środa, 29 stycznia 2014

Rozdział 10

Piekło. Tak inaczej nie mogłem tego nazwać, wszędzie krew, ogień i ciała, po prostu zło… Domy były w ruinach, mury wioski nie istniały, a każda i to dosłownie każda ulica posiadała czerwony szlak, szlak z krwi. „ Kuso… niezła rozróba, co młody?” zajęczał towarzysz blondyna, jednak nie dosłyszał odpowiedzi gdyż chłopak ocknął się już i łapiąc w pośpiechu miecz pobiegł z niewyobrażalną prędkością w stronę wioski, a raczej jej szczątków. „ To nie może być prawda, nie, Gaara… mam nadzieje że żyjesz i Temari i Kankuro… Przyjaciele, czekajcie na mnie. Wróciłem i pomogę wam jak tylko mogę” młody mężczyzna skakał po budynkach próbując nie stanąć na żadną krew, z jego oczu leciały krystaliczne łzy rozbijające się najczęściej na spieszącym za nim tygrysem. Shinobi biegli jeszcze przez chwilę, gdy usłyszeli kolejny wybuch „ Shimatta”- krzyknęli obydwaj czując siłę jutsu i ruszyli dalej będąc tam za niecałe 5 minut. Naruto wylądował na kawałku czegoś, co przedtem było jak sądził mostem, tuż obok niego stanął Yahiko( oczywiście w postaci zwierzęcia), starszy Namikaze nawet się nie rozglądnął, jednak postanowił to zrobić gdy usłyszał szybki, płytki oddech towarzysza.
-NIE!Nie, nie nie nie. Powiedzcie że to nie prawda! Kankuro! Ty żyjesz, przyjacielu… żyj.- Tora nie zauważył nawet że jasnowłosy chłopak klękał teraz na samym środku roztaczającego się przed nimi wielkiego krateru trzymając coś na kolanach, a raczej kogoś jak się za chwile przekonał. Brązowowłosy chłopak, kilka lat starszy od Naru w czarnym stroju ściskający kurczowo broczącą z boku krew uśmiechał się w ramionach przyjaciela.
-Na-aru nie dałem rady,o-oni ich zabrali. Uratujesz ich, w-wiem to.- mówił wolno, ledwo dosłyszalnie a z jego ust wypływała krew. Namikaze próbujący medic-jutsu uratować przyjaciela szybko zaprzestał widząc że to nic nie da. – Nie boje się p-przyjacielu, zrobiłem wszystko co mogłem, c-ciesze się za te wszystkie wspólne chwile. Ari-arigatou. Powiedz mojemu rodzeństwu że, ż-eee ich.. Kocham. Naruto.- zalał się łzami widząc jak tlące się iskierki w oczach przyjaciela gasną a ręka którą trzymał podając Naruto małe zawiniątko opada.
-Kankuro… uratuje ich, dla ciebie.
-Naru? Chodź musimy iść, mam ich trop.
-Poczekaj, musze go pochować, daj mi 15 minut.
-Dobrze młody, poczekam niedaleko.
Podczas gdy Yahiko się oddalił blondyn przejrzał zamglonym wzrokiem okolicę i zobaczył stare, ale co dziwne całe drzewo. Zawinął „brata” w  śpiwór odpieczętowany ze zwoju i przeteleportował się z nim do rośliny, wielkiej i rozłożystej. Szybkim ruchem wykonał znaki wykopując głęboki, prostokątny dół i delikatnie wskoczył tam kładąc przyjaciela, a także jego kukły, największe skarby. Zabrał tylko jeden zwój z pleców przyjaciela i jego wisior z szyi. Przykrył go jeszcze jednym prześcieradłem, które wygrzebał z małego plecaka a potem wyskoczył z rowu zakopując go kilkoma ruchami. Wtedy zauważył kwiat na drzewie. Piękny, czerwony kwiat, a co było dziwne jeden jedyny, wszystkie inne były zwiędnięte, już nieżywe. Uśmiechnął się delikatnie i popatrzył w niebo myśląc „ teraz pilnujesz nas z góry, jako anioł stróż. Arigatou.”. Chłopak otarł łzy i przybierając hardą minę ruszył dalej, uśmiechając się lekko do towarzysza zniknął mu sprzed oczu pojawiając się kilka kilometrów dalej. Zwierzę  na początku było zdezorientowane, ale po chwili ruszyło za towarzyszem warcząc głośno.

