sobota, 3 października 2015

Rozdział 27

To wszystko toczyło się tak szybko, w pewnym momencie zgraja Szkarłatnego wbiegła na polanę. Widząc ich, shinobi zamarli, a Naruto warknął. Stojący przed nimi mieli rażąco czerwone ślepia i czarne bądź białe włosy. Demony. Stali prosto bądź pochyleni, niektórzy na czworaka. Wiele z nich miało blizny, ślina ciekła z ich ust. Ubrania mieli schludne, a miny trwogie, no może jedynie oprócz tych, którzy wyglądem przypominali zwierzęta. Przerażali większość konoszan.
"Nie bójcie się, ale uważajcie. To demony, mają wiele sztuczek, a co najważniejsze nie są i nigdy nie będą honorowe. Czekają aż zawahasz się, a wtedy... już przegrałeś. Bądźcie czujni, mogą mieć jakieś specjalne umiejętności." - wytłumaczył w myślach blondyn. Wiedział o takiej możliwości po treningu w zimowym kraju, więc wykorzystywał wszystko co przekazał mu mistrz Koori.
Szkarłatny zaśmiał się wznosząc się nad grupą i powoli opadł na ziemię składając swe czarne skrzydła. Jeden jego znak, rządne krwi stworzenia ruszyli. Gromady zmieszały się i teraz czerwone ślepia połyskiwały wokół różnokolorowych czupryn należących do shinobi. Demony rozszarpywały swoje ofiary, a ich krzyk roznosił się dużo dalej niż powinien, ale ninja nie byli bierni, dzielnie radzili sobie z coraz to kolejnymi stworami wymyślając coraz to nowsze sposoby zabicia. Naruto widział jak każdy walczy, jego przyjaciele mierzyli się z równymi sobie, a może nawet i silniejszymi? Shikamaru walczył z wyglądającym na cholernie inteligentnego mężczyzną, właśnie. Normalnym mężczyzną o czarnych oczach i fioletowych włosach, a nie dziwną istotą. Dalej walczył Sasuke, ten także nie został zaatakowany przez demona, a przez Hokkyo. W oddali  w wiru walki potrafił dostrzec twarze Saia, Kakashiego, Chojiego, Hinaty, Ten-Ten i każdego z którym choć raz rozmawiał. Był dumny, ale bał się, bał się świadomości że ktoś umrze dla niego. A raczej przez niego. Dziwiło go jedno, dlaczego Szkarłatny jeszcze nie zaatakował? Wspomniany mężczyzna siedział na stworzonym z drewna tronie na niewielkim podwyższeniu i obserwował z uśmiechem rozgrywającą się rzeź. Co było jeszcze dziwniejsze? Każdy poplecznik czerwonowłosego patrzył na Uzumakiego, ale nikt go nie atakował, co więcej - unikali blondwłosego chłopaka. Więc stał teraz z założonymi rękami doglądając wszystkiego, ale gdy zobaczył że Ten-Ten sobie nie radzi, a demon szczerzy zęby przed jej twarzą, zawrzało w ciele niebieskookiego. Przeniknął prędko przez walczące pary i wystrzelił przed wstrętne cielsko powalając go ciosem w brzuch. Dziewczyna w dwóch koczkach usiadła przerażona trzymając się za gardło, chwilę temu ściskane przez wielką rękę bestii. Skinęła lekko głową w podzięce, oddychając głęboko, potrzebowała chwili na regeneracje. Ale przeciwnika to nie obchodziło, wstał a brązowy T-shirt nasiąkał powoli krwią lecącą z brzucha, czerwone ślepia zwężyły się, gdy patrzył na Naruto, ale nie zaatakował. Warknął wściekle i wycofał się, a Namikaze mu na to pozwolił. Podszedł do brązowowłosej i podał jej rękę, a ta przyjęła ją szybko się podnosząc.
-Było blisko.
