sobota, 12 września 2015

Rodział 26

Dni mijały, a wciąż nie było ani śladu po Szkarłatnym i tak dobrnęli do zimy, ale kilka dni przed Bożym Narodzeniem coś się zmieniło i Naruto wiedział. Biegł przez wioskę w stronę swojej rezydencji po drodze komunikując się ze wcześniej zwerbowanymi towarzyszami.
'To dzisiaj przyjaciele. Dziś czeka nas wojna, jeśli ktoś z was już nie jest pewny czy chce walczyć przy moim boku to odejdźcie. Nie zmuszę was do pomocy, ani śmierci dla mnie. To wasz wolny wybór. Ci którzy wciąż jesteście ze mną, przygotujcie się!"
Zakończył swoją telepatię i w tym momencie dotarł do drzwi rezydencji, przeszedł przez nie a następnie mijając kuchnie wszedł do dobrze ukrytej zbrojowni. Po jego lewej stronie znalazł się w tym momencie tygrys, który chwilę potem przekształcił się w białowłosego mężczyznę. Obydwaj wyciągnęli shurikeny i kunai ładując je do kabur, a także do zwojów. Każdy z nich wziął także kilka specjalnych noży Czwartego Hokage, ale te przydawały się bardziej starszemu Namikaze, młodszy albowiem opanował technikę idealnie i nie potrzebował pieczęci. Na koniec Naruto wszedł głębiej i schodząc po krętych schodach trafił do ostatnich drzwi. Specjalny kod pozwolił mu na przekroczenie i znalezienie się w małej komnacie w centrum której stała szklana witryna, a za nią wykuta na specjalnie zamówienie katana. Piękna, o czarnej klindze na której mknęły dwa powykrzywiane pasy- czerwony i biały. Rękojeść była w białym kolorze, a na niej pełno niebieskich diamencików i malutki napis, a raczej podpis posiadacza, który upoważniał go do trzymania miecza. Duma Naruto, do której części szukał przez długi czas, a teraz mógł w końcu ją wykorzystać. Rozbił szkło i schował miecz do zawieszonej na plecach pochwy. Biała koszula o dwóch niezapiętych guzikach, luźne, czarne spodnie zakończone ściągaczami i płaszcz w kolorach takich, jak miecz Namikaze. Ostatnią rzeczą było poprawienie uścisku czarnej opaski znajdującej się na czole. Był gotowy, nie tylko fizycznie. Psychicznie też był gotów na to, co stanie się już za niedługo. Razem z Torą, który znów był w zwierzęcej postaci udali się do gabinetu Hokage i po krótkiej pogawędce zebrali się na dziedzińcu wioski. Blondyn przebiegł wzrokiem po zebranych, grupka osób która chciała wyruszyć z nim ciągle się powiększała, drudzy byli cywile, kobiety, dzieci i osoby, które nie czuły się na siłach. Ewakuowano ich do oddalonego, bezpiecznego miejsca. Zrobiło mu się ciepło na sercu gdy zobaczył Meagane w pierwszej grupie. Obcisłe spodnie w kolorze khaki z masywnymi kieszeniami i krótka czarna bluzeczka, na którą nałożona była takiego samego koloru kurtka z kapturem, który narzucony był na głowę dziewczyny. Niebieskie włosy kręciły się wokół jej twarzy lecz teraz związywała je w długiego warkocza by choć chwilę nie przeszkadzały. Bojowy wyraz twarzy i czarna opaska, taka sama jak u Naruto, motywowała chłopaka jeszcze bardziej. Ich wzroki się spotkały, a wtedy przeglądnął resztę sojuszników. Sasuke stał patrząc hardo na wszystkich zebranych, nas szyi miał brudną, gdzieniegdzie podartą opaskę wioski. Była to jedyna pamiątka po różowowłosej, chciał by była z nim tego dnia, chciał czuć jej obecność. Obok stał Itachi, obaj ubrani w czarne stroje z symbolem rodziny Uchiha. Wtulona w niego opierała się Yamanaka, a raczej pani Uchiha od jakiegoś miesiąca. Wzięli ślub w pierwszy dzień zimy, skromna uroczystość, która ucieszyła wszystkich znajomych. Blondynka ubrana była w zwykłe czarne spodnie i bluzkę o długim rękawie, na którą zarzucona była ochronna kamizelka także w tym samym kolorze. Miało to chronić delikatnie już zaokrąglony brzuszek żony Itachiego, która mimo stanu błogosławionego uparcie dążyła do tego by pomagać, była medykiem i umiałą pomóc. Nie mogła po prostu siedzieć w bunkrze i bać się o przyjaciół, gdy oni walczyli na śmierć i życie. Naruto miał wsparcie od każdego znajomego z jego rocznika i wielu starszych osób, sensei, a nawet dostrzegł maski ANBU w tłumie popleczników. Budził respekt w wiosce, wiedział to. Nigdy nie powiedziałby że tylko osób pójdzie z nim na rzeź. Dostrzegał to co się stanie wkrótce.
-Jesteś gotowa?
-Hai, Tora-sama.
-Oh Meg, kiedy ty się nauczysz? Po prostu Tora. Zaczynajmy!
Oboje przyklęknęli przykładając lewe dłonie do ziemi, ich oczy zamknęły się, a sami zaczęli wypowiadać jakieś dziwne słowa. Wiele osób nie mogło zrozumieć co się dzieje, stawali się niespokojni. Naruto w tym czasie tylko stał i obserwował z założonymi rękoma, ale gdy zobaczył reakcje uspokoił ich szybko.
-To jutsu ochronne, które nie pozwoli zranić waszych rodzin. Każde z nich jest pilnie strzeżone, a to dodatkowa, bardzo silna bariera. Nie bójcie się.
Niektórzy kiwnęli głowami, a inni dalej przyglądali się klęczącej dwójce.
-To już czas. Ruszajmy.
Podniósł dłonie do góry, a ninja znajdujący się wokół niego zaczęli biec do wyznaczonego we wcześniejszych przygotowaniach miejsca. Polany specjalnie przygotowanej przez najlepszych shinobi Konohy, pełną pułapek i ukrytej broni. Ustawili się w szyku na czele którego stał Namikaze, a zaraz po lewej i prawej stronie pokazali się jego wujek i dziewczyna, z którą nie rozmawiał od dnia wiadomości na cmentarzu. Wymieniali tylko uprzejmości i choć oboje cierpieli w ciszy, to Megi nie powiedziała że kłamała. Nie chciała tego zrobić. Uparcie jednak chciała być w drużynie broniącej niebieskookiego, który nie miał nawet czasu się nad tym zastanawiać. Teraz pozostało im tylko czekać.