Biegli tak przez dłuższy czas  nie odzywając się, co jakiś czas Naruto zatrzymywał się natrafiając na małe, ledwo widoczne ślady, poszlaki. Widząc coraz większe ilości krwi, narastała w nim coraz większa złość aż w końcu na promieniu kilkunastu kilometrów poczuł znajomą chakrę, chakrę Temari i prawie nie wyczuwalną chakrę Gaary. Przyspieszył kroku mówiąc w myślach do Yahiko że znalazł ich, na co tamten kiwnął tylko głową pozwalając Naruto  przyspieszyć jeszcze bardziej.  Nie zastanawiając się nad tym dłużej młodszy Namikaze zniknął całkiem z oczu Tory.

Naruto

Biegł nie zatrzymując się ani na chwile, czując coraz wyraźniej chakrę Temari i gasnącą chakrę Gaary, dopiero teraz wyczuł obce chakry i to dużą ich ilość. Wleciał na polankę bez zapowiedzi i rzucił się na shinobi trzymającego nóż przy gardle ledwo żywej siostry Kankuro, szybkim ruchem zabił go i zabrał się za następnych szybko pozbawiając ich życia przy pomocy taijutsu.” Pff, co za cieniarze.” Jęknął znudzony  Kurama, na co Naruto tylko się zaśmiał zastanawiając się co to za idioci i dlaczego Gaara i Temari nie dali im rady, w tej chwili ktoś, kogo nie wyczuł  Naruto zaszedł go z tyłu, jednak został zaatakowany przez wielkiego tygrysa, który wywalił go na ziemie. Młodszy Namikaze odwrócił się szybko, jego szeroko otwarte oczy wyrażały wielkie zdziwienie tym że nie wyczuł przeciwnika zachodzącego go od tyłu.
-Jak to możliwe, Tora?!
-Bo to nie jest zwykły przeciwnik Naru, to twoja pierwsza próba, zmierz się z własnym ojcem!
- O shimatta,a- ale jak mi się nie uu- uda?
-Nie ma  na to czasu! Dawaj młody!
-Hai!
Zastanawiając się krótszą chwilkę Naruto wybrał idealne jutsu na pierwszy atak. Krzycząc głośno ruszył do ataku, jego pierwszą techniką było jutsu ognia: Gouryuuka no Jutsu, wydmuchując wielki słup ognia, który niestety nie trafił w przeciwnika.
-Cholera, już widzę że będzie ciężko.
-Jedziesz Namikaze!
Naruto nie spostrzegł się, gdy Szkarłatny zaatakował go kopiąc mocno w plecy, tak że Uzumaki zatrzymał się na znajdującym się kilkaset metrów dalej drzewie łamiąc je na pół, szybko wstał i ruszył do ataku mimo ogarniającego go powoli bólu i zaatakował jutsu lodu, zamrażając wszystko wokół.
- O proszę, proszę. Widzę że mały Namikaze nauczył się nowych technik. To Ci nic nie pomoże, giń!
Z morderczym krzykiem Szkarłatny ruszył na Naruto, wyciągając wielki, zdobiony mecz i wycelował go w klatkę piersiową blondynka, jednak ten w ostatniej chwili wyciągnął miecz otrzymany od Tory i sparował atak. Tak zaczęła się wyrównana walka na miecze, jednak z każdą chwilą było widać coraz większą przewagę Szkarłatnego, odepchnął Naruto wytrącając mu miecz z dłoni i ruszył na niego jednak leżący na ziemi chłopak szybko obrócił się na bok unikając morderczego pchnięcia i wstał z prędkością świata składając kolejne pieczęcie i sprawiając że cała polana zaczęła płonąć, jednak nie rozmrażając lodu który znajdował się tam już wcześniej. Jednak gdy obrócił się aby znowu  zaatakować, Szkarłatny był wysoko na niebie śmiejąc się głośno „ Twoja Megi już prawie jest moja, wiesz Naru?” zniknął w tamtej chwili, chociaż przed tym złapał się za brzuch plując krwią, wtedy to Naruto się uśmiechnął.

