna imieniem Naruto. Dziewczyny opowiedziały sobie nawzajem swoje historie popijając co jakiś czas herbatę, a potem wzięły się za trening. Na pierwszy ogień poszedł sparing na ciosy i w tej sprawie Chakirache poniosła szybką klęske. Noun pomogła się jej podnieść i pokazywała błędy w postawie i ruchach. Ten trening zajął im cały dzień i przyniósł niewiele efektów, ale za to Meagane była wyczerpana i jedyne co zrobiła po szybkiej kolacji, to położyła się do łóżka z gorącą herbatą rozmyślając.


Namikaze także leżał w swoim łóżku przykryty dwoma kołdrami i grubym, puchatym kocem, próbował zasnąć, ale kolejną godzinę nie udawało mu się to. Rozmyślał nad dzisiejszym dniem, nie przyniosło to wielu efektów, a był przemoknięty i przemarznięty. Jego palce odmawiały mu pracy do teraz, a minęły już prawie cztery i pół godziny. Westchnął i odkrył nakrycie wstając żwawo, wsadził stopy w puchate kapcie i wyszedł z pokoju. Zapukał delikatnie do pomieszczenia obok, a słysząc ciche "proszę" wszedł. W jasnoróżowej pościeli, oparta o poduszkę leżała Megi, popijając co jakiś czas gorący trunek, herbatę jak mniemał. Uśmiechnął się do niej i podszedł do łóżka siadając w jego nogach, a gdy odkryła kołdrę wszedł pod nią, patrząc z wdzięcznością.
-No więc, jak minął ci dzień? - po długiej ciszy odezwał się Namikaze z uwagą przyglądając się towarzyszce.
-Męcząco, zawsze myślałam że moje taijutsu jest na świetnym poziomie, a Noun? Pokonała mnie w niecałe dziesięć minut.
-Wow, na prawdę? Nigdy bym nie powiedział. - był szczerze zdziwiony jej przegraną, zawsze wydawało mu się że Meg jest najlepsza. Dorównywała nawet jemu.
-A tobie? Jak minął dzień?
-Daj spokój, to jest katastrofa. Znaleźliśmy się na wielkiej polanie, pełnej choinek a ja miałem zlać się ze śniegiem, wejść w jakiś pakt z nim czy coś. Nie rozumiem tego i nie mam pojęcia jak to zrobić. Nie mogę ogrzać się przy pomocy Kuramy, a tam jest tak cholernie zimno, że wszystko mi zamarza. Do teraz czuje się źle.
Wypuścił powietrze mówiąc to, a wtedy poczuł jak drobne ciałko niebieskowłosej przytula się do niego pod kołdrą. Popatrzył na nią pytająco, ale widząc wzrok dziewczyny nie pytał o nic i wtulił się w nią mocno. On czuł wszechogarniające ciepło i to, jak mocno bije jej serce, a ona? Poprzez bordową, nie do końca zasuniętą bluzę czuła mięśnie, które z każdym treningiem były coraz lepiej wyrzeźbione. Rozmawiali cały wieczór, a Megi próbowała pomóc chłopakowi z rozwiązaniem zadania. Postanowił że wypróbuje jutro wspólnie wymyślone teorie, a gdy miał już wydostać się z objęć zasypiającej dziewczyny, zatrzymał go mocniejszy uścisk.
-Nie idź.- mruknęła cicho wtulając twarz w jego tors, nie chciała pokazywać swoich policzków, które teraz oblane były szkarłatną czerwienią. -Zostań ze mną Naruto.
-Dobrze. - skinął delikatnie głową, w jego głowie skakał z radości, a po brzuchu rozchodziło się gorąco.- Megi? Nie chowaj się przede mną.
Patrząc w jej stronę, oderwał ją od swojego torsu i podniósł twarz w górę ciągnąc za podbródek. Widząc zarumienione policzki, uśmiech powiększył się jeszcze bardziej.
-Jesteś piękna. - szepnął. - A dzięki tym rumieńcom, kocham cię jeszcze bardziej.
Nie dał jej odpowiedzieć, bał się że to wszystko zepsuje. Przycisnął swoje wargi do jej napierając na nią. Całował ją mocno, a za chwilę dołączył do tego swój język. Jęknęła przez pocałunek, było jak dawniej. Jak wtedy gdy jej nogi miękły widząc jego postać, a podczas jego pocałunku zapominała jak się nazywa.
-Naruto?
-Nie, proszę nie przerywaj. Megi? Wybaczysz mi kiedyś?
-Ja... Tak, jestem pewna. Ale jeszcze nie czas.
-Rozumiem, arigatou.
Położył się z powrotem ciągnąc za sobą fioletowooką, która położyła głowę na jego klatce piersiową. Objęła go mocno i zasnęła momentalnie. Ten jeszcze chwilę głaskał Megi po włosach, a potem
sam oddał się w krainę snów.


