wtorek, 20 października 2015

Rozdział 28

Nie wierzył, nie mógł zrozumieć. Jego głowa oparta była o jej klatkę piersiową, a oczy starały się zapamiętać każdy detal jej twarzy: mały pieprzyk na szyi, delikatna blizna na czole i wielka szrama przechodząca przez jej twarz. To wszystko wydawało mu się teraz tak odległe. Jej pusty wzrok wpatrywał się w materiałowych sufit znajdujący się nad nimi, zwykle żywe, duże oczy nie miały tego wyrazu, brakowało tej płynnej fioletowej substancji. Były szare.  Nieduże, pełne usta były delikatnie rozwarte. Jej ciało okryte było jedynie dużym, białym prześcieradłem, leżała na zwykłym metalowym stole. Naruto patrząc na nią zaskomlał po raz kolejny, myślał o tym jak zimno musi jej być i złapał małą dłoń, a kiedy ją dotknął, kiedy poczuł bijące od dziewczyny zimno, aż nim wstrząsnęło. Zaczął delikatnie masować rękę Meagane by choć trochę ją ogrzać.
W takiej pozycji zastała go Tsunade, która odsunęła delikatnie kotarę od polowej sali operacyjnej i weszła do pomieszczenia. Podeszła cichutko do chłopaka i przytuliła go mocno.
-Naruto. – szepnęła. – Chodźmy.
-Nie, czekam aż się obudzi. – kobieta westchnęła myśląc o tym co musi za chwilę zrobić.
-Naruto. Musimy iść.
-Ona zaraz się obudzi!
-To nie prawda chłopcze i ty dobrze o tym wiesz. Musimy ją stąd zabrać.
-Nie Tsunade-bachaan! To nie prawda. – warknął obracając się gwałtownie i tym samym odpychając kobietę. – Ona nie umarła, nie umarła, jeszcze chwilę temu trzymałem ją w ramionach, nabijała się ze mnie. Za chwilę wstanie i uśmiechnie się do mnie. – z oczu płynęły łzy, ale nie chciał przyjąć do wiadomości tej nowiny.
-Naruto… - policzki kobiety zrobiły się mokre, a blondyn usiadł na stołku i wziął owinięte w prześcieradło ciało w ramiona tuląc mocno i kiwając się.
-Trzeba ją ubrać. Zimno jej.
-Musimy ją umyć. Musisz oddać mi ciało.
-NIEE! –warknął głośno patrząc na Hokage zabójczym wzrokiem. – Nikt mi jej nie odbierze, rozumiesz?!
-Naruto. – odezwał się spokojny, cichy głos w kącie. Stał tam szarowłosy mężczyzna, którego twarz zakrywała maska, jedynie jedno oko wystawione było na światło dzienne. Ubrany w standardowy strój shinobi i czarną kamizelkę pełną zwojów i kunai. – Naruto, ty to wiesz.
-Kakashi- sensei. – jęknął chłopak, a mężczyzna klęknął przed nim cały czas utrzymując kontakt wzrokowy. – Wiem że to sobie uświadomiłeś, już wtedy gdy ją zobaczyłeś. Po prostu musisz oddać mi jej ciało. Na zewnątrz giną ludzie, potrzebujemy cię. Nie chcesz pokonać Szkarłatnego?
-Ale sensei, j-ja, o-on-ona. Nie m-mogę.
-Zaopiekuje się nią. – z oczu Namikaze popłynęły kolejny łzy, ale puścił kurczowo trzymane ciało. Popatrzył na mistrza i pochylił się składając pocałunek na jej czole. Przejechał dłonią po zlepionych potem, krwią i kawałkami ziemi włosach i podniósł się z metalowego stołka. Krzyknął przeraźliwie mocno, a jego ciało zmieniło się, rysy oczu mocno się wykształciły, a ich kolor zmienił się, biała źrenica, pionowa, czarna źrenica, ciernista obwódka i niebiesko- czerwone smugi. Coś znajomego, prawda? Zęby stały się kłami, a blizny na policzkach zniknęły, włosy wydłużyły się wirując na wietrze. Koszula została rozerwana na kawałki ukazując wszystkie napięte w tym momencie mięśnie. Został tylko w czarnych spodniach zakończonych ściągaczami, na jego ciele pojawiły się pieczęcie i łańcuchy, oplatające tors, ramiona i dłonie. Skinął lekko swoim mentorom i zniknął pojawiając się znów na zdewastowanym polu, które kiedyś było pięknym lasem otaczającym Konohę. Wiele osób leżało martwych, błagających o pomoc, ale jeszcze większa ilość walczyła. Wyciągnął swoją wyjątkową katanę i w myślach złożył pieczęcie. Za chwilę pojawiał się przy każdym, tnąc ciało demonów i znikał, tak szybko że nikt nie mógł zauważyć jego sylwetki, jedynie czarne zarysy i smugi. Nie jednego przeciwnika pokonał w taki sposób znacznie ułatwiając swojej grupie walkę.
Szkarłatny atakował kolejne osoby szybko pozbawiając ich życia. Wyjmował swoją katanę z piersi nędznego mężczyzny, który myślał że może się z nim mierzyć gdy usłyszał świst shurikenów koło ucha. Obrócił się widząc po raz kolejny członka swojej rodziny.
-Uciekłeś mi przedtem.
-Nie chcę tracić na ciebie czasu.
-Mamy niedokończone rachunki, nie uważasz?
-Raczej wolałbym walczyć z kim innym. Uciekł?
Wtedy rozległ się trzeci głos, a Szkarłatny wyleciał w powietrze i został wbity w pobliskie drzewo.
-Wiesz że nigdy nie uciekam.
-A jednak nie było cię przez długi czas dzieciaku.
- To nic nie zmienia.
Naruto po raz kolejny naparł na ojca uderzając go z niesamowitą siłą w brzuch. Ten splunął krwią i zaśmiał się.
-Zabawimy się mówisz?