-Posłuchajcie mnie wszyscy!
Mężczyzna zaczynał już się denerwować, gdy demony po raz kolejny nie zaprzestały krzyków, nie wytrzymał i podniósł dłoń, a jeden z nich, najgłośniejszy został porażony prądem i padł jak długi.
-No, w końcu. Spróbujcie tego jeszcze raz, a wszyscy poginiecie. Dzisiaj jest dzień zagłady dla rodu Namikaze rozumiecie?! Zostawcie mnie tego, który już raz się wymknął. Znieważył mnie więc teraz zginie już na pewno. Akamai! Masz zająć się Torą, a ty Hokkyo, twoja jest Meagane. Ale! Nic nie możesz jej zrobić, jedynie trochę poturbować. Ona ma trafić do mnie. ŻYWA! Rozumiesz?! Reszta zajmie się tymi wszystkimi psami z Konohy, są słabi więc z łatwością dacie radę.
-Tak Panie. - krzyknęli wszyscy chórem kłaniając się nisko.
-A teraz, przygotujcie się!
Wszyscy rozeszli się chcąc zebrać ich bronie, a Szkarłatny udał się do małej komnaty, gdzie z szafy wyjął swój strój. Przez jego goły tors przebiegały dwa pasy pełne zwoje, a na to założył długą do ziemi, czarną pelerynę, na której wypisane było wiele swego rodzaju run. Do czarnych, szerokich spodni włożył kolejne zwoje i noże, ostatnią rzeczą był przywieszony do pasa miecz. Przeglądnął się tylko w wielkim, zdobionym lustrze i uśmiechnął chytrze. Wyszedł, a schodząc jego płaszcz sunął się po ziemi, wszyscy patrzyli z podziwem na ich Mistrza.
-To już czas. Ruszajmy.