Kilka minut wcześniej

Gdy Naruto  leżał na ziemi, robiąc unik dotknął delikatne przeciwnika za brzuch szepcząc „Kyuuhoshigan!”. Wtedy w brzuchu przeciwnika pojawiła się czerwona kula,  pełna niszczycielskiej mocy. Co prawda mało zrobiła Szkarłatnemu, ale potrafiła go delikatnie zranić.

Naru pojawił się za jego plecami próbując zaatakować go po raz kolejny wietrzną techniką jednak Szkarłatny obrócił się szybko patrząc na chłopaka najgorszym spojrzeniem, z możliwych.
-Już nie żyjesz, ty mały sukinsynu. Teraz dopiero mnie zdenerwowałeś. – mówiąc to zaczął brnąć na Naruto raz po raz zadając cięcia mieczem ,drugą ręką składał pieczęcie, nie spuszczając Namikaze z oczu. – Jesteś MÓÓÓÓÓÓJ!!! – krzyknął przeciwnik blondyna wykonując technikę ognia, która stworzyła wielką ognistą kulę, Naruto został w nią pochłonięty i wrzeszcząc z bólu szybko opadał z sił, jego skóra została całkowicie poparzona, a on sam pozbawiony chakry. „ Kurama! Pomóż proszę, potrzebuje trochę twojej chakry, musze wykonać jutsu lodu inaczej umrzemy!” lis popatrzył na niego, delikatne zmartwienie na twarzy zwierzęcia utwierdziło Uzumakiego w przekonaniu że mu pomoże, zaraz skinął wielkim pyskiem i zamknął oczy przesyłając swoją moc rannemu. Uwięziony w kuli otworzył oczy czując nową, napełniającą go energie, ogień przestał go palić, stał się przyjemny a to wszystko za sprawą Kyuubiego, któremu nie mógł zagrozić ten żywioł. Naruto doskoczył do  znajdującego się tyłem Szkarłatnego, który pewny był swojego zwycięstwa i zaatakował Torę. Chwycił miecz leżący na ziemi, wpuścił w niego chakrę, a gdy miecz pokrył się lodem i niebieską poświatą wbił go w brzuch Szkarłatnego. Zaatakowany puścił zwierzę, które trzymał za szyje i krzyknął czując ostrze wbite w jego brzuch, kolejny okrzyk gdy Naruto gwałtownym ruchem wyciągnął ostrze. Odwrócił się do zdeterminowanego chłopaka, hardo na niego patrzącego śmiejąc mu się w twarz rozpłynął się powoli w powietrzu.
-Shimatta! – blondyn uderzył dłonią o ziemie, był rozczarowany że mu się nie udało.
- Dobrze było, naprawdę młody. Dałeś rady, a teraz biegnijmy, twoi przyjaciele nie są daleko, wyczuwam ich. Są żywi, ale nie wiem jak długo.
Biegli  szybko gdy w końcu usłyszeli odgłosy walki, Naruto wyskoczył przed siebie lądując na przeciwniku, popatrzył na rodzeństwo, Temari była dość mocno ranna, nie przytomna, a z jej ran sączył szkarłatny płyn, Gaara stał przed siostrą chroniąc ją, jednak i  on ucierpiał, jego ubranie było w strzępach, a twarz cała we krwi, lewa ręka zwisała bezwładnie, a na brzuchu miał głębokie rozcięcie. Warcząc głośno Namikaze popatrzył na swojego przeciwnika, a widząc kto nim jest zachłysnął się powietrzem.
-Hokkyo?! Cholerna dziewczyno co ty tutaj robisz? Miałaś nie żyć idiotko!
-Zamknij ryj! Wiedziałeś że jestem ze Szkarłatnym, akurat ty to wiedziałeś debilu! Pozwoliłeś mu mnie zabrać! Dlaczego? Z jakiej racji?! Jesteś zwykłym chujem!  - po jej policzkach pociekły łzy, a oczy nie były już czarne, ich kolor rozjaśnił się, były teraz szare, jak deszczowe niebo.
-Nie mogłem, rozumiesz?! Nie dałem rady, wiem że cie zmusił, ale ja nie umiałem ci pomóc. Przepraszam… siostrzyczko … jesteś moją przyjaciółką. Przyjaciółką Megi, wrócisz do nas, obiecuje ci to.
- Ja już nie mogę Naruto, Masai… mój Masai… kuso, do zobaczenia przyjacielu. – jej oczy znów zmieniły kolor na czarny, a ona odepchnęła chłopaka gwałtownym kopniakiem w brzuch i uśmiechając się wrednie zniknęła pomiędzy drzewami, Yahiko chciał ją gonić, jednak młodszy z nich wystawił rękę zagradzając mu drogę.
-Jeszcze ją dorwiemy, zostaw wujku.
-„Jak chcesz młody, kto to był?”
- Moja przyjaciółka z wioski Meg, jej towarzyszka od urodzenia. Szkarłatny ją opętał.
-„Rozumiem… Pomożemy jej.” – zwierzę uśmiechnęło się delikatnie – „ A teraz musimy im pomóc.”
Naruto popatrzył na przyjaciół, o których zupełnie zapomniał i zobaczył Gaarę osuwającego się na ziemie.
-Shimatta! Gaara! Trzymaj się przyjacielu, użyje Hiraishin no jutsu, za kilka minut otrzymasz pomoc w Konoha- gakure. – mówiąc to wykonał pieczęcie, wziął Temari na ręce, tygrys natomiast wziął na plecy Gaarę i przylgnął bokiem do Naruto, który wykonał ostatnią pieczęć, poruszali się z prędkością świata, za sobą pozostawiając tylko czerwono- złoty błysk. Wylądowali w szpitalu, udoskonalona wersja jutsu, które wymyślił jego ojciec była naprawdę dużo lepsza, musiał tylko wiedzieć jak wygląda miejsce do którego chce się dostać, a szpital to miejsce, które doskonale pamiętał z dzieciństwa. Lądował tu aż za często po ciężkich treningach, po walkach. Zaraz po ich pojawieniu się na Sali zrobił się gwar, szybko podbiegła do nich pielęgniarka. Wyglądała na przerażoną, Namikaze nie przejmując się jej strachem powiedział szybko:
- Mamy rannych, musicie im pomóc, więc do cholery nie stój tu jak słup soli, tylko idź po Tsunade.
-A-ale Tsunade- sama jest teraz w biurze, t-to nie jej warta paniczu.
-Nie wkurwiaj mnie nawet, potrzebujemy Tsunade, oni umierają!