W jednej dłoni pojawiła długa kosa, którą przebił stojącego obok Naruto, ale ten zniknął. Marny klon. Blondyn pojawił się przed nim starając się uderzyć po raz kolejny jednak cios został sparowany i oddany z podwójną siłą. Namikaze poczuł ból ogarniający jego lewy bok, ale nie przestawał i po raz kolejny pojawił się przy wrogu, a ten ciął kosą i tym razem trafił w rękę  przebijając się przez nią. Konoszanin wykorzystał ten moment i złapał drugą dłonią za broń ciągnąc nie spodziewającego się takiego ruchu czerwonowłosego, który został odrzucony. Nie było mu dane zatrzymać się bo atakujący go pojawił się od strony pleców i zadał kolejny cios sprawiający że czarnooki zrobił kilka przewrotów i wylądował na ziemi. Uzumaki już wypowiadał kolejną formułkę, gdy został uderzony w twarz, cała dolna część piekła go, ale nie długo. Czuł kojące uczucie zimna ogarniające go. Poparzenie zniknęło, a szczęka Szkarłatnego zacisnęła się jeszcze mocniej.
-Widzę że mój kochany synek nauczył się czegoś.
-NIE.JESTEM.TWOIM.SYNEM. – każde kolejne słowo oznaczało następny cios lądujący na ciele demona. Oczy blondyna zaszkliły się, a za chwilę łzy zamazywały mu pole widzenia. Szloch słyszalny był nawet przez stojącego w bezpiecznej odległości Yahiko.
-Oh, rozczuliłeś się synku? – zaśmiał się ścierając krew sączącą z rozwalonej brwi i ust. Naruto zacisnął zęby.  Nagle pojawiła się nad nim czarna kulka, która szybko pochłonęła go do wnętrza. „Już po tobie” uśmiechnął się do siebie czerwono włosy widząc rozprzestrzeniający się wybuch w kuli. Charknął głośno i padł na kolana czując przebijające jego ciało ostrze.
-Hyoton! – miecz wbity w brzuch zaświecił na niebiesko, a Szkarłatny został porażony lodowatym piorunem.
-J-jak ty to zro-zrobiłeś? – obrócił głowę i zobaczył blondyna otoczonego niebieską poświatą zrobioną z lodu.
- Trenowałem. – Czarnooki po raz kolejny spuścił głowę plując krew, jęknął głośno.
-Sy-synku. Pom-ocy.
-Tato? Ty wciąż żyjesz? – Naruto rzucił się klęcząc obok i próbując podnieść rannego, gdy ten odwdzięczył się takim samym ruchem, jaki wcześniej wykonał Uzumaki.
-Jak można być takim idiotą. Przegrałeś.
-I co? Co do cholery mam do stracenia?! Jak myślisz? – łzy płynęły coraz szybciej.
-Meagane Chakirache.
-Już ją straciłem! Ta dziwka Aiko. Szkoda że jej nie dopadłem.
-Co ty powiedziałeś?! Moja królowa żyje.
-Nie, a ty zaraz do niej dołączysz. – z nową siłą wyciągnął z siebie miecz, a ręka została otoczona większą warstwą lodu. Uderzył Szkarłatnego sprawiając że na jego ciele pojawiały się coraz to kolejne cięcia zrobione lodem ostrym jak nóż.
-To za tatę, to za Torę, za mnie, a to za… Megi! – wybił go w powietrze.
-Hyoton: Technika Lawiny Wilczych Kłów! – zrobione z lodu i śniegu zwierzęta rzuciły się na ciało demona gryząc go i raniąc coraz mocniej. Szybko jednak zostały odepchnięte.
-Ty gówniarzu! –warknął głośno, ale nie zdążył wykonać ruchu, z jego klatki piersiowej wystawała katana Naruto. Mężczyzna stał w miejscu zszokowany, z jego ust wypływała krew. Namikaze podszedł do niego i przytulił mocno szlochając w tors.
-To pierwszy i ostatni raz kiedy cię przytulam. Tatku. – mruknął cicho mocno ściskając plecy starszego. Wtedy jego oczy otworzyły się gwałtownie a z ust wydostał się jęk, spojrzał w dół, a z jego klatki piersiowej wystawał kawałek białego ostrza. Powoli odwrócił głowę patrząc za siebie i zobaczył mężczyznę o fioletowych włosach i czarnych oczach, który uśmiechał się szyderczo.
-Zawsze chciałem to zrobić.
-Akamai – szepnął cicho Szkarłatny.

Sasuke walczył w najlepsze bawiąc się z Hyo, śmieszyły go starania dziewczyny by go pokonać. Czuł przewagę, dziewczyna nie dałaby radę zabić go choćby chciała. Po paru nieudolnych atakach przewrócił ją i pojawił się na niej przyciskając mocno do ziemi.
-Nie starasz się słoneczko.
Warknęła w odpowiedzi szarpiąc się mocno, próbowała zrzucić z siebie ciężkie ciało Uchihy, jednak wszystkie próby szły na marne. Sasuke zrobił coś niespodziewanego, pochylił się i pocałował dziewczynę. Mocny, czuły pocałunek roztopił wszystkie mury Hokkyio, która z początku nie chciała poddać się miękkim ustom chłopaka. Jęknęła i rozwarła swoje wargi włączając się do pełnego pożądania pocałunku.
-Powinienem cię zabić. Powinienem cię nienawidzić. Zabiłaś osobę którą pokochałem, ale teraz… Czuje że jesteś dla mnie stworzona.
-Nie możesz nic do mnie czuć.
-A jednak, a ty czujesz coś do mnie.
-To nie jest możliwe, mój Pan… - zamknął jej usta pocałunkiem po raz kolejny.
-Teraz ja nim będę.  – Sasuke niespostrzeżenie wyjął nóż z kabury i rozciął dłoń dziewczyny. Białowłosa krzyknęła przeraźliwie, a jej oczy wróciły do swojego dawnego stanu.
-S-skąd wiedziałeś?
- Widziałem, trzymasz się za dłoń zawsze gdy on cię wzywa. Teraz już nie jesteś jego. Jesteś moja.