Rankiem białowłosy mężczyzna wszedł do pokoju bratanka chcąc obudzić go na trening. Jego zdaniem godzina piąta rano była najbardziej odpowiednim początkiem. Nie widząc jednak postaci blondwłosego w wielkim łóżku, zdziwił się. Przez myśl przeszło mu że może Naruto już trenuje, ale to było mało prawdopodobne. Chciał zapytać Megi, a wchodząc do jej pokoju, zagadka sama się rozwiązała. Dwójka leżała przytulając się mocno, dziewczyna spała, jednak chłopak leżał oglądając jej spokojną twarz. Widząc wujka, wyplątał się z jej objęć i pocałowało w czoło. Delikatnie, nie chciał przecież jej zbudzić. Witając się skinięciem głowy zszedł i na dół i po krótkim śniadaniu wrócił do treningu. Tak minął mu cały dzień, niestety bez wielkich postępów. Potrafił na chwilę zjednoczyć się ze śniegiem, co sprawiało że jego wnętrze się ocieplało, ale tak szybko jak to uczucie się pojawiało, tak szybko też znikało. Cały dzień nie widział ukochanej, myślał o niej i zastanawiał się co robi w danym momencie. Gdy nie zobaczył jej podczas wspólnej kolacji było mu smutno, pewnie nie chciała jeść z nimi, ale Tora powiedział mu że Chakirache nadal trenuje i wtedy pojawiła się, pod koniec kolacji. Całkowicie poobijana, w podartym kimonie i potarganych włosach. Z wargi i brwi leciała jej krew, a oko miała sine. Była jednak uśmiechnięta, czyli trening się udał. Widząc ją Uzumaki wstał i podchodząc przytulił mocno, a po tym pociągnął zdezorientowaną niebieskowłosą i posadził ją dopiero na oparciu wanny. Do której w między czasie napuszczał wodę.
-Może zaboleć. - mruknął cicho nie patrząc w jej oczy i przyłożył nasączony wacik do rannego oka. Od razu syknęła i próbowała się odsunąć, jednak Naruto trzymał ją mocno za kark. Powoli przesuwał małą szmatką chcąc zadać fioletowookiej jak najmniej bólu, robił to najdelikatniej jak tylko umiał. Widząc łzy w jej oczach zaczął całować każde zranione miejsce, a Megi czuła jakby był to dotyk motyla tak delikatny że ledwo go czuła. Skończył szybciej niż sądziła i wyciągnął z szafki puchowy, biały ręcznik kładąc go na pralce obok.
-Przyniosę ci piżamę. - i zniknął za białymi drzwiami od łazienki. Za chwile jednak wrócił, a w ręce trzymał coś czarnego i położył obok ręcznika uśmiechnął się do leżącej w wannie pełnej wody Megi i usiadł na podłodze opierając się o bok wanny.
-Eeee Naruto?
-Nie zostawię cię samej, nawet o tym nie myśl. Miałaś ciężki dzień i jesteś nieźle poszkodowana. Zostaje.
-Dobrze. - mruknęła cicho rumieniąc się po raz kolejny. Siedziała chwilę w gorącej wodzie, a gdy ta już ostygła wstała i szybko owinęła się wielkim ręcznikiem. Wyszła z wanny i sięgnęła po piżame, a widząc koszulkę Naruto na której nadrukowane były białe skrzydła uśmiechnęła się.Uwielbiała tę koszulkę.Wciągnęła na siebie ją i bieliznę, a wtedy poczuła że się unosi.
-Nie będziesz się już męczyć, ten dzień ci wystarczy.
-A tobie jak minął dzień? - zapytała ziewając głośno i wtulając się w ciało blondyna. Zasnęła nim dotarli do pokoju i tak jak wczorajszego dnia, obydwoje śnili w jej łóżku.

Parę dni później po długich rozmowach z Meaganie, a także po wskazówkach od Yahiko w końcu mu się udało. Zjednoczył się ze śniegiem i nie czuł wszechogarniającego zimna. Czuł się jakby wtapiał się w śnieżną kołdrę i nikt nie mógł go zobaczyć.
-Gratuluje, ukończyłeś dwa pierwsze etapy treningu. Zjednoczyłeś się z zimą, a także udało ci się wtopić w jej piękno. Trudno teraz dojrzeć gdzie jesteś Naruto, ale ja to czuje.
- Dziękuje mistrzu. To było trudne, ale ciekawe.
-Zrobiłeś to nawet szybciej niż Yahiko. Teraz czas na ninjutsu. Co powiesz na jutsu wytwarzające burze śniegową? Jest bardzo potężne.
-Tak mistrzu! Zróbmy to!
Tak minęły Naruto kolejne dni, codziennie ćwiczył coraz to nowsze techniki, a każda była potężniejsza od poprzedniej, szło mi bardzo dobrze i był rzewnie chwalony przez starca. Często wieczory spędzał z Megi i każdego dnia spali razem. Czasem całował dziewczynę jednak nie stało się między nimi nic poważniejszego. Wspierali się wspólnie  i przytulali gdy jedno potrzebowało pomocy po treningu lub po prostu towarzystwa po ciężkim dniu. Obydwoje starali się nauczyć jak najwięcej, a wszystko miało być podsumowane następnego dnia. W sparingu z mistrzem Koori.