Słysząc krzyki na izbie przyjęć weszłam tam szybko, chcąc uspokoić sytuację, to co zobaczyła całkowicie ją zaskoczyło.
-Cholera! Dawajcie mi tu zaraz dwa łóżka i szybko na oddział intensywnej terapii, zawołajcie też Shizune-chan, niech zajmie się Kazekage, ja zajmę się Temari- san, jest bardzo ranna, a w jej żyłach płynie trucizna.
-A-ale Sakura-chan…
-Nic nie mów siostro! To Kazekage, naszym obowiązkiem jest mu pomóc więc szybko!
-Hai, pani doktor! – pracownicy szybko wzięli rannych na łóżka i wywieźli ich z izby, a Sakura popatrzyła na przybyszy, z zaskoczeniem.
- Nie trzeba było robić afery, pomogę im. Jestem Sakura Haruno, najlepszy lekarz w tej wiosce i zajmę się nimi, ale musicie mi później opowiedzieć co się stało i tak musze wezwać tu Tsunade- sama.
- Bez tego by się nie obeszło – warknął Naruto, poczuł rękę Yahiko, który stał się człowiekiem w drodze do Konohy. Popatrzył na wujka, który uśmiechnął się delikatnie i rozluźnił się. – Sami trafimy do gabinetu Hokage.
-Przepraszam? Mogę wiedzieć jak się nazywacie?
Hai, jestem Tora hanshu kōri, a inaczej Yahiko, a to m…
- Jestem Naruto Namikaze, a teraz żegnam. – wycharczał blondyn, chwycił Torę za ramię i oboje zniknęli poruszając się Hiraishin.
-Naruto…. Więc nie pamiętasz mnie, no tak, to było do przewidzienia. Zmieniłeś się – oszołomiona Sakura wpatrywała się jeszcze chwile w miejsce gdzie zniknęli, a gdzie został błysk- jedyny ślad po nich, po czym pobiegła na salę operacyjną, gdzie właśnie przygotowywano Temari.