Szarpnął nią podciągając do pozycji stojącej i pociągnął za dłoń.
-Sasuke?
-Tak?
-Jestem Hokkyo.
-Wiem o tym kochanie.

Słyszałem szept Szkarłatnego wyjawiający imię osoby, która nas zaatakowała, a potem poczułem ból, który sprawił że moje oczy samoistnie się zamknęły. Spadałem, lecz ktoś nie pozwolił mi spaść. Zostałem złapany i położony delikatnie. Słyszałem jak ciało Szkarłatnego spada obok, ale nie mogłem otworzyć oczu. Słyszałem jak szlocha, ale nie mogłem w to uwierzyć. Powoli próbowałem unieść powieki i po kilku razach się udało. Leżałem na zimnej, przesiąkniętej moją krwią ziemią, a nade mną klękała Ino, moja głowa podparta była na kolanach Itachi’ego, którego twarz była skupiona.
-Ino- charknąłem. – Nie rób tego. Megi, ona nie żyje. Ja też powinienem umrzeć. – blond włosa płakała lecząc mnie, delikatnie dotykała każdego miejsca na moim ciele, ale ja nic nie czułem. Nie rozumiałem o co jej chodzi, przecież jest okej. Mogło być gorzej. Jeśli mam umrzeć i trafić do Megi to się cieszę. Chcę to zrobić jak najszybciej. Mój wzrok zaczął się rozmazywać, dodatkowo krew napływająca do moich oczu nie pozwalała mi zobaczyć co dzieje się wokół. Swoją drogą sam nie wiedziałem skąd jej tam tyle było.
-Baka! Nawet nie waż się zamykać oczu. – biały rękaw otarł moją twarz sprawiając że na nowo widziałem, a przynajmniej w miarę widziałem co dzieje się wokół. Obróciłem powoli głowę i zobaczyłem Szkarłatnego, którego głowa spoczywała na kolanach Tory. Było to dziwne, ale zrozumiałe, w końcu było to ciało mojego taty, Minato Namikaze.Uśmiechnąłem się do niego dumnie.
-Wygrał- Wygrałem tato.
-Brawo synku. – zdziwiłem się słysząc to. To już nie był drażniący mnie głos czerwonowłosego, a miły, przyjemny szept.
-Tato? To ty? Na-naprawdę?
-Dziękuje za pomoc.
-Umrzemy?
-Nie umrzesz synku.
-A-ale ja ch… - nie dokończyłem zdania bo moje serce zakuło cholernie mocno, a otoczenie zrobiło się tak ciemne, że aż czarne. Myślę że zemdlałem. Byłem szczęśliwy, poznałem mojego tatę. Był ze mnie dumny.

„Kilka tygodni później”

Wciąż leżał na Sali szpitalnej, nie obudził się od tamtej pory. Jego ciało było zmasakrowane wewnętrznie i zewnętrznie. Wszyscy cieszyli się że to przeżył, wszyscy oczekiwali jego powrotu. Jego sala była najsilniej strzeżona, a przy łóżku ciągle spoczywał mały, rudoczerwony lisek o dziewięciu ogonach. Zwykle leżał w nogach Naruto układając pyszczek wygodnie na małej poduszce.  Łóżko na którym spoczywał Namikaze było obszerne i wygodne, a pościel często zmieniana. Twarz młodego mężczyzny pozbawiona była lisich znaków, ale za to blizna przebiegająca przez jego oko dodawała mu uroku. Na usta założoną miał maskę, która pozwalała mu w miarę swobodnie oddychać. Naruszone płuca mocno przeszkadzały w tym procesie. Ciało naznaczone licznymi bliznami i jeszcze nie zamkniętymi ranami leżało odziane jedynie w bokserki. Do klatki piersiowej, gdzie zarysowywał się ciemny znak X przypięte było pełno różnokolorowych kabelków kontrolujących pracę serca, oddech i krew przepływającą przez układ krwionośny. Prawa ręka od barku aż po palce była grubo zabandażowana, tak samo jak brzuch mężczyzny. Przeszedł przez wiele operacji zanim mógł leżeć na tym łóżku.
-Nadal nic? – odezwała się kunoichi o długich blond włosach, które ostatnie czasy nosiła rozpuszczone. Ubrana była w luźną, długą sukienkę, a w jej ramionach spoczywało małe zawiniątko. Usiadła obok łóżka, jedną dłonią łapiąc bezwładną dłoń blondyna. Mężczyzna siedzący przy oknie westchnął głośno i stanął za ukochaną głaszcząc małą dziewczynkę po główce.
-Niestety. Lekarze mówią, że to jego ostatnie dni.
-To nie prawda – warknęła. – Nie po to tyle się staraliśmy.
-Nie denerwuj się kochanie. Wiesz jak on cierpi, może to dobrze?
-Ty debilu. Naprawdę tak myślisz? Przyjaciel jego? Byłeś jak jego brat.
-Ale kochanie, popatrz. Nie ma jego, Megi także zginęła i nie jeden z naszych przyjaciół nie żyje. Jego to wszystko załamie.
-Wyjdźmy stąd, musze ci coś wytłumaczyć.
Naruto nieświadomie słyszał całą rozmowę, nie czuł swojego ciała, miał uczucie jakby lewitował, ale raz na jakiś czas słyszał co mówią otaczający go ludzie i zastanawiał się o co im dokładnie chodzi. Nie był pewnie co z rzeczy śniących mu się było prawdą, a co po prostu marzeniem lub też koszmarem. Kolejna osoba weszła do jego pokoju i musnęła jego czoło. Jego dłoń po raz kolejny została złapana. Tym razem robił to wyższy, także blond włosy mężczyzna o głowie owiniętej dużą ilością bandaży. Na jego twarz wstąpił grymas a z oczu pociekły łzy.
-Tak bardzo cię przepraszam synku. Gdybym tylko wykonał wtedy tą technikę prawidłowo. – oparł się o dłoń którą trzymał, a ciepła ciecz moczyła dopiero co zmienioną pościel. „Synku? Tato przecież nie żyje. Umarł w dzień moich urodzin” – myślał nieświadomy Naruto.