środa, 5 sierpnia 2015

Rozdział 23

-Naruto!- warknął po raz kolejny Tora.
-Nie, kurwa nie! Chyba cię coś boli, jak myślisz że wyjadę tak daleko.
-Słuchaj gówniarzu, to jest potrzebne!
-Gówno, a nie potrzebne. Tak samo możemy trenować tutaj, na miejscu. Dlaczego akurat Kraj Śniegu.
-Bo tylko tam opanujesz całkowicie swoje możliwości.
-Tora... Wiesz że ja nie.. - ostatnie słowa przerwało mu pukanie do drzwi, w których po chwili pojawiła się niebieskowłosa piękność. Patrzyła na starszego mężczyznę, wodziła wzrokiem po całym pomieszczeniu byle nie patrzeć na właściciela zwykle niebieskich oczu. Naruto w przeciwieństwie do Megi nie unikał patrzenia na nią, wręcz przeciwnie. Ciągle oglądał jej sylwetkę, patrzył na piękną twarz, która w tym momencie była skupiona, a usta ściągnięte były w cienką linię.
-Ohayo Panie Tora. Chciałabym zabrać jeszcze parę moich rzeczy.
-Hai Meg, ale mów do mnie po prostu Tora. Czy potrzebujesz pomocy?
-Oh.. w porządku Tora. Nie, arigatou.
Fioletowooka szybkim krokiem przemknęła obok blondyna i ruszyła w stronę schodów. W tym momencie ten właśnie mężczyzna zaciągnął się pięknym zapachem, który po sobie zostawiła. Fiołki, piękne fioletowe kwiaty, o niesamowitej woni, które uwielbiała zbierać. Zawsze tak pachniała, zawsze czuł mocny ich zapach, gdy ją przytulał. Tak samo jej włosy, każdego dnia pachniały jagodami. Uwielbiał to w niej, uwielbiał jej zapach. Westchnął na samą myśl.
-Naruto. Potrzebujemy tego.
-Ale ona... - jęknął cicho, wiedział że nie wygra z wujkiem.
-Tutaj będzie bezpieczna.
-Nie! Jeśli mam iść, ona idzie z nami.
-Co? Nie może.
-Dlaczego?
-Bo ni...
-Dobrze pójdę, jeśli tylko w ten sposób jakoś pomogę, to się zgadzam. - wtrąciła się sama omawiana, która przez jakiś czas przysłuchiwała się rozmowie.
-Nie ładnie tak podsłuchiwać. - popatrzył na nią młodszy blondyn uśmiechając się szeroko, ta tylko wzruszyła ramionami.
-Tak wyszło. Więc? Kiedy wyruszamy?
-Jutro. I będziemy tam przez jakiś tydzień, może dwa.
-So ka. Więc idę się spakować. - wyszła z pokoju, a zaraz zamknęły się drzwi wejściowe. W tej chwili Namikaze obudził się z letargu i wybiegł za nią wołając "Czekaj Meg!". Ta widząc biegnącego za nią, popatrzyła zdziwiona i delikatnie zdenerwowana. Chłopak o dziwnych oczach stanął przed nią i założył ręce za głowę.
-Odprowadzę cię. - uśmiechnął się, a jej serce zaczęło być mocniej. Ten uśmiech był zarezerwowany dla niej, jej ukochany grymas na twarzy blondyna.
-Nie trzeba.
-Ja nie pytam o pozwolenie, ja Cię po prostu informuję.
Jęknęła głośno mówiąc tylko "tak, tak". Szli w ciszy obydwoje podziwiając piękne popołudnie, Wioska była pełna życia, co rusz widzieli jakieś stragany. Słońce grzało niesamowicie, a niebo pokryte było niewielką liczbą białych, puchowych chmur. Cisza w której szli nie była niezręczna, nawet im się podobała. Oboje rozmyślali o różnych rzeczach, Megi o bliskości Naruto i o tym, że nie powinna mu na to pozwolić, Naruto natomiast o jutrzejszym treningu. Był podekscytowany i szczęśliwy że będzie miał przy sobie ukochaną. W końcu Chakirache zatrzymała się, a ten rozglądnął się zauważając że byli już przy bramie rezydencji Uchiha. Ta droga minęła mu zdecydowanie za szybko.
-No... To ja już pójdę.- niebieska odwróciła się i zaczęła zmierzać w stronę bramy, gdy niebieskooki złapał ją za rękę i pociągnął. Ta odwróciła się gwałtownie patrząc na niego zdziwiona i trochę zdezorientowana.
-Zapomniałaś o pożegnaniu.- szepnął zbliżając się do niej z każdą chwilą, w końcu złożył delikatny pocałunek w jej rozgrzany policzek, a dokładnie w kącik różowych ust. Ta stała jak zaczarowana, nie mogąc się ruszyć. Czuła palenie na twarzy, wiedziała że jest całą czerwona. Patrzyła na odchodzącego Naruto trzymając się za miejsce, w które została pocałowana. Chwilę później wbiegła do domu i widząc stojącą w kuchni Ino podeszła do niej i bez przywitania pociągnęła ją do salonu.
-Gdzie Itachi i Sasuke?
- Itachi na misji, a Sasuke wyszedł wcześnie rano, nie mam pojęcia gdzie.
-Oks, ufff musimy pogadać, a więc Narutoznowumniepocałowałrozumiesz? Ajanatopozwoliłam.
-Woah! Zwolnij kochana bo nic nierozumiem. - zaśmiała się blondynka.
-Naruto mnie pocałował. To znaczy to był buziak w policzek, ale sprawił że mnie wmurowało. Pozwoliłam mu na to.
-Megi...
-Tak wiem! Jestem idiotką, a co ważniejsze... Idę z nim i Torą na trening. Nie wiem jeszcze gdzie, ale muszę z nim iść.
-Nie, nie to chciałam powiedzieć. Po prostu... ty zawsze będziesz go kochać i nie potrafisz żyć bez niego. Dlatego tak reagujesz, jakbyś zakochiwała się od nowa. Jesteś dorosła kochanie. Sama decydujesz o swoim życiu. A jeśli uważasz że Naruto jest dla ciebie dobry, to jest idealnie. Bo ja też tak uważam. Po prostu nie zbliżaj się za bardzo do niego, wiesz co to może spowodować.
-Co może co spowodować? - w tej chwili do salonu wszedł Sasuke gryząc duże, czerwone jabłko i patrząc wyczekująco na dziewczyny. Usiadł na czarnym, skórzanym fotelu i rozłożył się wygodnie oczekując na odpowiedzieć.
-Ah... Takie damskie ploteczki. Nie tyczy się to ciebie Uchiha.
-Uważaj Chakirache, po nazwisku to po pysku wiesz? Poza tym nikt nie jest tak sławny jak Uchiha. Masz szczęście że możesz mieszkać w domu tak szlachetnego rodu.
- Tsaaa,  o ile wiem, nie jesteś głową tego rodu. Nie ty decydujesz matołku, a ja? Znam lepszych od ciebie. - wytknęła mu język, a popatrzył na nią wściekłym wzrokiem, jednak nie wyszło mu to, a po chwili cała trójka wybuchła śmiechem. Megi i Sasuke przekomarzali się każdego dnia i uwielbiali to, był to swego rodzaju przyjacielski rytuał.


