sobota, 12 września 2015

Rodział 26

Dni mijały, a wciąż nie było ani śladu po Szkarłatnym i tak dobrnęli do zimy, ale kilka dni przed Bożym Narodzeniem coś się zmieniło i Naruto wiedział. Biegł przez wioskę w stronę swojej rezydencji po drodze komunikując się ze wcześniej zwerbowanymi towarzyszami.
'To dzisiaj przyjaciele. Dziś czeka nas wojna, jeśli ktoś z was już nie jest pewny czy chce walczyć przy moim boku to odejdźcie. Nie zmuszę was do pomocy, ani śmierci dla mnie. To wasz wolny wybór. Ci którzy wciąż jesteście ze mną, przygotujcie się!"
Zakończył swoją telepatię i w tym momencie dotarł do drzwi rezydencji, przeszedł przez nie a następnie mijając kuchnie wszedł do dobrze ukrytej zbrojowni. Po jego lewej stronie znalazł się w tym momencie tygrys, który chwilę potem przekształcił się w białowłosego mężczyznę. Obydwaj wyciągnęli shurikeny i kunai ładując je do kabur, a także do zwojów. Każdy z nich wziął także kilka specjalnych noży Czwartego Hokage, ale te przydawały się bardziej starszemu Namikaze, młodszy albowiem opanował technikę idealnie i nie potrzebował pieczęci. Na koniec Naruto wszedł głębiej i schodząc po krętych schodach trafił do ostatnich drzwi. Specjalny kod pozwolił mu na przekroczenie i znalezienie się w małej komnacie w centrum której stała szklana witryna, a za nią wykuta na specjalnie zamówienie katana. Piękna, o czarnej klindze na której mknęły dwa powykrzywiane pasy- czerwony i biały. Rękojeść była w białym kolorze, a na niej pełno niebieskich diamencików i malutki napis, a raczej podpis posiadacza, który upoważniał go do trzymania miecza. Duma Naruto, do której części szukał przez długi czas, a teraz mógł w końcu ją wykorzystać. Rozbił szkło i schował miecz do zawieszonej na plecach pochwy. Biała koszula o dwóch niezapiętych guzikach, luźne, czarne spodnie zakończone ściągaczami i płaszcz w kolorach takich, jak miecz Namikaze. Ostatnią rzeczą było poprawienie uścisku czarnej opaski znajdującej się na czole. Był gotowy, nie tylko fizycznie. Psychicznie też był gotów na to, co stanie się już za niedługo. Razem z Torą, który znów był w zwierzęcej postaci udali się do gabinetu Hokage i po krótkiej pogawędce zebrali się na dziedzińcu wioski. Blondyn przebiegł wzrokiem po zebranych, grupka osób która chciała wyruszyć z nim ciągle się powiększała, drudzy byli cywile, kobiety, dzieci i osoby, które nie czuły się na siłach. Ewakuowano ich do oddalonego, bezpiecznego miejsca. Zrobiło mu się ciepło na sercu gdy zobaczył Meagane w pierwszej grupie. Obcisłe spodnie w kolorze khaki z masywnymi kieszeniami i krótka czarna bluzeczka, na którą nałożona była takiego samego koloru kurtka z kapturem, który narzucony był na głowę dziewczyny. Niebieskie włosy kręciły się wokół jej twarzy lecz teraz związywała je w długiego warkocza by choć chwilę nie przeszkadzały. Bojowy wyraz twarzy i czarna opaska, taka sama jak u Naruto, motywowała chłopaka jeszcze bardziej. Ich wzroki się spotkały, a wtedy przeglądnął resztę sojuszników. Sasuke stał patrząc hardo na wszystkich zebranych, nas szyi miał brudną, gdzieniegdzie podartą opaskę wioski. Była to jedyna pamiątka po różowowłosej, chciał by była z nim tego dnia, chciał czuć jej obecność. Obok stał Itachi, obaj ubrani w czarne stroje z symbolem rodziny Uchiha. Wtulona w niego opierała się Yamanaka, a raczej pani Uchiha od jakiegoś miesiąca. Wzięli ślub w pierwszy dzień zimy, skromna uroczystość, która ucieszyła wszystkich znajomych. Blondynka ubrana była w zwykłe czarne spodnie i bluzkę o długim rękawie, na którą zarzucona była ochronna kamizelka także w tym samym kolorze. Miało to chronić delikatnie już zaokrąglony brzuszek żony Itachiego, która mimo stanu błogosławionego uparcie dążyła do tego by pomagać, była medykiem i umiałą pomóc. Nie mogła po prostu siedzieć w bunkrze i bać się o przyjaciół, gdy oni walczyli na śmierć i życie. Naruto miał wsparcie od każdego znajomego z jego rocznika i wielu starszych osób, sensei, a nawet dostrzegł maski ANBU w tłumie popleczników. Budził respekt w wiosce, wiedział to. Nigdy nie powiedziałby że tylko osób pójdzie z nim na rzeź. Dostrzegał to co się stanie wkrótce.
-Jesteś gotowa?
-Hai, Tora-sama.
-Oh Meg, kiedy ty się nauczysz? Po prostu Tora. Zaczynajmy!
Oboje przyklęknęli przykładając lewe dłonie do ziemi, ich oczy zamknęły się, a sami zaczęli wypowiadać jakieś dziwne słowa. Wiele osób nie mogło zrozumieć co się dzieje, stawali się niespokojni. Naruto w tym czasie tylko stał i obserwował z założonymi rękoma, ale gdy zobaczył reakcje uspokoił ich szybko.
-To jutsu ochronne, które nie pozwoli zranić waszych rodzin. Każde z nich jest pilnie strzeżone, a to dodatkowa, bardzo silna bariera. Nie bójcie się.
Niektórzy kiwnęli głowami, a inni dalej przyglądali się klęczącej dwójce.
-To już czas. Ruszajmy.
Podniósł dłonie do góry, a ninja znajdujący się wokół niego zaczęli biec do wyznaczonego we wcześniejszych przygotowaniach miejsca. Polany specjalnie przygotowanej przez najlepszych shinobi Konohy, pełną pułapek i ukrytej broni. Ustawili się w szyku na czele którego stał Namikaze, a zaraz po lewej i prawej stronie pokazali się jego wujek i dziewczyna, z którą nie rozmawiał od dnia wiadomości na cmentarzu. Wymieniali tylko uprzejmości i choć oboje cierpieli w ciszy, to Megi nie powiedziała że kłamała. Nie chciała tego zrobić. Uparcie jednak chciała być w drużynie broniącej niebieskookiego, który nie miał nawet czasu się nad tym zastanawiać. Teraz pozostało im tylko czekać.