-Teraz ty walczysz o życie, a Megi… Tak bardzo mi ciebie żal. Wróć do nas, błagam. Postaram się pomóc ci poradzić sobie z bólem. Mama też tak zginęła, będziemy się wspierać Naru-chan, ale błagam wyzdrowiej. Wiem że nie wrócisz już do pełnej sprawności. Będziesz niepełnosprawny, ale z tym sobie też poradzimy. Zatruwałem ci życie, pozbawiłem cię go i gdyby nie Tora… Nawet sobie tego nie wyobrażam wiesz? Nigdy sobie nie wybaczę, będę to odpracowywał, ale proszę, wróć.
Naruto słysząc to wszystko rozpłakał się, ale nie potrafił odpowiedzieć tacie, nie umiał nawet zmusić swojego ciała do najdrobniejszego ruchu. Kolejne muśnięcie jego czoła i usłyszał tylko stukot butów, gdy Minato Namikaze opuszczał salę. Samotność po raz kolejny nie trwała długo. Przybyła osoba usiadła na stołku i siedziała chwilę nie wiedząc co powiedzieć. Naruto słyszał strzelanie palcami i wiedział że przybysz jest zdenerwowany.
-Przepraszam Naruto. – mruknęła osoba. – Powinienem ci pomóc, powinienem tam być jako twój przyjaciel i zawiodłem. Nigdy nie myślałem że się do tego przyznam. Ale jest mi tak źle. Gdy ty umierałeś, ja byłem z Hokkyo, która swoją drogą stała się moją dziewczyną wiesz? Pomagam jej się przystosować. Ma nadzieję że w końcu po raz kolejny się spotkacie, czeka na to. Tęsknimy za tobą, wszyscy, wiesz?
Posiedział jeszcze chwilę patrząc na ciało blondwłosego i wyszedł wzdychając smutno.
-Do zobaczenia. – mruknął tylko przy drzwiach. Uzumaki słyszał trzask, a potem już nic, odpłynął.

-Ile to jeszcze będzie trwało?
-Nie mam pojęcia.
-Musimy sobie jakoś radzić.
Ino, Itachi, Hokkyo i Sasuke siedzieli w salonie rodziny Uchiha rozmawiając i pijąc herbatę. Pani Uchiha niedawno uspała małą Michiko i odłożyła do pięknego, rzeźbionego łóżeczka wykonanego przez kapitana Yamato jako prezent urodzinowy.  Ciągle martwiła ich śpiączka Naruto, który od chwili ściągnięcia z pola bitwy był jak roślina. Wygrali, ale olbrzymim kosztem, życiem przyjaciół, radością wioski. Jakiś tydzień temu została ukończona rzeźba ukazująca płonący liść, gdzie wyryte były imiona osób, które zginęły pomagając Naruto, a było ich nie mało.
-Minato-sama też sobie nie radzi, nie rozumiem nawet jakim cudem on żyje. – powiedziała blondynka zakładając nogę na nogę.
-To skomplikowane Ino, myślę że wyjaśni nam to, gdy obudzi się jego dziecko. Jest wrakiem. Bardzo przeżywa to co zrobił nam wszystkim. Chociaż to nie jego wina, jest taki jak nasz Naru.
-Hai, widać że to rodzina. – uśmiechnęła się dotąd cichutko siedząca Hyo. Odkąd wyrwała się spod władzy stała się całkowicie inną osobą, każdego dnia starała się odwiedzać pomnik upamiętniający i pomagać każdemu. Wiedziała ile złego narobiła i chciała do odpokutować. Odwiedzała też grób Sakury, każdego razu przynosząc świeże kwiaty, płakała i przepraszała różowowłosą.
-Swoją drogą, chciałabym w końcu wiedzieć gdzie jest Tsunade. Nie widziałam jej od czasu końca bitwy. Ona na pewno nie zginęła.
-Nawet tak nie mów! – oburzył się Itachi na słowa brata. – Tsunade-sama żyje, tego jestem pewniej, ale wciąż nie rozumiem czemu się ukrywa.
-Tsunade zawsze ma dobre powody. Nie możemy jej pospieszać.
Przyjaciele rozmawiali w najlepsze, a niedługo później zaczęto wspominać wszystkie przyjacielskie chwile, te z dzieciństwa i te niedawne. W końcu starszy Uchiha wyciągnął sake i każdy oprócz Ino wylewnie mówił o swojej przeszłości i uczuciach.


Tak bardzo starał się poruszyć choćby małym paluszkiem, walczył ze sobą by zrobić cokolwiek. Po długich, mozolnych staraniach udało się, poraniona ręka drgnęła, ledwo zauważalnie, ale drgnęła. Ciesząc się z własnego sukcesu, teraz spróbował z oczyma. Dwie pierwsze próby zakończyły się fiaskiem, ale kolejna sprawiła że powieka podniosła się i widoczne było jedno oko. Próbował to samo zrobić z drugim, ale było ono jak zauważył owinięte gazą i zabandażowane. Słowa także nie chciały opuścić jego spierzchniętych, popękanych ust. Niewyraźny wzrok pozwolił zobaczyć leżącego na kolanach Kuramę, więc widząc paczkę chusteczek na stoliku wykorzystał wszystkie swoje siły i w końcu udało mu się złapać paczkę i rzucić nią w śpiącego lisa. Pomarańczowy zerwał się i zjeżył, ale gdy zobaczył patrzącego na niego Uzumakiego z krzywym, sprawionym bólem uśmiechem podszedł do niego warcząc.
- W końcu się obudziłeś młody. Myślałem że to już koniec.
-Woo- oody.
-Oh, już sorki.
Używając jednego ze swoich ogonów podniósł plastikowy kubek i przyłożył go do ust blondyna, który łapczywie wypił wszystko. Następnie dwie szklaneczki równie prędko zostały opróżnione.
-Lepiej?
-Ha-haii. Ile Spa-spałem?
-Parę tygodni.