Następnego dnia trójka shinobi stała pod bramą wioski przygotowując się do odejścia. Najstarszy z nich rozmawiał z blondwłosą kobietą o dużym biuście. Był to przystojny mężczyzna o białych, krótko przystrzyżonych włosach i czarnych oczach o pionowej źrenicy. Ubrany był w białą koszulę, która była pewnie o rozmiar czy dwa za duża, luźno zwisała z umięśnionego ciała, aby ten miał swobodę ruchu, czarne spodnie 3/4 zakończone na obydwu nogawkach bandażem i czarne buty. Twarz okrytą miał kapturem, który połączony był z długą do ziemi czerwoną peleryną. Jego towarzysze byli o dobre parę lat młodsi. Jednym z nich był chłopak, który włosy miał w blond kolorze. Przyozdobione były one dużą ilością pasemek, co dziwne - naturalnych pasemek w kolorze czarnym i gdzieniegdzie białym. Dziwne, białe oczy, w których plątały się czerwone paseczki, jakby ogień. Ubrany w siatkową bluzkę na długi rękaw i biały bezrękawnik. Czarne spodnie z czerwonymi ognikami na kieszeniach dopełniały strój. Tak samo jak starszy towarzysz i trzecia osoba miał czerwoną pelerynę. Ostatni towarzysz, a raczej towarzyszka spięła długie, niebieskie włosy w dwa kucyki, grzywka swobodnie opadała po obu stronach twarzy, a kilka niechcianych kosmyków co chwilę opadało na oczy dziewczyny. Oczy, które były fioletowego koloru, wyjątkowo piękne oczy. Ubrana w krótki, czarny top i fioletową bluzę, która była zasunięta do połowy, czarna spódnica była rozkloszowana, a nogi przyozdobiły długie kozaki. Ręce okryte miała czarnymi rękawicami bez palców, które na wierzchu miały srebrną blaszkę. Każde z nich miało na plecach przyczepione jedynie kaburę, reszta rzeczy spokojnie leżała w zwojach, dokładnie zapieczętowali. Ostatnie pożegnanie z Hokage, gdy ta podeszła do zdziwionego złotowłosego i przytuliła go mocno mrucząc "Wróć". Ten jęknął głośno, czując jak zaczyna mu brakować powietrza, a pozostała dwójka tylko się śmiała. Gdy Piąta w końcu go puściła zaczerpnął mocno powietrza, by po chwili pomachać babuni i zniknąć wśród rozłożystych drzew. Cała trójka szczelnie okryła się płaszczami i przykryli twarze maskami. Osoby o podobiźnie Lisa, Tygrysa i Kota skakały z gałęzi na gałąź z niesamowitą szybkością.