-Posłuchajcie mnie wszyscy!
Mężczyzna zaczynał już się denerwować, gdy demony po raz kolejny nie zaprzestały krzyków, nie wytrzymał i podniósł dłoń, a jeden z nich, najgłośniejszy został porażony prądem i padł jak długi.
-No, w końcu. Spróbujcie tego jeszcze raz, a wszyscy poginiecie. Dzisiaj jest dzień zagłady dla rodu Namikaze rozumiecie?! Zostawcie mnie tego, który już raz się wymknął. Znieważył mnie więc teraz zginie już na pewno. Akamai! Masz zająć się Torą, a ty Hokkyo, twoja jest Meagane. Ale! Nic nie możesz jej zrobić, jedynie trochę poturbować. Ona ma trafić do mnie. ŻYWA! Rozumiesz?! Reszta zajmie się tymi wszystkimi psami z Konohy, są słabi więc z łatwością dacie radę.
-Tak Panie. - krzyknęli wszyscy chórem kłaniając się nisko.
-A teraz, przygotujcie się!
Wszyscy rozeszli się chcąc zebrać ich bronie, a Szkarłatny udał się do małej komnaty, gdzie z szafy wyjął swój strój. Przez jego goły tors przebiegały dwa pasy pełne zwoje, a na to założył długą do ziemi, czarną pelerynę, na której wypisane było wiele swego rodzaju run. Do czarnych, szerokich spodni włożył kolejne zwoje i noże, ostatnią rzeczą był przywieszony do pasa miecz. Przeglądnął się tylko w wielkim, zdobionym lustrze i uśmiechnął chytrze. Wyszedł, a schodząc jego płaszcz sunął się po ziemi, wszyscy patrzyli z podziwem na ich Mistrza.
-To już czas. Ruszajmy.