Naruto chciał zadać kolejne pytanie, ale wtedy drzwi otworzyły się, a przez nie wszedł czarnowłosy chłopak w kucyku z kawą w ręce. Widząc otwarte oczy u przyjaciela wypuścił papierowy kubek i pobiegł szybko dając mu męski uścisk. Usłyszał głośny jęk i popatrzył przepraszająco na blondwłosego cofając się szybko.
-Witaj Ita.. uh.
-Witaj Naruto. Jak się czujesz?
-A jak mogę? – mówiąc to skrzywił się mocno pokazując jaki ból czuje.
-No tak, głupie pytanie.
-Jak jest po wojnie?
-No wiesz… Wszystko zaczyna się na nowo, budujemy nowe domy, sklepy. Ostatnio powstał pomnik upamiętniający naszych…
-Kto zginął?
-C-co?- zapytał zdezorientowany Itachi.
-Kto zginął?
-Naruto. To nie temat na teraz.
-Powiedz mi Itachi. Do cholery.
-Wiesz że.
-ITACHI.
-Spokojnie, już mówię. No więc Ino wyszła bez szwanku, została osłabiona, ale dwa tygodnie temu urodziła nam się córeczka, na imię ma Michiko..
-Gratulacje stary. – blondyn uśmiechnął się widząc świecące szczęściem oczy czarnowłosego na myśl o dzieciątku. Był dumny z przyjaciela i zadowolony że ten znalazł miłość.
-Dzięki. Shikamaru nic poważnego się nie stało, pęknięta czaszka która zatrzymała go w szpitalu to jedyna rana. Był zadowolony bo mógł spędzić kilka dni tutaj w szpitalu, w spokoju. Jednak jego przyjaciel Chouji zginął ratując jakąś kobietę, a gdy strateg się o tym dowiedział, to się załamał. Siedział i płakał, to było tak dziwne widzieć jego szlochającego, zwykle jest opanowany. – uśmiechnięta twarz Naruto zmieniła się w smutną, a sam chłopak uronił jedną łzę za straconego przyjaciela. – Większość naszych trzyma się dobrze, Neji jest w szpitalu, w ciężkim stanie. Nie wiedzą co z nim będzie. Cały czas siedzi przy nim TenTen, no i Hinata, ona ma niesprawną rękę. Nie wiem czy kiedykolwiek nią poruszy. A wiesz jaki to ból dla członka klanu Hyuuga. Zginął też pies Kiby, Akamaru i Iruka-sensei. Niestety nie udało się ich uratować.
Naruto schował twarz w dłoń, którą mógł w miarę ruszać i leżał tak nie mogąc uwierzyć, gdy Uchiha chciał odezwać się po raz kolejny, drzwi otworzyły się, ale nawet to nie sprawiło że blondyn podniósł głowę.
-Witaj Itachi. – usłyszeli nieznajomy dla Naruto głos, któremu czarnooki tylko kiwnął. Spojrzał jeszcze raz na przyjaciela i podniósł się wychodząc z Sali.
-I ja chciałem być Hokage, przecież się na to nie nadaje. Dlatego chciałem to zrobić sam, jak mogę chcieć bronić wioskę, gdy nie potrafiłem obronić moich przyjaciół?! Tyle nauki, tyle nocy spędzonych na studiowaniu zwoi, tyle treningów z Kuramą, a teraz co?! Jestem po prostu nic nie warty. Chouji, Neji, Akamaru, Iruka-sensei i wielu innych zginęło z mojej winy.
-To nie prawda.
-Co ty możesz wiedzieć?!
-Wiem że jesteś najodważniejszą osobą jaką znam, która za towarzysza ryzykowałaby własne życie. Naruto. – wtedy dopiero blondyn podniósł wzrok i zobaczył starszą kopie siebie, o dłuższych włosach i bez żadnych bliz. Przystojną twarz przyozdabiał uśmiech, a oczy były delikatnie zwężane.
-Tata. – szepnął w niedowierzaniu patrząc szeroko otwartymi oczami, Minato podniósł się i przytulił delikatnie bezwładnego syna.
-Tak bardzo cię przepraszam, nawaliłem. Nawaliłem po całości i wiem o tym.
-J-jakim cudem żyj-jesz?
- To dzięki twojej mamie, jakaś część Kyuubi’ego została we mnie zapieczętowała i uratował mnie, gdy obydwoje leżeliśmy, ramię w ramię, umierając.
-Mam tatę. – szepnął cichutko szczęśliwy chłopak ze łzami w oczach. – tak wiele chciałem ci powiedzieć, pokazać co potrafię, a teraz, mogę to zrobić. Mój tata, ja mam tatę. Woow.
-Ja też się cieszę, wiem że mogę cię jeszcze wiele nauczyć, ale teraz coś ważniejszego Naruto. Wiesz co stało się z Meg?
Jinchuuriki zacisnął mocno powieki powstrzymując kolejne łzy, a z jego ust wydobył się jęk.
-Tato. Straciłem ją. Umarła przeze mnie. Tato. Co z tego że ja żyje, jak ona nie?
-Nie mów tak synku. Cśśś… - usiadł na łóżku obok własnego dziecka, głaszcząc go delikatnie po głowie i starając się uspokoić. To kolejny raz gdy mógł trzymać go w ramionach i czuł się jakby miał przy sobie swoje szczęście. – Damy radę Naru-chan.

sobota, 3 października 2015

Rozdział 27

To wszystko toczyło się tak szybko, w pewnym momencie zgraja Szkarłatnego wbiegła na polanę. Widząc ich, shinobi zamarli, a Naruto warknął. Stojący przed nimi mieli rażąco czerwone ślepia i czarne bądź białe włosy. Demony. Stali prosto bądź pochyleni, niektórzy na czworaka. Wiele z nich miało blizny, ślina ciekła z ich ust. Ubrania mieli schludne, a miny trwogie, no może jedynie oprócz tych, którzy wyglądem przypominali zwierzęta. Przerażali większość konoszan.