Wszyscy byli gotowi na przybycie największego wroga, stali lub siedzieli w ciszy, nasłuchując. Duża liczba osób znajdowała się po prostu w centrum polany, ale wiele z nich było schowanych. Specjalne oddziały na które byli podzieleni, miały całkiem odmienne działania. Jedni bronili dostępu do wioski, drudzy patrolowali, następni teleportowali do oddziału medycznego. Niektórzy schowani byli pod ziemią.
-Nadchodzą. - mruknął Sasuke słysząc tupot stóp.
-Nie, to nie oni.
I rzeczywiście, jak powiedział Naruto to nie była wrogo nastawiona grupa, a sprzymierzeńcy. Osoby, które poznał blondyn podczas swojej wędrówki, a także jinchuuriki.
-Witaj Kobura. - skłonił się nisko podchodząc do lidera przybyłej grupy.
-Naruto, przyjacielu! - mężczyzna przyciągnął kolegę do męskiego uścisku. Nie posiadał on włosów, a na czaszce wytatuowaną miał kobrę. Jego ciało było umięśnione i widać to było nawet pod zwykłym, białym kimonem.
-Co was tu sprowadza?
-Jak to co? Tyle słyszało się o twojej postaci odkąd od nas odszedłeś. Swoją drogą, to nie było miłe zostawić mnie tam. Myśleliśmy że nie żyjesz, ale gdy usłyszałem o twojej walce to zebraliśmy się, na pomoc.
-Oh tak, przepraszam przyjacielu. - zaśmiał się przepraszająco i założył rękę za głowę. - Ale nie możecie tego zrobić.
-Słuchaj Naruto. Ja cię nie pytam o zgodę, ja informuje.
-Ciebie nie da się przekonać, wiem o tym, ale może reszta? - popatrzył na drużynę, ale każdy z nich pokiwał głową. Nikt nie da się przekonać.
-Nie po to biegliśmy tyle czasu by teraz wracać głupku. - białowłosa dziewczyna o białych oczach uśmiechnęła się delikatnie.
-Witaj Tanja. Dobrze, jeśli tak. Dołączcie.
Szybko się rozgościli, a Naruto razem z mężczyzną o długich, zielonych włosach usiedli w oddali na kamieniach rozmawiając o strategi.
-Kto to taki? - spytał Sasuke.
-Ten o zielonych włosach? Uczył Uzumakiego, jeden z najlepszych strategów jakich znam. Shikamaru? Myślę że powinieneś do nich dołączyć.
-Haaa...
Nie dokończył, bo rozległ się wybuch który powalił wszystkich na ziemie.
-CHOLERA! - warknął Namikaze i pojawił się przed swoją drużyną. - Kuchiyose no jutsu!
Obie ręce zostały przyłożone do ziemi i teraz obok pojawił się Kurama warczący głośno i stroszący swoje 9 ogonów. Po drugiej stronie pojawił się biały tygrys, który tak szybko jak to zrobił, tak znikł.
-Widzę że mamy huczne przywitanie. - zaśmiał się głos wokół nich.
-Dla ciebie zawsze tatku. - uśmiechnął się chytrze blondwłosy.
-Więc zatańczmy Namikaze!
Ruszyli w wir walki.

2 komentarze:

  1. Szybko zaczynasz akcje, mam wrażenie, że brakuje Ci weny.. Pamiętaj, nic na siłę ;) Niech to opowiadanie potrwa jeszcze ;)
    Notka niezła ;) Czekam! ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    mam nadzieję, że uda się pokonać Szkarłatnego, tak dużo osób się pojawiło chcących walczyć...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Komentarz? Dla was to tylko dwie minutki, dla mnie? Duma i radość że komuś podoba się moja twórczość. Dzięki temu próbuje jak najszybciej dać wam następny kawałek historii. Dziękuje :)