-Nawet mi nie mów. Byłam nieuważna. - jęknęła. - Dzięki Naruto. Zawdzięczam ci życie.
-W końcu to dla mnie je ryzykujesz. - jego uśmiech zamienił się w grymas, ale zanim kunoichi zdążyła odpowiedzieć, on zniknął pozostawiając po sobie tylko delikatny powiew wiatru. Starał się pomóc nie jednej osobie, tak jak pomógł członkini Drużyny Gaia, ale za każdym razem jego przeciwnik uciekał.
Szkarłatny tylko na to patrzył wciąż nic nie robiąc, bawiły go próby ataku Namikaze i wściekłość, gdy demon go zbywał. Zaczynał się powoli nudzić, a walka była wyrównana. Wielu z jego poległo, ale i wataha Konohy wykruszała się krok po kroku. Wtedy odwrócił wzrok i gdy zobaczył że Akamai właśnie dostał porządnego chłopaka od jakiegoś chłystka o długich, spiczastych włosach ściągniętych zwykłą gumką, wpadł we wściekłość. Minęła chwila, gdy wzniósł się nad walczących i znalazł przy kuzynie stojąc tyłem do Shikamaru, który trzymał nóż przy szyi fioletowowłosego.
-W końcu, miał wygrać lepszy. -wzruszył ramionami konoszanin.
-Tak, ale tym lepszym miałem być ja. - warknął Akamai.
-Jakim cudem takie coś pokonało mojego najlepszego stratega? - odezwał się spokojny głos czerwonowłosego.
-Bo to "takie coś" jest moim najlepszym strategiem. - kolejny głos wydobył się zza dopiero co przybyłego. Wywołało to śmiech u Pana demonów.
-Najlepszy strateg? Proszę cię, ty jesteś nic nie warty, a twój towarzysz tym bardziej.
-Cały dzień mnie unikasz, inni walczą, a ty? Tylko się przyglądasz. Może już czas dołączyć do zabawy?
-No nie wiem, nie wiem Namikaze. – mówiąc to obrócił się chcąc zadać cios stojącemu, za nim chłopakowi, ale przeciął powietrze. Naruto zniknął.
-I kto teraz ucieka? – zaśmiał się Szkarłatny i podszedł do przodu, a w prawej ręce zaczęła kumulować się mała kula czarnej energii. Wymierzone jutsu miało trafić w plecy Nary, który dalej trzymał jego kuzyna i oboje przysłuchiwali się konserwacji. Czarnowłosy podejrzliwie mierzył wzrokiem czerwonowłosego, a gdy ten zniknął, zaczął rozglądać się zdezorientowany. Mężczyzna po raz kolejny pojawił się za nim i gdy miał trafić w jego plecy, jutsu zostało zniwelowane, a on odepchnięty.
-Zapamiętaj to sobie na wieki. Ja. Nigdy. Nie. Uciekam. – Namikaze jak się pojawił, tak zaraz zniknął, a zaraz za nim pojawiła się druga postać, biały tygrys spoglądający na leżącego. Jego mięśnie były napięte, a kły zaciśnięte. Po chwili zaczął przeobrażać się i w jego miejscu stanął Tora.
-Rozrabiasz braciszku.
-Tora. – chytry uśmiech wdarł się na jego twarz.
- Kope lat, co?


Naruto pojawiał się w coraz to kolejnych miejscach, przy różnych osobach starając się pomóc jak tylko może, próbował leczyć, eskortować. Robił wszystko aby ulżyć w cierpieniu. Właśnie atakował demona zajmującego się jakąś młodą kunoichi, która nie radziła sobie zbyt dobrze i była przestraszona, gdy usłyszał przeraźliwy pisk. Wbił kunai w serce przeciwnika, przekręcił go boleśnie i rzucił pokrzepiający uśmiech nastolatce, po czym biegł dalej chcąc znaleźć źródło pisku. Nie był to byle jaki dźwięk, bo wydała go sama Megi, która teraz trzymana była przez dwa potwory, jeden – zwierzęcy, chciał dorwać się do jej ręki i wgryźć w nią, a drugi właśnie ugryzł jej bark, chcąc wypić trochę krwi. Wściekłość, to za mało aby opisać to co ogarnęło Naruto, w ułamek sekundy znalazł się przy dziewczynie i odrzucił psiego demona, a tego który ugryzł Chakirache wziął za szyję, podniósł i przybliżył do swojej twarzy.