"Nie bójcie się, ale uważajcie. To demony, mają wiele sztuczek, a co najważniejsze nie są i nigdy nie będą honorowe. Czekają aż zawahasz się, a wtedy... już przegrałeś. Bądźcie czujni, mogą mieć jakieś specjalne umiejętności." - wytłumaczył w myślach blondyn. Wiedział o takiej możliwości po treningu w zimowym kraju, więc wykorzystywał wszystko co przekazał mu mistrz Koori.
Szkarłatny zaśmiał się wznosząc się nad grupą i powoli opadł na ziemię składając swe czarne skrzydła. Jeden jego znak, rządne krwi stworzenia ruszyli. Gromady zmieszały się i teraz czerwone ślepia połyskiwały wokół różnokolorowych czupryn należących do shinobi. Demony rozszarpywały swoje ofiary, a ich krzyk roznosił się dużo dalej niż powinien, ale ninja nie byli bierni, dzielnie radzili sobie z coraz to kolejnymi stworami wymyślając coraz to nowsze sposoby zabicia. Naruto widział jak każdy walczy, jego przyjaciele mierzyli się z równymi sobie, a może nawet i silniejszymi? Shikamaru walczył z wyglądającym na cholernie inteligentnego mężczyzną, właśnie. Normalnym mężczyzną o czarnych oczach i fioletowych włosach, a nie dziwną istotą. Dalej walczył Sasuke, ten także nie został zaatakowany przez demona, a przez Hokkyo. W oddali  w wiru walki potrafił dostrzec twarze Saia, Kakashiego, Chojiego, Hinaty, Ten-Ten i każdego z którym choć raz rozmawiał. Był dumny, ale bał się, bał się świadomości że ktoś umrze dla niego. A raczej przez niego. Dziwiło go jedno, dlaczego Szkarłatny jeszcze nie zaatakował? Wspomniany mężczyzna siedział na stworzonym z drewna tronie na niewielkim podwyższeniu i obserwował z uśmiechem rozgrywającą się rzeź. Co było jeszcze dziwniejsze? Każdy poplecznik czerwonowłosego patrzył na Uzumakiego, ale nikt go nie atakował, co więcej - unikali blondwłosego chłopaka. Więc stał teraz z założonymi rękami doglądając wszystkiego, ale gdy zobaczył że Ten-Ten sobie nie radzi, a demon szczerzy zęby przed jej twarzą, zawrzało w ciele niebieskookiego. Przeniknął prędko przez walczące pary i wystrzelił przed wstrętne cielsko powalając go ciosem w brzuch. Dziewczyna w dwóch koczkach usiadła przerażona trzymając się za gardło, chwilę temu ściskane przez wielką rękę bestii. Skinęła lekko głową w podzięce, oddychając głęboko, potrzebowała chwili na regeneracje. Ale przeciwnika to nie obchodziło, wstał a brązowy T-shirt nasiąkał powoli krwią lecącą z brzucha, czerwone ślepia zwężyły się, gdy patrzył na Naruto, ale nie zaatakował. Warknął wściekle i wycofał się, a Namikaze mu na to pozwolił. Podszedł do brązowowłosej i podał jej rękę, a ta przyjęła ją szybko się podnosząc.
-Było blisko.
-Nawet mi nie mów. Byłam nieuważna. - jęknęła. - Dzięki Naruto. Zawdzięczam ci życie.
-W końcu to dla mnie je ryzykujesz. - jego uśmiech zamienił się w grymas, ale zanim kunoichi zdążyła odpowiedzieć, on zniknął pozostawiając po sobie tylko delikatny powiew wiatru. Starał się pomóc nie jednej osobie, tak jak pomógł członkini Drużyny Gaia, ale za każdym razem jego przeciwnik uciekał.
Szkarłatny tylko na to patrzył wciąż nic nie robiąc, bawiły go próby ataku Namikaze i wściekłość, gdy demon go zbywał. Zaczynał się powoli nudzić, a walka była wyrównana. Wielu z jego poległo, ale i wataha Konohy wykruszała się krok po kroku. Wtedy odwrócił wzrok i gdy zobaczył że Akamai właśnie dostał porządnego chłopaka od jakiegoś chłystka o długich, spiczastych włosach ściągniętych zwykłą gumką, wpadł we wściekłość. Minęła chwila, gdy wzniósł się nad walczących i znalazł przy kuzynie stojąc tyłem do Shikamaru, który trzymał nóż przy szyi fioletowowłosego.
-W końcu, miał wygrać lepszy. -wzruszył ramionami konoszanin.
-Tak, ale tym lepszym miałem być ja. - warknął Akamai.
-Jakim cudem takie coś pokonało mojego najlepszego stratega? - odezwał się spokojny głos czerwonowłosego.
-Bo to "takie coś" jest moim najlepszym strategiem. - kolejny głos wydobył się zza dopiero co przybyłego. Wywołało to śmiech u Pana demonów.
-Najlepszy strateg? Proszę cię, ty jesteś nic nie warty, a twój towarzysz tym bardziej.
-Cały dzień mnie unikasz, inni walczą, a ty? Tylko się przyglądasz. Może już czas dołączyć do zabawy?
-No nie wiem, nie wiem Namikaze. – mówiąc to obrócił się chcąc zadać cios stojącemu, za nim chłopakowi, ale przeciął powietrze. Naruto zniknął.
-I kto teraz ucieka? – zaśmiał się Szkarłatny i podszedł do przodu, a w prawej ręce zaczęła kumulować się mała kula czarnej energii. Wymierzone jutsu miało trafić w plecy Nary, który dalej trzymał jego kuzyna i oboje przysłuchiwali się konserwacji. Czarnowłosy podejrzliwie mierzył wzrokiem czerwonowłosego, a gdy ten zniknął, zaczął rozglądać się zdezorientowany. Mężczyzna po raz kolejny pojawił się za nim i gdy miał trafić w jego plecy, jutsu zostało zniwelowane, a on odepchnięty.