Szkarłatny siedział na swoim tronie popijając czerwony płyn znajdujący się w dużym kielichu. Cały czas kontrolował poczynania Meagane i choć nie mógł jej słyszeć, to widział każdy jej ruch. Właśnie oglądał jak całą trójką przeprawiali się przez las, gdy obraz zniknął. Czarnowłosy rozszerzył swe oczy i wstał gwałtownie wylewając krwistoczerwone wino. Z furią w oczach wywalił stojący niedaleko stół, który pod naporem siły pękł. Szarpnął swoim tronem i ostrymi pazurami przeciął pokrywający go czarny materiał. Każdy kto wszedł do jego komnaty został potraktowany podobnie jak meble w niej stojące. Po kilku śmiałkach próbujących poprawić stan Pana, nikt nie odważył się już Mu przeszkadzać.


Właśnie przemierzali przez zielone krainy napawając się widokiem pięknych kwiatów i odgłosami przeróżnych istot, gdy przed ich oczami pojawiła się granica mroźniej krainy. Wyglądało to śmiesznie. Po jednej stronie mostu zielone otoczenie pełne drzew o dużej ilości liści i owoców, a po drugiej? Wszystko okryte puchem, ciemnozielone choinki pełne śniegu i zimowych ptaków, puste, gołe drzewa i niewielka ilość zwierząt. Otulając się jeszcze bardziej weszli w drugą krainę i zaczęli swoją wędrówkę wydeptaną dróżką. Każdemu powoli zaczęło robić się coraz zimniej. Megi zaczynała szczękać zębami czując otaczający mróz. Naruto skupił się i nagle całej trójce zrobiło się cieplej. Ogień tlący się w ciele blondyna otulił każdego z nich sprawiając że uczucie zimna było im obce. Kroczyli już przez jakiś czas, gdy w końcu dotarli do Wioski Ukrytej w Śniegu, głównej wiosce Krainy Lodu, zanim przekroczyli bramę, ich oczom ukazał się ninja o mocnej posturze, ubrany w białą bluzę na długi rękaw, takiego samego koloru spodnie i buty. Jego klatka piersiowa okryta była czarną kamizelką, a na czole znajdowała się czarna opaska z emblematem płatka śniegu. Oczy miał w kolorze mocno czerwonym. Klęknął przed nimi.
-Witajcie Tora-sama, Naruto-sama i Meagane-sama.
-Witaj Adame. - skinął mu Yahiko, a reszta tylko pokiwała głowami. Zaczynamy trening. Trening, który pomoże. Kto wie? Może nawet pozwoli Naruto wygrać. Kto wie....


* * *

Ohayo! Ostatnio w ogóle nie miałam czasu, w końcu są wakacje! A ja cały tydzień siedziałam z gośćmi :P ale już mnie opuścili, a dziś taka pogoda... że tylko siedzieć i pisać :) a teraz biorę się za poprawki poprzednich rozdziałów. Do następnego :) 

poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział 22

Powiedzieć że ostatni tydzień dla Namikaze był zabiegany, to wielkie niedopowiedzenie. Chłopak nie miał czasu kompletnie na nic, chwilowo przejął rolę Hokage, o co poprosiła go sama Tsunade. Kobieta nie mogła znieść śmierci ukochanego, nie dawała sobie rady. Była rozbita i cały czas płakała. Naruto przez cały czas musiał podpisywać różnego rodzaju dokumenty, słuchać raportów i rozdawać misje. Każdego dnia odwiedzała go Meagane z ponownym wnioskiem o opuszczenie wioski jednak każda jej próba kończyła się fiaskiem, a zdenerwowana niebieskowłosa wychodziła z gabinetu trzaskając drzwiami i przeklinając Uzumakiego. Kolejną rzeczą, którą miał na głowie syn Czwartego, była ceremonia pożegnania Jirayi i to nie tak że musiał to zrobić, nie. On obiecał sobie że zrobi to, najlepiej jak potrafi i właśnie ta uroczystość odbywała się dzisiejszego dnia.