Wszyscy byli gotowi na przybycie największego wroga, stali lub siedzieli w ciszy, nasłuchując. Duża liczba osób znajdowała się po prostu w centrum polany, ale wiele z nich było schowanych. Specjalne oddziały na które byli podzieleni, miały całkiem odmienne działania. Jedni bronili dostępu do wioski, drudzy patrolowali, następni teleportowali do oddziału medycznego. Niektórzy schowani byli pod ziemią.
-Nadchodzą. - mruknął Sasuke słysząc tupot stóp.
-Nie, to nie oni.
I rzeczywiście, jak powiedział Naruto to nie była wrogo nastawiona grupa, a sprzymierzeńcy. Osoby, które poznał blondyn podczas swojej wędrówki, a także jinchuuriki.
-Witaj Kobura. - skłonił się nisko podchodząc do lidera przybyłej grupy.
-Naruto, przyjacielu! - mężczyzna przyciągnął kolegę do męskiego uścisku. Nie posiadał on włosów, a na czaszce wytatuowaną miał kobrę. Jego ciało było umięśnione i widać to było nawet pod zwykłym, białym kimonem.
-Co was tu sprowadza?
-Jak to co? Tyle słyszało się o twojej postaci odkąd od nas odszedłeś. Swoją drogą, to nie było miłe zostawić mnie tam. Myśleliśmy że nie żyjesz, ale gdy usłyszałem o twojej walce to zebraliśmy się, na pomoc.
-Oh tak, przepraszam przyjacielu. - zaśmiał się przepraszająco i założył rękę za głowę. - Ale nie możecie tego zrobić.
-Słuchaj Naruto. Ja cię nie pytam o zgodę, ja informuje.
-Ciebie nie da się przekonać, wiem o tym, ale może reszta? - popatrzył na drużynę, ale każdy z nich pokiwał głową. Nikt nie da się przekonać.
-Nie po to biegliśmy tyle czasu by teraz wracać głupku. - białowłosa dziewczyna o białych oczach uśmiechnęła się delikatnie.
-Witaj Tanja. Dobrze, jeśli tak. Dołączcie.
Szybko się rozgościli, a Naruto razem z mężczyzną o długich, zielonych włosach usiedli w oddali na kamieniach rozmawiając o strategi.
-Kto to taki? - spytał Sasuke.
-Ten o zielonych włosach? Uczył Uzumakiego, jeden z najlepszych strategów jakich znam. Shikamaru? Myślę że powinieneś do nich dołączyć.
-Haaa...
Nie dokończył, bo rozległ się wybuch który powalił wszystkich na ziemie.
-CHOLERA! - warknął Namikaze i pojawił się przed swoją drużyną. - Kuchiyose no jutsu!
Obie ręce zostały przyłożone do ziemi i teraz obok pojawił się Kurama warczący głośno i stroszący swoje 9 ogonów. Po drugiej stronie pojawił się biały tygrys, który tak szybko jak to zrobił, tak znikł.
-Widzę że mamy huczne przywitanie. - zaśmiał się głos wokół nich.
-Dla ciebie zawsze tatku. - uśmiechnął się chytrze blondwłosy.
-Więc zatańczmy Namikaze!
Ruszyli w wir walki.