-Zapamiętaj to sobie na wieki. Ja. Nigdy. Nie. Uciekam. – Namikaze jak się pojawił, tak zaraz zniknął, a zaraz za nim pojawiła się druga postać, biały tygrys spoglądający na leżącego. Jego mięśnie były napięte, a kły zaciśnięte. Po chwili zaczął przeobrażać się i w jego miejscu stanął Tora.
-Rozrabiasz braciszku.
-Tora. – chytry uśmiech wdarł się na jego twarz.
- Kope lat, co?


Naruto pojawiał się w coraz to kolejnych miejscach, przy różnych osobach starając się pomóc jak tylko może, próbował leczyć, eskortować. Robił wszystko aby ulżyć w cierpieniu. Właśnie atakował demona zajmującego się jakąś młodą kunoichi, która nie radziła sobie zbyt dobrze i była przestraszona, gdy usłyszał przeraźliwy pisk. Wbił kunai w serce przeciwnika, przekręcił go boleśnie i rzucił pokrzepiający uśmiech nastolatce, po czym biegł dalej chcąc znaleźć źródło pisku. Nie był to byle jaki dźwięk, bo wydała go sama Megi, która teraz trzymana była przez dwa potwory, jeden – zwierzęcy, chciał dorwać się do jej ręki i wgryźć w nią, a drugi właśnie ugryzł jej bark, chcąc wypić trochę krwi. Wściekłość, to za mało aby opisać to co ogarnęło Naruto, w ułamek sekundy znalazł się przy dziewczynie i odrzucił psiego demona, a tego który ugryzł Chakirache wziął za szyję, podniósł i przybliżył do swojej twarzy.
-Spróbuj ją dotknąć jeszcze raz. Albo nie, czekaj. Nie będziesz miał na to okazji. – wyrwał serce z jego piersi, a krew chlusnęła na ubranie blondyna, rzucił niedbale ciało i to samo zrobił z drugim oprawcą. Potem podbiegł do leżącej dziewczyny i złapał ją w ramiona, szlochała. Jej szyja była czerwona i pełna śladów od pazurów. Zaczął delikatnie dotykać poranionych miejsc, a one powoli wracały do poprzedniego stanu.
-Cśiii, już wszystko dobrze. Jestem tutaj. – kołysał ją, chcąc jak najszybciej uspokoić. – Słuchaj Megi, ja… chciałem przeprosić za wszystko. To może być nasze ostatnie spotkanie i wiesz. Chcę po prostu zrobić to.
Wbił się w jej usta i całował, robił to z pasją, pożądaniem, jakby ostatni raz w życiu.
-Naruto. – szepnęła.
-Kocham cię i wszystko robiłem dla ciebie, nie mogę odejść bez słowa. Muszę się przecież z tobą pożegnać, prawda?
-Przestań tak mówić!
Meagane podniosła się zz jego kolan i wtuliła mocno w jego szyję. Był zszokowany, ale oddał uścisk. Lecz po chwili został odsunięty.
-Nie zginiesz, rozumiesz?
Uśmiechnął się tylko i pocałował ją po raz kolejny.
-Do widzenia Meagane Chakirache.
Zniknął z jej pola widzenia, a ona podniosła się patrząc w dal, gdzie wznosiły się tumany kurzu.
-Kocham cię Naruto Uzumaki. Ale to nic nie zmienia.
Westchnęła i wyciągnęła mocno wbity w ziemie, czarny wachlarz o motywie fioletowych róży i kolczastych łodyg, podniosła go, otarła z kurzu i błota. Chakirache popatrzyła przed siebie i omiotła wzorkiem walących dookoła, zobaczyła powoli podchodzącą do niej grupkę wstrętnych demonic o długich do ziemi włosach w różnych, zazwyczaj ciemnych kolorach. Czerwone ślepia były mocno podkreślone, a usta pomalowane na silny bordowy kolor. Uśmiechnęła się chytrze i zniknęła z oczu potworom, aby zaraz pojawić się nad nimi, ale jedna z nich, wyróżniająca się złapała ją za kostkę i pociągnęła w dół po czym uderzyła ją w brzuch, a cios odrzucił niebieskowłosą. Atakująca miała sięgające do kości ogonowej srebrne włosy o delikatnym połysku, górna ich część była spięta szeroką, czarną gumką. Mocno wymalowane na czarno oczy patrzyły inteligentnie, podstępnie, usta zakryte były delikatnym, czarnym materiałem. Ubrana była w skąpy top sięgający ledwie do brzucha i takie same spodenki, przez których środek przechodził długi do kostek pas z podobizną niedźwiedzia. Wysokie do ud kozaki zakrywały jej szczupłe, zgrabne nogi. Jej całe ciało pokryte było ciernistymi tatuażami i wypalonymi, małymi, kulistymi plamkami.

Megi obróciła się w powietrzu i wylądowała na ziemi na czworaka, rękami zapierając się by nie zajechać dalej. Lądowanie sprawiło że tumany piasku zaczęły latać wokół jej drobnej postaci. Złowieszczy błysk w fioletowym oku pokazywał że dziewczyna widzi wyzwanie w srebrnowłosej. Jej charakterystyczne wachlarze były już w dłoniach, w pozycji gotowej do powtórnego ataku, uśmiechnęła się delikatnie i czekała. Okropny śmiech wydobył się spod szmatki na twarzy demonicy, ale dała znak poddanym by obserwowały, a ona naparła i robiąc unik przed kopnięciem Chakirache schyliła się i podcięła ją, ale zanim tamta upadła na ziemię, złożyła pieczęcie i pojawiła się parę metrów dalej. Zwinnie wylądowała w półprzysiadzie i wyskoczyła w górę, w stronę przeciwniczki. Naparła na nią raz po raz tnąc ostrymi jak brzytwa wachlarzami, który delikatnie raniły kobietę o skórze tak jasnej, że aż prawie białej. Raz jedna była w pozycji ofensywnej, a raz w defensywnej, obydwie walczyły podobnymi stylami i przewidywały swoje ruchy. Wtedy to należąca do złej drużyny zaatakowała swoimi specjalnie wydłużonymi pazurami, a gdy Megi tego uniknęła, czerwono oka podcięła ją i przyłożyła rękę do jej szyi.