-Spróbuj ją dotknąć jeszcze raz. Albo nie, czekaj. Nie będziesz miał na to okazji. – wyrwał serce z jego piersi, a krew chlusnęła na ubranie blondyna, rzucił niedbale ciało i to samo zrobił z drugim oprawcą. Potem podbiegł do leżącej dziewczyny i złapał ją w ramiona, szlochała. Jej szyja była czerwona i pełna śladów od pazurów. Zaczął delikatnie dotykać poranionych miejsc, a one powoli wracały do poprzedniego stanu.
-Cśiii, już wszystko dobrze. Jestem tutaj. – kołysał ją, chcąc jak najszybciej uspokoić. – Słuchaj Megi, ja… chciałem przeprosić za wszystko. To może być nasze ostatnie spotkanie i wiesz. Chcę po prostu zrobić to.
Wbił się w jej usta i całował, robił to z pasją, pożądaniem, jakby ostatni raz w życiu.
-Naruto. – szepnęła.
-Kocham cię i wszystko robiłem dla ciebie, nie mogę odejść bez słowa. Muszę się przecież z tobą pożegnać, prawda?
-Przestań tak mówić!
Meagane podniosła się zz jego kolan i wtuliła mocno w jego szyję. Był zszokowany, ale oddał uścisk. Lecz po chwili został odsunięty.
-Nie zginiesz, rozumiesz?
Uśmiechnął się tylko i pocałował ją po raz kolejny.
-Do widzenia Meagane Chakirache.
Zniknął z jej pola widzenia, a ona podniosła się patrząc w dal, gdzie wznosiły się tumany kurzu.
-Kocham cię Naruto Uzumaki. Ale to nic nie zmienia.
Westchnęła i wyciągnęła mocno wbity w ziemie, czarny wachlarz o motywie fioletowych róży i kolczastych łodyg, podniosła go, otarła z kurzu i błota. Chakirache popatrzyła przed siebie i omiotła wzorkiem walących dookoła, zobaczyła powoli podchodzącą do niej grupkę wstrętnych demonic o długich do ziemi włosach w różnych, zazwyczaj ciemnych kolorach. Czerwone ślepia były mocno podkreślone, a usta pomalowane na silny bordowy kolor. Uśmiechnęła się chytrze i zniknęła z oczu potworom, aby zaraz pojawić się nad nimi, ale jedna z nich, wyróżniająca się złapała ją za kostkę i pociągnęła w dół po czym uderzyła ją w brzuch, a cios odrzucił niebieskowłosą. Atakująca miała sięgające do kości ogonowej srebrne włosy o delikatnym połysku, górna ich część była spięta szeroką, czarną gumką. Mocno wymalowane na czarno oczy patrzyły inteligentnie, podstępnie, usta zakryte były delikatnym, czarnym materiałem. Ubrana była w skąpy top sięgający ledwie do brzucha i takie same spodenki, przez których środek przechodził długi do kostek pas z podobizną niedźwiedzia. Wysokie do ud kozaki zakrywały jej szczupłe, zgrabne nogi. Jej całe ciało pokryte było ciernistymi tatuażami i wypalonymi, małymi, kulistymi plamkami.