Wraz z Yahiko pojawił się pod drzwiami gabinetu Tsunade i nie pukając wpakował się do środka, od wejścia zaczynając krzyczeć:
- Czy w tej wiosce nic nie działa jak powinno? Serio musiałem warczeć na pielęgniarki żeby mi pomogły? To jest niby pomoc, gówniana chyba!
-Jak śmiesz wparowywać do mojego biura bez pozwolenia i wydzierać się na mnie ty śmierdzący gówniarzu?! Nie przeginaj Namikaze, tak wiem kim jesteś idioto i siadaj, albo mnie popamiętasz. – zdezorientowany chłopak usiadł, a zaraz za nim Tora uprzednio się przedstawiając.
- Wiem już wszystko o tym jak było, i pomożemy Kazekage, a także jego siostrze. Sakura naprawdę wiele umie.
-Nie ufam tej różowej, słodziutkiej laleczce, wygląda na… idiotkę.
-Jest najlepszą medyczką w wiosce! Przewyższyła nawet mnie, nie wiesz co potrafi zrobić smarkaczu.
-Taaa? Nie znam jej i nie ufam i tak.
-Widzę że nie pamiętasz koleżanki z drużyny, zanim „zginąłeś”, a pamiętasz Sasuke?
-Pewnie że pamiętam, i  tą landrynkę też, ale nie są warci mojej uwagi. Zginąłem? Jak mogłaś tak łatwo w to uwierzyć? Bez zobaczenia ciała? Głupiejesz babciu?
-Pokazali mi ciało, byłam pewna że to ty, nawet cię pochowałam. To wszystko było ukartowane od początku.
-Wiem Babciu…. Ale pochowałaś mnie? Arigatou, ale ja żyje i radze sobie dobrze, chociaż nie jestem do końca sprawny.
- Tak, koło Twoich rodziców, nawet ten dzień został uznany jako uroczystość i jest obchodzony co roku od 13 lat… Jak to niesprawny?
-Widzisz…  moje ciało jest chore i mięśnie w mojej ręce są wyniszczone, myślałem że może mnie wyleczysz, dasz radę? A poza tym, tam leży tylko mama… Tato żyje, w pewnym sensie.
-Co jak to ?! Minato Namikaze żyje? Jak to możliwe, a poza tym musze cię najpierw zbadać, mój Naru-chan. – uśmiechnęła się mogąc w końcu tak do niego powiedzieć,  a on zrobił skwaszoną minę słysząc to.
- A tak to że… - nie dokończył bo do gabinetu ktoś zapukał i nie czekając na pozwolenie wszedł do środka.
-Czy wy nie możecie chociaż raz poczekać na pozwolenie?!  O witaj.
- Ohayo Tsunade-sama, przepraszam że przeszkadzam, ale powinniśmy porozmawiać. – Przybysz dopiero teraz spojrzał na kanapę i zastygnął w miejscu widząc siedzących tam.
-Ohayo… - uśmiechnął się delikatnie Naruto patrząc na osobę stojącą przed nim. – Co tam?

~ ~ ~
Cześć! W końcu dodałam rozdział, przepraszam że nie odpisywałam, ani nic, ale od 4 miesięcy jest ze mną źle, nie mogę się otrząsnąć po śmierci bliskiej mi osoby i po prostu pisanie nie było czymś na co miałam siłę, a teraz jeszcze coś nei tak z moim zdrowiem i nie wiem jak to będzie, ostatnio wszystko idzie źle, ale staram się myśleć pozytywnie. Już mam dość codziennego płakania, więc staram się poukładać sobie życie, jedynie dobre że mam osoby które mnie wspierają. Mam nadzieje że się podoba :)