Namikaze stał przed lustrem poprawiając czarne kimono przepasane białą szarfą. Uśmiechnął się patrząc na pas, dostał go już dawno temu od sennina, ale nigdy nie było gdzie go założyć. Dziś był ten dzień, wyjątkowy dzień w którym pożegnają się na zawsze. Zdjął opaskę przynależności do wioski i poprawił niesfornie opadające na oczy włosy. Był gotowy, ale tylko fizycznie, jego serce nigdy nie będzie gotowe aby zobaczyć go po raz ostatni, aby zapomnieć. Westchnął głośno, a jego oczy po raz kolejny się zaszkliły jednak nie pozwolił wypłynąć łzom, poprawił łańcuszek, który zawsze wisiał na jego szyi i wyszedł. Kierował się w stronę małej polanki, gdzie za dzieciaka zawsze ćwiczyli razem, to tam zdecydował się pochować chrzestnego i to tam postawi pomnik jego pamięci. Pogrzeb zaczynał się dopiero za dwie godziny, ale on wolał być wcześniej. Niedługą chwilę później był na miejscu, omiótł wzrokiem  nieduże pole o zbliżonemu do kulistemu kształcie na środku którego była teraz platforma, a przed nią pełno krzeseł i usiadł pod rozłożystym dębem, gdzie zawsze odpoczywali razem ze starszym mężczyzną. Pochłaniał każde drzewo, każdy krzak w pobliżu jego oczu jakby miał widzieć je po raz kolejny. Zamyślił się spoglądając na małą wiewiórkę skaczącą z jednego konaru na drugi. Wiedział że wszystko było jego winą, gdyby wszyscy wiedzieli wcześniej Sakura i Ero-sennin by żyli, Gaara nie byłby ranny, a Megi? Ona nie nienawidziłaby go. Bolało go to, nikt nie rozumiał jak bardzo poświęcał swoje uczucia, nigdy nie widział że musiał je porzucić aby móc być Matashim. Raniło go każde nienawistne spojrzenie ze strony Meagane, każde słowo wypowiedziane ze złością.

Zanim się spostrzegł, a zaczęli zbierać się ludzie powoli siadając na wyznaczonych miejscach. Podniósł się z miejsca i podszedł do szlochającej Tsunade po czym przytulił ją mocno, a gdy spojrzała na niego, uśmiechnął się lekko. Ona też uniosła kąciki ust do góry, w czymś co miało przypominać uśmiech.
-Dasz radę mówić?
-J-ja tak. Dla niego.
-Dla niego. - szepnął Naruto i poszedł w stronę podestu, po drodze łapiąc spojrzenie fioletowookiej. Gdy stanął na środku, wziął do rąk mikrofon i przejechał wzrokiem po zebranych. A było ich nie mało, w końcu każdy znał wielkiego Jirayę, Żabiego Mędrca. Ledwo mieścili się na małej polance, a niektóre sylwetki dało się zauważyć w oddali między wielkimi drzewami. Uśmiechnął się, wiedział że sennin byłby dumny mając taką uwagę.
-Ekhem, ugh jak wiecie... Przepraszam. - jąkał się początkowo, ale zaraz nabrał pewności.
- Jirayia był moim mistrzem, moim chrzestnym. Zastępował mi ojca, którego nigdy nie poznałem i kochałem go. Zawsze będę to robił. Chociaż czasem mnie denerwował, mieliśmy gorsze dni to zawsze mogłem na niego liczyć. Był jedną z najlepszych osób, które kiedykolwiek znałem i był świetnym ninją, gdyby nie on już by mnie tu nie było. Uratował mnie poświęcając swoje życie i wielkie Ci za to arigatou Mistrzu - ostatnie słowa wymówił patrząc w niebo. Wtedy poczuł delikatne, miłe chlaśniecie w twarz. Wiatr. Pogoda była piękna, niebo było czyste, żadna biała plamka go nie zakrywała, a słońce oświetlało swoim blaskiem. Nie było mowy o tym by wiał wiatr, ale wtedy zrozumiał i zamknął oczy dając się chlastać żywiołowi. Wiedział że to w pewnym sensie Jirayia. Czuł że mężczyzna był szczęśliwy.
- Nigdy nie powiedziałem mu że go kocham, nigdy nie podziękowałem za wszystko. Nie zdążyłem. W ostatnim momencie swojego życia powiedział do mnie, on poprosił mnie bym...- głos Naruto się łamał, a on spuścił głowę by nie widzieli łez lecących z jego oczu, ale zaraz się opamiętał. - bym mu wybaczył, ale to ja powinienem go o to prosić, bo to wszystko przeze mnie. Nie będę krył łez, nie będę się wstydził. Nie gdy płaczę przez niego. Jestem dumny mogąc nazwać go moim mistrzem. Jestem dumny z tego, że mogłem go znać. Dziękuję bardzo.
Parę osób ocierało łzy, a Naruto zszedł ze sceny, ale nie udał się na miejsce siedzące, poszedł pod dąb, ich miejsce. Wtedy w pierwszym rzędzie wstała blondynka i wyszła na miejsce gdzie przedtem stał on sam. Ocierając napuchnięte oczy, wysłużoną już chusteczką podeszła do mikrofonu.
-Jak wiecie jestem Piątym Hokage Konohy. Ostatnio nie dałam rady wykonywać moich obowiązków. Zawiodłam was i bardzo za to przepraszam. Staram się być silna, ale Jiraya... Był moim przyjacielem, a nawet kimś więcej. Kochałam go bardzo mocno i nigdy nie zdążyłam tego powiedzieć. Tyle razy próbowałam, ale za każdym tchórzyłam. Nie wiecie jak bardzo tego żałuje. Pamiętam czasy gdy był on młodym chłopakiem, oglądajacym się za każdą kobietą. - zaśmiała się przez łzy. - Taki był mój Jiraya, denerwujący. Ale potrafił zawsze mnie rozśmieszyć i pomóc. Był ze mną gdy zginął Nawaki, był ze mną gdy Dan umarł chroniąc mnie. Był ze mną, chociaż sam nie czuł się najlepiej.Po prostu... przepraszam was i obiecuje że się poprawie. To dla mnie cios prosto w serce, ale jestem pieprzonym Hokage tak? Poprawie się. A ty patrz na to z góry Jiraya, to dla ciebie. - każde kolejne zdanie wypowiedziane było z większą mocą, ale ostatnie wyszeptała i zeszła z podestu. Wtedy zaczęła się najgorsza część ceremonii, trumna z ciałem sannina została opuszczona, a Naruto  podszedł rzucając biały kwiat na drewnianą kopułę. Wziął łopatę i zakopał miejsce spoczęcia mistrza. Wtedy wszyscy po kolei podchodzili do kamiennej płyty i kładli białe róże. Tylko jedna jedyna Tsunade położyła czerwoną, na znak swojego uczucia. Szybko minęło to wszystko, a każdy rozszedł się  w swoją stronę. Został tylko Namikaze, który myśląc że jest sam  podszedł przed nagrobek i uklęknął przed nim. Nie wytrzymał długo, z jego oczu popłynęły wszystkie wstrzymywane łzy. Bólu, smutku, żalu. Nie bacząc na wszystko położył się na niedawno zakopanym miejscu i szlochał.Chwila słabości dopadła nawet i jego.