Megi obróciła się w powietrzu i wylądowała na ziemi na czworaka, rękami zapierając się by nie zajechać dalej. Lądowanie sprawiło że tumany piasku zaczęły latać wokół jej drobnej postaci. Złowieszczy błysk w fioletowym oku pokazywał że dziewczyna widzi wyzwanie w srebrnowłosej. Jej charakterystyczne wachlarze były już w dłoniach, w pozycji gotowej do powtórnego ataku, uśmiechnęła się delikatnie i czekała. Okropny śmiech wydobył się spod szmatki na twarzy demonicy, ale dała znak poddanym by obserwowały, a ona naparła i robiąc unik przed kopnięciem Chakirache schyliła się i podcięła ją, ale zanim tamta upadła na ziemię, złożyła pieczęcie i pojawiła się parę metrów dalej. Zwinnie wylądowała w półprzysiadzie i wyskoczyła w górę, w stronę przeciwniczki. Naparła na nią raz po raz tnąc ostrymi jak brzytwa wachlarzami, który delikatnie raniły kobietę o skórze tak jasnej, że aż prawie białej. Raz jedna była w pozycji ofensywnej, a raz w defensywnej, obydwie walczyły podobnymi stylami i przewidywały swoje ruchy. Wtedy to należąca do złej drużyny zaatakowała swoimi specjalnie wydłużonymi pazurami, a gdy Megi tego uniknęła, czerwono oka podcięła ją i przyłożyła rękę do jej szyi.
-Przegrałaś suko. Nie wiem jak ktoś taki mógł być z Naruto. Zapamiętaj moje imię, nazywam się Aiko.
-Skąd znasz Naruto? – Chakirache było ciężko mówić, ale słysząc imię ukochanego, musiała się odezwać.
-Nie wszystko o nim wiesz słoneczko. I już się nie dowiesz! – warknęła i chciała zadać ostateczny cios, gdy niebieskowłosa rozpłynęła się, wchłaniając w ziemię. Jej postać zmaterializowała się za demonicą i cięła mocno. Na plecach pojawiła się głęboka, krwawiąca rana, a sama poszkodowana charknęła głośno, nabierając głęboko powietrza.
-Ty suko.
- Za dużo szczekasz.
Wściekła kobieta nie patrzyła już gdzie atakuje, robiła to na oślep i z coraz większą szybkością, rana dawała o sobie znać, ale raniona duma była gorsza. Raz po raz Megi doznawała ran po ciele i po twarzy, jęknęła gdy głębokie cięcie przeszło przez jej oko i policzek, cudem uniknęła utraty narządu wzroku. Wtedy zauważyła lukę w gardzie srebrnowłosej, chwila czekania na kolejną gafę i uderzyła mocno pod żebra, a potem wymierzyła cios w twarz, który odrzucił przeciwniczkę. Wykorzystując swoją szybkość i zwinność znalazła się za nią i po raz kolejny zadała cios w plecy, następnie oszpeciła jej twarz tnąc przez całą długość podłużnej buźki. Aiko była pokonana, leżała jęcząc i próbując podnieść chociażby rękę. Chakirache mocno depnęła na jej dłoń, a tak krzyknęła przeraźliwie.
-Nie trzeba było ze mną zaczynać, suko. A i pamiętaj, na imię mam Meagane.
Gdyby wzrok mógł zabijać, niebieskowłosa leżałaby już martwa, ale teraz Aiko była dziwnie wyczerpana i bezwładna, ostatkiem sił wykrzyknęła:
-Na co czekacie idiotki?! Rozprawcie się z nią!