piątek, 4 września 2015

Rozdział 25

Przegrywali, walka trwała w najlepsze ale  niebieskowłosej i blondynowi nie szło najlepiej. Gdy po raz kolejny Naruto oberwał lądując na znajdującym się kilkaset metrów dalej drzewie, Megi czuła się wściekła i bezsilna. Chłopak upadł, leżał dotykając twarzą ziemi, ale co było gorsze nie ruszył się, nie wstał jak to miał w zwyczaju. Zaniepokoił Megi tak bardzo, że podbiegła do niego próbując pomóc wstać. Obróciła go na plecy, a głowę uniosła ku górze patrząc natarczywie na jego twarz. Włosy pełne pasemek były okryte kurzem i błotem, policzek siny a warga rozcięta. Jego mina wyrażała złość i zawód, przegrał. Był zbyt pewny wygranej.
-No, zakończyliśmy nasz mały pojedynek. Nie jesteś gotowy Uzumaki Naruto. Nie zasługujesz na miano Namikaze.
W oczach blondwłosego zataił się ognik złości a sam wstał jakby nic mu nie dolegało. Zdjął i tak podartą już doszczętnie koszulkę zostając w samych szarych spodniach dresowych.
-Nigdy więcej tak nie mów. Zasługuje na to rozumiesz? Zrobię wszystko żeby być godnym.
W pewnej chwili poczuł się wyjątkowo, jego ciało objęła białoniebieska poświata  i zniknął pojawiając się przed mistrzem. Atakował z nową siłą co raz pojawiając się przy mistrzu, każdy mięsień go bolał mimo to nie poddawał się i wciąż napierał na broniącego się.
-Zrobię.Wszystko.Żeby.Zasługiwać.Na.To.Nazwisko.Mistrzu.
Z ostatnim ciosem wytoczył uderzenie w podbródek które wyrzuciło Kooriego w powietrze. Starzec upadł, miał problemy z podniesieniem się, ale gdy to już się stało, skłonił się lekko.
-Brawo Uzumaki Namikaze Naruto.
-Arigatou. - mruknął blondyn i osunął się na ziemie nieprzytomny

Po sparingu syn Czwartego Hokage spał przez bite dwa dni, Megi zaczynała się juz delikatnie martwić ale Yahiko mówił jej by spokojnie czekała. W końcu, pod wieczór w dniu trzecim Naruto zaczął powoli ruszać się, a parę minut później otworzył swoje wielkie oczy.
-Ty głupku! Nie strasz mnie tak.
Chakirache wtuliła się w jego obolałe ciało sprawiając że chłopak jęknął. Szlochała delikatnie w jego tors, a ten głaskał ją uspokajająco po włosach. Szybko jednak uspokoiła się i podniosła wzrok oglądając jego poobijaną, ale nadal przystojną twarz. Przesunęła wzrok na oczy, a wtedy promienny uśmiech wpłynął na jej usta. Te dziwne czarne oczy zniknęły, a Namikaze znowu odzyskał swój stary kolor. Patrzył na nią tymi niebieskimi tęczówkami wyrażającymi zdziwienie.
-Twoje oczy...
-Hai, wiem kochanie.
-A-ale jak?
Uśmiechnął się tylko w odpowiedzi, przyciągając ją z powrotem do uścisku.