Temu wszystkiemu przyglądała się Chakirache, nie mogła znieść Naruto w tym stanie, ona też cierpiała. Ale nie mogła już płakać. Wypłakała wszystkie łzy, jej oczy były jakby suche. Obok niej stał czarnowłosy chłopak w kucyku.
-Wracaj do domu Meg, ja go zabiorę.
-Arigatou braciszku.
Uśmiechnął się do niej tylko smutno i podszedł do leżącego na ziemi ciała. Podniósł Naruto, który swoją drogą był doszczętnie wyczerpany. Nie spał ostatnie dni, męczyły go koszmary i bóle w głowie. Męczył się. Nie wiedział kto go niesie, nie wiedział co się dzieje. Stracił przytomność.


Głaskała blondyna po włosach siedząc na brzegu łóżka, był nieprzytomny więc mogła sobie na to pozwolić. Denerwowała się, blondyn spał już prawie trzy dni, ale z jego organami było wszystko w porządku. Wiedziała że był przemęczony, wiedziała ile znaczy dla niego Jirayia i nie mogła znieść tego całego bólu, jaki czuł jej ukochany. Wtedy poczuła delikatny ruch, a Naruto otworzył swoje oczy patrząc na nią. Zamrugał chcąc wyostrzyć obraz, a widząc Meagane siedzącą obok i głaszczącą go, uśmiech wpłynął na jego twarz.
-Och. przepraszam muszę już iść. - mruknęła cicho wstając i wychodząc z pokoju Namikaze. Ten jęknął przeciągle i wstał za nią. Czuł się otępiale, chwiejnie ale nie zostawił jej tak. Pobiegł za nią, a gdy była już przy drzwiach szarpnął ją i oparł przy ścianie. Przycisnął swoje ciało do jej, przytulając mocno.
-Tak bardzo cię potrzebuję Megi, tak bardzo...
-Puść mnie. - pisnęła dziewczyna, nie chciała się mu poddać, ale ten zaraz odsunął się delikatnie i złapał ją za podbródek. Chciała go odepchnąć, uderzyć, a ten tylko złapał jedną dłonią obie jej ręce i przycisnął do ściany nad jej głową. Przybliżył się tak że stykali się nosami i pocałował ją, najpierw delikatnie. A widząc że ulega mu wzmocnił pocałunek i dołączył do niego język. Całowali się zachłannie, z miłością jednak Meagane opamiętała się. Odepchnęła blondyna, który zdążył puścić jej dłonie i wymierzyła siarczyste uderzenie w jego policzek. Widział w jej oczach że żałowała, ale żałowała tylko tego że to przerwała. Mimo wszystko musiała, nie mogła pozwolić by byli znów razem. Przecież wtedy Szkarłatny spełnił by swoją obietnice, a ona nie chciała tracić Naruto nigdy więcej. Wybiegła, a on zrezygnowany wrócił do łóżka, gdzie czekał na niego Tora.
-Młody, oszczędzaj się. Czeka nas trening.
-Trening?
-Tak, musisz poprawić swoje umiejętności Naruto, a ja wiem co możemy zrobić. Za dwa dni zaczynamy.
-HAI!