Stojące i obserwujące demonice należące do drużyny srebrnowłosej nagle jakby wybudziły  się z transu i wszystkie na raz wybiegły z barbarzyńskim okrzykiem. Atakowały na raz, co było nie fair, bo ich liczba była aż 7 razy większa. Czerwonookie nie były jednak tak sprytne i wyszkolone jak ich przywódczyni, a w postawach, atakach i gardzie widoczne były wiele niedociągnięć, luk. Megi poszło z nimi dużo łatwiej i po parunastu minutach wszystkie leżały. Jedna z nich jednak miała na tyle siły by pociągnąć fioletowooką na ziemię, tuż obok Aiko, która wykorzystała okazje i wbiła podłużny nóż w udo kunoichi. Po polu bitwy rozległ się rozpaczliwy krzyk, który słyszał Naruto, oddalony dobre parę kilometrów od pola walki. Szybko rozprawił się z nic nieznaczącym, psim demonem z którym nie mógł sobie poradzić młody chuunin i teleportował się w okolice miejsca krzyku. Leżąca na ziemi, w kałuży krwi Meagane sprawiła że zastygł w miejscu, a jego twarz zrobiła się blada jak ściana. Szybko jednak ocknął się i pojawił obok dziewczyny. Jej twarz była pełna łez i krwi, przechodziło przez nią okropne rozcięcie, ale nawet ono nie potrafiło zeszpecić anielskiej twarzy, która teraz była skrzywiona w okropnym grymasie bólu, a tęczówki były skryte pod powiekami.
-Meagane! Hej, słyszysz mnie?! Megi!!!!
-Zamknij się debilu, słyszę. Szmata trafiła w tętnice, potrzebuje pilnej pomocy. Musiałam się poruszyć, dzięki czemu zaczęło wypływać więcej krwi. Pomożesz?
-Jasne. – złapał ją w ramiona i oboje mieli zniknąć w ulepszonym jutsu Czwartego, ale nim to zrobili zobaczyli Szkarłatnego pochylającego się nad poranioną i przestraszoną Aiko. Słyszeli tylko krótkie urywki zdań, ale wiedzieli że srebrnowłosa złamała rozkaz i poniesie za to srogą karę.  W momencie gdy znikali, ciało podopiecznej Szkarłatnego było rozszarpywane. Umarła w torturach, przez ranienie fioletowookiej.
Moment później obydwoje pojawili się w jednostce medycznej, gdzie dziarskim krokiem podeszła do nich Tsunade. Widząc krwawiącą dziewczynę, która zdążyła wcześniej wyciągnąć niż i założyć opaskę uciskową stworzoną z paska od torby kazała ją szybko położyć na prowizorycznym stole operacyjnym. Tak też zrobił blondyn, a potem stał ciągle przy dziewczynie jednak po chwili został odsunięty przez dochodzących medyków. Kotara została zasunięta, a on mógł tylko stać przy niej i czekać. Teraz nie ważne było że niedaleko toczy się największa bitwa, teraz ważne było zdrowie najważniejszej dla niego kobiety. Obserwował uważnie co dzieje się dookoła, wiele łóżek polowych, z których większość była zajęta przez ranionych bardziej lub mniej. Każdy z nich miał opiekę i niecierpliwie czekał by jak najszybciej wrócić do walki, wtedy przy kotarze zaczęło się zbierać coraz więcej osób w białych lekarskich kitlach, a on usłyszał krzyk Tsunade „Tracimy ją”. Wtedy poczuł jakby jego serce stanęło, przestawało bić – umierało razem z Meagane.


* * *
Tak bardzo Was wszystkich przepraszam:( To nie tak że nie mam weny, ale cierpię na brak czasu. Mam teraz tyle zajęć, obowiązków, a wena przychodzi w takim momencie gdy nie mogę po prostu napisać. Dziś, z trudem udało mi się dokończyć ten rozdział, który czekał na to już ponad dwa tygodnie.

3 komentarze:

  1. Myślę, że nie jedna osoba to rozumie. Rozdział świetny, czekam na dalsze wydarzenia ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dodasz do strony archiwum? Byłoby łatwiej wybierać między poszczególnymi rozdziałami.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    właśnie czemu Namikaze nie był atakowany? co to za strategi szkarłatnego, mam nadzieję, że przeżyje...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Komentarz? Dla was to tylko dwie minutki, dla mnie? Duma i radość że komuś podoba się moja twórczość. Dzięki temu próbuje jak najszybciej dać wam następny kawałek historii. Dziękuje :)