Następnego dnia wieczorem umówili się na wspólne spędzanie czasu. Był to ostatni dzień w wiosce, jutro o świcie wracali do Konohy. I choć przykro im było opuszczać malownicze miejsce, to tęsknili za domem, za przyjaciółmi. Ciepło opatuleni w zimowe kurtki i grube, kolorowe szaliki spacerowali oglądając wszelkie budynki, stragany znajdujące się dookoła. W ich dłoniach znajdowała się rozgrzewająca gorąca czekolada przyozdobiona kilkoma słodkimi piankami i dużą ilością bitej śmietany. Gdy w końcu dotarli do rozpościerającej się za wioską góry, z której rozciągała się panorama całego kraju usiedli na odpieczętowanym przez blondyna ciepłym kocu i wtulili się w siebie. Spoglądali tak na każdy budynek komentując śmieszne dachy wyróżniające każdy z nich, a potem położyli się oglądając bezchmurne, rozciągające się nad nimi niebo. Każde pokazywało jaki kształt wyszedł im łącząc gwiazdy, śmiali się i sobie dokuczali.
-Patrz! Tam jest tygrys!
-Taaa, a ja widzę żyrafę.
-No serio Naruuuto. Nie nabijaj się ze mnie.
-Ja tam w tych gwiazdach nic nie widzę. Rozumiem mały wóz i duży wóz, ale reszta? Nie wiem gdzie wy to widzicie.
-No a tam jest niedźwiedzica.
-No, chyba na twojej głowie. - niebieskooki śmiał się cały czas sprzeczając z dziewczyną. W pewnym momencie uniósł się widząc spadającą gwiazdę.
-Patrz! Widziałaś?
-Co takiego?
-Spadającą gwiazdę.
-Żartujesz chyba
-Nie, widziałem na prawdę. Teraz czas na życzenie. - mocno zacisnął oczy starając się jak najbardziej by wymarzona rzecz się spełniła.
- O czym pomyślałeś?
-A-a-a Jak ci powiem, to się nie spełni.
-Oj Naruto?
-Nie!
-No weeeź.
-Nie.
-Prooooszę?
-Nie masz na co liczyć. - wysłał jej całusa w powietrzu i położył się z powrotem, a ta usiadła plecami do niego, obraziła się. Dla niego to wszystko było zabawne, takie beztroskie. Pociągnął ją z taką siłą że upadła na niego i pomógł się obrócić, a gdy to się stało przycisnął swoje usta do jej, nie pozwalając się odsunąć. Chwilę starała się nie reagować. ale potem poddała się i oddała pocałunek zatracając się w nim.
-Dawno się tak nie czułam.
-Ja też, nie wiesz jak strasznie mi tego brakowało.
-Uwierz, mi też.
Patrzyli na siebie i uśmiechali się, napawali się otaczającą ciszą, spokojem. Wtedy Meagane spojrzała na niebo, a jej oczy zaświeciły z podniecenia. Na niebie rozpościerały się różnej szerokości pasy w pięknych kolorach, tęczowe pręgi przybierały kuliste, zawijane i falowane kształty.
-Zorza polarna. - mruknęła cicho, jakby do siebie.
-C-co? Wow. - Naruto najpierw nie rozumiał, ale potem popatrzył tam gdzie podążał wzrok Megi i zrozumiał. Obydwoje zastygli obserwując piękne dzieło natury.
-Gdy byłam mała, rodzice zawsze zabierali mnie tam gdzie przewidzieli że pojawi się zorza. Było to dla nich czymś świętym, symbolizowało szczęście. Zawsze kazali mi podążać w jej stronę. Miała dawać mi nadzieję i siłę na dalsze przeszkody. To najpiękniejsze, co mogło nas tu spotkać.
-Tak to jest niesamowite, gdy byłem z Torą raz udało mi się taką zobaczyć, ale zostało to brutalnie przerwane przez bójkę, którą wywołał jakiś facet. Chciał ukraść wujowi pieniądze, a gdy ten to zauważył to uderzył. Rozwalił mu nos, ale tamten był w dużo gorszym stanie. Z Yahiko się nie zaczyna.
-Zdążyłam to zauważyć. - zaśmiała się dziewczyna i po raz kolejny wtuliła w Naruto opierając głowę na jego barku.
-Wracajmy. Drżysz. - skinęła głową czując jak drętwieją jej palce i wstała pociągnięta przez blondyna. Złapał ją za rękę, a wtedy poczuła rozlewające się po jej ciele ciepło. Spojrzała na towarzysza i zrozumiała po uśmiechu, że to dzięki jego umiejętnościom. Szli w ciszy przez dłuższy czas delektując się wieczorem, stragany zostały już zamknięte, a większość ludzi ogrzewała się w domach przy ciepłym kominku z gorącą herbatą i kocem.
-Megi?
-Tak Naruto?
-Słuchaj, myślałem o tym dłuższy czas, ale może... Spróbowalibyśmy jeszcze raz? - dziewczyna przystanęła, a on wpatrywał się w jej plecy.
-Nie.
-Nie? Ale dlaczego? Przecież jest nam razem do..
-Po prostu nie. To była zemsta, zwykłe odpłacenie.
-C-co?
-Oh daj spokój. Zraniłeś mnie, przez ciebie moje serce pękło na milion kawałków. Chcę żebyś czuł to samo.
-Meg... - nie zdążył nic dodać bo dziewczyna zniknęła, a on w furii rozwalił stojącego nieopodal wielkiego bałwana, wsadził ręce do kieszeni i szedł dalej w ciemność nie mogąc uwierzyć. Ona nigdy taka nie była, nie umiała kłamać. A bycie tak dobrą aktorką? Nie rozumiał.