-Przegrałaś suko. Nie wiem jak ktoś taki mógł być z Naruto. Zapamiętaj moje imię, nazywam się Aiko.
-Skąd znasz Naruto? – Chakirache było ciężko mówić, ale słysząc imię ukochanego, musiała się odezwać.
-Nie wszystko o nim wiesz słoneczko. I już się nie dowiesz! – warknęła i chciała zadać ostateczny cios, gdy niebieskowłosa rozpłynęła się, wchłaniając w ziemię. Jej postać zmaterializowała się za demonicą i cięła mocno. Na plecach pojawiła się głęboka, krwawiąca rana, a sama poszkodowana charknęła głośno, nabierając głęboko powietrza.
-Ty suko.
- Za dużo szczekasz.
Wściekła kobieta nie patrzyła już gdzie atakuje, robiła to na oślep i z coraz większą szybkością, rana dawała o sobie znać, ale raniona duma była gorsza. Raz po raz Megi doznawała ran po ciele i po twarzy, jęknęła gdy głębokie cięcie przeszło przez jej oko i policzek, cudem uniknęła utraty narządu wzroku. Wtedy zauważyła lukę w gardzie srebrnowłosej, chwila czekania na kolejną gafę i uderzyła mocno pod żebra, a potem wymierzyła cios w twarz, który odrzucił przeciwniczkę. Wykorzystując swoją szybkość i zwinność znalazła się za nią i po raz kolejny zadała cios w plecy, następnie oszpeciła jej twarz tnąc przez całą długość podłużnej buźki. Aiko była pokonana, leżała jęcząc i próbując podnieść chociażby rękę. Chakirache mocno depnęła na jej dłoń, a tak krzyknęła przeraźliwie.
-Nie trzeba było ze mną zaczynać, suko. A i pamiętaj, na imię mam Meagane.
Gdyby wzrok mógł zabijać, niebieskowłosa leżałaby już martwa, ale teraz Aiko była dziwnie wyczerpana i bezwładna, ostatkiem sił wykrzyknęła:
-Na co czekacie idiotki?! Rozprawcie się z nią!
Stojące i obserwujące demonice należące do drużyny srebrnowłosej nagle jakby wybudziły  się z transu i wszystkie na raz wybiegły z barbarzyńskim okrzykiem. Atakowały na raz, co było nie fair, bo ich liczba była aż 7 razy większa. Czerwonookie nie były jednak tak sprytne i wyszkolone jak ich przywódczyni, a w postawach, atakach i gardzie widoczne były wiele niedociągnięć, luk. Megi poszło z nimi dużo łatwiej i po parunastu minutach wszystkie leżały. Jedna z nich jednak miała na tyle siły by pociągnąć fioletowooką na ziemię, tuż obok Aiko, która wykorzystała okazje i wbiła podłużny nóż w udo kunoichi. Po polu bitwy rozległ się rozpaczliwy krzyk, który słyszał Naruto, oddalony dobre parę kilometrów od pola walki. Szybko rozprawił się z nic nieznaczącym, psim demonem z którym nie mógł sobie poradzić młody chuunin i teleportował się w okolice miejsca krzyku. Leżąca na ziemi, w kałuży krwi Meagane sprawiła że zastygł w miejscu, a jego twarz zrobiła się blada jak ściana. Szybko jednak ocknął się i pojawił obok dziewczyny. Jej twarz była pełna łez i krwi, przechodziło przez nią okropne rozcięcie, ale nawet ono nie potrafiło zeszpecić anielskiej twarzy, która teraz była skrzywiona w okropnym grymasie bólu, a tęczówki były skryte pod powiekami.
-Meagane! Hej, słyszysz mnie?! Megi!!!!
-Zamknij się debilu, słyszę. Szmata trafiła w tętnice, potrzebuje pilnej pomocy. Musiałam się poruszyć, dzięki czemu zaczęło wypływać więcej krwi. Pomożesz?
-Jasne. – złapał ją w ramiona i oboje mieli zniknąć w ulepszonym jutsu Czwartego, ale nim to zrobili zobaczyli Szkarłatnego pochylającego się nad poranioną i przestraszoną Aiko. Słyszeli tylko krótkie urywki zdań, ale wiedzieli że srebrnowłosa złamała rozkaz i poniesie za to srogą karę.  W momencie gdy znikali, ciało podopiecznej Szkarłatnego było rozszarpywane. Umarła w torturach, przez ranienie fioletowookiej.
Moment później obydwoje pojawili się w jednostce medycznej, gdzie dziarskim krokiem podeszła do nich Tsunade. Widząc krwawiącą dziewczynę, która zdążyła wcześniej wyciągnąć niż i założyć opaskę uciskową stworzoną z paska od torby kazała ją szybko położyć na prowizorycznym stole operacyjnym. Tak też zrobił blondyn, a potem stał ciągle przy dziewczynie jednak po chwili został odsunięty przez dochodzących medyków. Kotara została zasunięta, a on mógł tylko stać przy niej i czekać. Teraz nie ważne było że niedaleko toczy się największa bitwa, teraz ważne było zdrowie najważniejszej dla niego kobiety. Obserwował uważnie co dzieje się dookoła, wiele łóżek polowych, z których większość była zajęta przez ranionych bardziej lub mniej. Każdy z nich miał opiekę i niecierpliwie czekał by jak najszybciej wrócić do walki, wtedy przy kotarze zaczęło się zbierać coraz więcej osób w białych lekarskich kitlach, a on usłyszał krzyk Tsunade „Tracimy ją”. Wtedy poczuł jakby jego serce stanęło, przestawało bić – umierało razem z Meagane.


* * *
Tak bardzo Was wszystkich przepraszam:( To nie tak że nie mam weny, ale cierpię na brak czasu. Mam teraz tyle zajęć, obowiązków, a wena przychodzi w takim momencie gdy nie mogę po prostu napisać. Dziś, z trudem udało mi się dokończyć ten rozdział, który czekał na to już ponad dwa tygodnie.