W tym czasie Megi biegła do domu, po drodze potrącała ludzi ale nie zważała na to, liczyło się tylko to co zrobił Naruto. Tak bardzo cieszyła się gdy ją pocałował. Czuła się wtedy jakby była w niebie, ale bała się konsekwencji. Wchodząc do rezydencji Uchiha minęła w drzwiach zdezorientowanego Sasuke i siedzących na kanapie Ino z Itachim. Szybko zamknęła się w swoim pokoju dysząc głośno. Musiała się odprężyć, a to zapewni jej prysznic, więc udała się do łazienki, gdzie spłukała z siebie wszystkie smutki. Poczuła się dużo lepiej. Ubrała się w czarną, obcisłą bluzkę na ramiączka, na co zarzuciła kurtkę w takim samym kolorze i czarne, długie spodnie mocno opinające jej zgrabne nogi. Rozczesała mokre włosy i wyszła z łazienki. Rozglądnęła się po pokoju, niby wszystko było w porządku, ale okno było otwarte, a była pewna że jak wychodziła to je zamykała. Nie przejęła się tym bardzo, myśląc że to sprawka, któregoś z przyjaciół. Wtedy jednak zauważyła na łóżku niedużą kartkę i kwiat. Spoglądnęła najpierw na roślinę, a jej oczom ukazała się pięknie rozkwitnięta róża w kolorze czarnym. Tak czarnym jak smoła. Jęknęła gdy jeden z kolców przeciął jej palec i odłożyła ostrożnie kwiat. Przełknęła głośno ślinę i wzięła kawałek papieru.

" Nie posłuchałaś mnie kochanie. Teraz przyspieszyłaś proces jego śmierci. Teraz on umrze, a ja zabiorę to co do mnie zależy. To tylko Twoja wina.
S."
Rozpłakała się widząc to. Wiedziała, wiedziała że nie powinna przy nim siedzieć, wiedziała że powinna sobie odpuścić. Ale jak mogła? Przecież kochała go niewyobrażalnie mocno, a teraz sprowadza na niego śmierć. Nie wiedziała co robić, jak ma się zachować? Może mu powie? To wszystko było cięższe niż można sobie wyobrazić, a ona wiedząc jakie będą konsekwencje, oddała pocałunek. To wszystko nie tak....
Wtedy ktoś zapukał do jej drzwi, a ta szybko schowała "prezent" i mruknęła głośne "proszę". W drzwiach ukazała się blondwłosa głowa Ino, która widząc płaczącą po raz kolejny Chakirache podbiegła i wtuliła ją mocno w siebie.
-Opowiadaj Niebieska.
-Pocałował mnie, on mnie pocalował. - jęknęła zachodząc sie szlochem.
- O nie, ale Sz...
-Wie o tym, spójrz. - pokazała jej podarunek, a przestraszona Ino rozszerzyła swe niebieskie oczy.
- I co teraz?
-Nie wiem Ino, musimy coś wymyślić.

W tym samym czasie gdzieś w dalekich zakątkach Kraju Ognia do walki przygotowywała się ważna osoba. Mężczyzna o czerwonych oczach śmiał się okrutnie widząc zapłakaną twarz w niewielkim zwierciadle. Podniecało go sprawianie bólu fioletowookiej. Karmił się jej bólem, ale bardziej zadowalał go ból blondwłosego chłopaka. Czuł euforię, gdy myślał że go zabił, a teraz? Zrobi to na prawdę, więc będzie to jeszcze lepsze uczucie.
-Panie? - syknął ktoś cicho.
-Tak kochanie?
-Wszystko gotowe. Twoje demony już zostały sprowadzone.
-Wspaniale, dziękuje Hokkyo. Ah, wyruszamy już niedługo, gdzie Akuma?
-Zaraz go przyprowadzę.
Chwilę potem w drzwiach pojawiła się białowłosa, w dłoni trzymała smycz na której uwiązany był wstrętny trzygłowy pies. Długa, czerwona sierść pokryta była warstwą błota i brudu, a zębiska każdej z trzech paszczy były ostre i wielkie. Psy miały mocno żółte oczy z czarną, pionową źrenicą, wokół szyi każde z nich miało dłuższą pręgę sierści w kolorze białym, jakby coś w rodzaju obroży. Warczały głośno chcąc się wyrwać, a gdy Ho spuściła je ze smyczy, podbiegły do Pana łasząc się i skomląc.
-Wszystko zaczyna się teraz. - przeraźliwy śmiech rozszedł się po wielkiej sali, w której znajdował się tron zajęty przez Szkarłatnego. Czarnowłosy czekał tylko na najlepszy moment....