Pojawiła się w pokoju i padła na łóżku szlochając głośno.Pięknie zaścielona satynowa kołdra, która tłumiła jej łkanie była teraz wymięta od ściskania drobnymi dłońmi i kopania. Gdy uspokoiła się w miarę po paru minutach, najciszej jak mogła zeszła na dół i zrobiła sobie kakao. Potem szybko przemknęła z gorącym napojem i usiadła na łóżku przykrywając się grubym, puchowym kocem. W jednej dłoni trzymała czekoladowe ukojenie, a w drugiej tanie romansidło, które sprawiło że cały wieczór nie potrafiła przestać płakać. Wszystko kojarzyło się z Naruto.

Następnego dnia rano wszyscy stali w salonie domu Tory i żegnali się od powrotu blondyna, co stało się jakoś niecałą godzinę przed ich wyjściem nikt nie miał za wesołych min. Białowłosy wiedział że coś stało się między podopiecznymi, ale nie chciał na nich napierać. Czekał cierpliwie aż sami wyjaśnią, widok naburmuszonego Naruto o minie zabójcy niezmiernie go denerwował, ale wiedział o wybuchowości bratanka, a także o tym że w złości potrafi na prawdę zmienić się w zabójce. Po krótkich grzecznościach z mistrzem Koori i jego córką wyruszyli w drogę powrotną. Pierwszy, znacznie oddalony od pozostałej dwójki biegł Uzumaki, chciał wyładować swoją złość i ból, ale na mało się to zdawało.
-Naruto!
-Niech sensei go zostawi, mieliśmy małą sprzeczkę.
-Wystawia się i nas na atak. Jak mam być spokojny? On... - nie dokończył bo usłyszeli huk z przodu, a patrząc w miejsce gdzie był towarzysz widzieli tylko tumany kurzu. Dobiegli tam szybko, ale blondyn siedział po turecku na ziemi, obok niego leżały dwa ciała - kobieta i mężczyzna. Mieli takie same jasnobrązowe włosy i czarne, dobrze przylegające do ciała strój. Ich miny wyrażały przerażenie, ściągnięta w bólu twarz i zastygłe oczy.
-Za wolno. -wzruszył ramionami i pobiegł dalej nie patrząc nawet na zabite osoby. Tora westchnął i spopielił ciała kiwając Meagane głową aby ruszyli dalej.
-Nie był taki.
-Nie Megi, nie był. Stał się taki po śmierci Kankuro. Czasem bawiła go śmierć jego ofiar. lubił słuchać jak błagają o śmierć, ale tylko wtedy gdy był bardzo zdenerwowany lub zraniony.
-Nie mogę z nim być mistrzu. - szepnęła cicho, a łza spłynęła po jej policzku, za nią następna i kolejna, która jednak nie zdążyła spaść starta przez białowłosego.
-Spokojnie mała, on zrozumie. Musi ochłonąć.
Kiwnęła głową i dalszą drogę biegli w ciszy, bez zbędnych przeszkód i wybuchów Naruto. Niedługo potem na granicy dwóch krain stanęli na nocny postój.
-Kto bierze pierwszą wartę?
-Ja!- zerwali się oboje młodzi patrząc na siebie wrogo.
-Dobrze, to ja będę pierwszy. Tu jest wasz namiot.
-Śpij w nim sama, będę spał pod gołym niebem.
-Proszę nie, śpij tam ze mną. Wiesz że ich nie lubię.
-Nienawidzisz. - zaśmiał się, ale poszedł za nią do małego, niebieskiego namiotu, gdzie obydwoje szybko zasnęli w osobnych śpiworach. Rano pierwsza stała niebieskowłosa, była zdezorientowana, ale wyszła na zewnątrz chcąc się orzeźwić. Z ułożenia słońca podejrzewała że jest gdzieś 6.30 rano, mistrz siedział na drzewie obserwując ją.
-Dlaczego?
-Bo przemęczaliście się, trzeba było wam porządną dawkę snu.
-Arigatou.
Wymienili uśmiechy i dziewczyna rozpaliła małe ognisko, gdzie upiekła kawałki mięsa zapakowane dla nich przez Noun. Gdy pożywienie było prawie gotowe z tymczasowego łóżka wydostał się Naruto przeciągając mocno. Zniknął im z oczu, a chwilę potem siedział na małym pieńku.
-Musiałem się przebiec. Jedzmy i ruszajmy. - powiedział jak gdyby nic, a tamci kiwając głowami ze zdezorientowania usiedli wkoło zachwycając się przysmakami.
Do wioski nie dotarli tak szybko jak chcieli, ale byli nawet zadowoleni i pełni sił. Od razu udali się do Tsunade opowiadając o krótkim, ale owocnym treningu. Po pochwale i paru informacjach od Hokage wszyscy udali się w swoją stronę. Tora do rezydencji Namikaze, Megi i Naruto na cmentarz. Co było śmieszne, żadne nie wiedziało że drugie idzie w to samo miejsce.
Blondyn stał właśnie nad grobem rodziców modląc się, gdy zobaczył siedzącą na ziemi i szlochającą fioletowooką. Schował się, by go nie zauważyła, a gdy odeszła podszedł do nagrobka. Zamurowało go, przed nim rozpościerał się jego grób. Z czasów gdy był więziony przez wuja we własnym ciele. Popatrzył jeszcze raz na ozdobny napis i przejechał po nim dłonią następnie przeniósł wzrok na mały pojemnik na kwiaty, gdzie stał  bukiecik niezapominajek i mała karteczka. Wiedział że nie powinien, ale otworzył ją.

" Tak bardzo tęsknie kochanie, wiesz? Teraz to już nie to samo. Naruto Namikaze którego kochałam umarł w walce ze Szkarłatnym. Tak bardzo chciałabym cofnąć czas...

Twoja na zawsze, Megi"

Klatka piersiowa zaczęła boleć, a oczy niemiłosiernie piec. Czuł się jakby stracił wszystko po raz kolejny, ale na prawdę tak było. Ścisnął kartkę w dłoni i zniknął z cmentarza pojawiając się w swoim pokoju. Serce zaczęło boleć coraz mocniej, zaczynało mu się coraz gorzej oddychać,  upadł na kolana, dyszał, aż w końcu spadł.


-Znowu! Tak, udało się!
-Brawo Akamai.
-Nasza armia już się zbiera, potrzebujemy jeszcze tylko paru dni.
-Ty dowodzisz kuzynie. Wszystko jest na twojej głowie, a teraz ruszaj!
-Hai, powiadomię Cię gdy wszystko będzie gotowe.
Skłonił się nisko i odszedł, a w pomieszczeniu nastała ciemność, jedna świeca  oświetlająca tylko czerwone włosy i twarz Pana przyozdobioną diabelskim uśmieszkiem. Nikt go nie pokona.

* * *
Tak bardzo przepraszam :( Brak czasu, a co najważniejsze zastój, tak cholernie nie miałam pojęcia co pisać. Kolejny nudny rozdział skupiony na miłości. Ugh... Nie podoba mi się, chce żeby coś się działo, a z drugiej strony chcę byście trochę poczekali. Co mnie smuci? Co rozdział to mniej komentarzy. Wypaliłam się?