poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział 22

Powiedzieć że ostatni tydzień dla Namikaze był zabiegany, to wielkie niedopowiedzenie. Chłopak nie miał czasu kompletnie na nic, chwilowo przejął rolę Hokage, o co poprosiła go sama Tsunade. Kobieta nie mogła znieść śmierci ukochanego, nie dawała sobie rady. Była rozbita i cały czas płakała. Naruto przez cały czas musiał podpisywać różnego rodzaju dokumenty, słuchać raportów i rozdawać misje. Każdego dnia odwiedzała go Meagane z ponownym wnioskiem o opuszczenie wioski jednak każda jej próba kończyła się fiaskiem, a zdenerwowana niebieskowłosa wychodziła z gabinetu trzaskając drzwiami i przeklinając Uzumakiego. Kolejną rzeczą, którą miał na głowie syn Czwartego, była ceremonia pożegnania Jirayi i to nie tak że musiał to zrobić, nie. On obiecał sobie że zrobi to, najlepiej jak potrafi i właśnie ta uroczystość odbywała się dzisiejszego dnia.

Namikaze stał przed lustrem poprawiając czarne kimono przepasane białą szarfą. Uśmiechnął się patrząc na pas, dostał go już dawno temu od sennina, ale nigdy nie było gdzie go założyć. Dziś był ten dzień, wyjątkowy dzień w którym pożegnają się na zawsze. Zdjął opaskę przynależności do wioski i poprawił niesfornie opadające na oczy włosy. Był gotowy, ale tylko fizycznie, jego serce nigdy nie będzie gotowe aby zobaczyć go po raz ostatni, aby zapomnieć. Westchnął głośno, a jego oczy po raz kolejny się zaszkliły jednak nie pozwolił wypłynąć łzom, poprawił łańcuszek, który zawsze wisiał na jego szyi i wyszedł. Kierował się w stronę małej polanki, gdzie za dzieciaka zawsze ćwiczyli razem, to tam zdecydował się pochować chrzestnego i to tam postawi pomnik jego pamięci. Pogrzeb zaczynał się dopiero za dwie godziny, ale on wolał być wcześniej. Niedługą chwilę później był na miejscu, omiótł wzrokiem  nieduże pole o zbliżonemu do kulistemu kształcie na środku którego była teraz platforma, a przed nią pełno krzeseł i usiadł pod rozłożystym dębem, gdzie zawsze odpoczywali razem ze starszym mężczyzną. Pochłaniał każde drzewo, każdy krzak w pobliżu jego oczu jakby miał widzieć je po raz kolejny. Zamyślił się spoglądając na małą wiewiórkę skaczącą z jednego konaru na drugi. Wiedział że wszystko było jego winą, gdyby wszyscy wiedzieli wcześniej Sakura i Ero-sennin by żyli, Gaara nie byłby ranny, a Megi? Ona nie nienawidziłaby go. Bolało go to, nikt nie rozumiał jak bardzo poświęcał swoje uczucia, nigdy nie widział że musiał je porzucić aby móc być Matashim. Raniło go każde nienawistne spojrzenie ze strony Meagane, każde słowo wypowiedziane ze złością.

Zanim się spostrzegł, a zaczęli zbierać się ludzie powoli siadając na wyznaczonych miejscach. Podniósł się z miejsca i podszedł do szlochającej Tsunade po czym przytulił ją mocno, a gdy spojrzała na niego, uśmiechnął się lekko. Ona też uniosła kąciki ust do góry, w czymś co miało przypominać uśmiech.
-Dasz radę mówić?
-J-ja tak. Dla niego.
-Dla niego. - szepnął Naruto i poszedł w stronę podestu, po drodze łapiąc spojrzenie fioletowookiej. Gdy stanął na środku, wziął do rąk mikrofon i przejechał wzrokiem po zebranych. A było ich nie mało, w końcu każdy znał wielkiego Jirayę, Żabiego Mędrca. Ledwo mieścili się na małej polance, a niektóre sylwetki dało się zauważyć w oddali między wielkimi drzewami. Uśmiechnął się, wiedział że sennin byłby dumny mając taką uwagę.
-Ekhem, ugh jak wiecie... Przepraszam. - jąkał się początkowo, ale zaraz nabrał pewności.
- Jirayia był moim mistrzem, moim chrzestnym. Zastępował mi ojca, którego nigdy nie poznałem i kochałem go. Zawsze będę to robił. Chociaż czasem mnie denerwował, mieliśmy gorsze dni to zawsze mogłem na niego liczyć. Był jedną z najlepszych osób, które kiedykolwiek znałem i był świetnym ninją, gdyby nie on już by mnie tu nie było. Uratował mnie poświęcając swoje życie i wielkie Ci za to arigatou Mistrzu - ostatnie słowa wymówił patrząc w niebo. Wtedy poczuł delikatne, miłe chlaśniecie w twarz. Wiatr. Pogoda była piękna, niebo było czyste, żadna biała plamka go nie zakrywała, a słońce oświetlało swoim blaskiem. Nie było mowy o tym by wiał wiatr, ale wtedy zrozumiał i zamknął oczy dając się chlastać żywiołowi. Wiedział że to w pewnym sensie Jirayia. Czuł że mężczyzna był szczęśliwy.
- Nigdy nie powiedziałem mu że go kocham, nigdy nie podziękowałem za wszystko. Nie zdążyłem. W ostatnim momencie swojego życia powiedział do mnie, on poprosił mnie bym...- głos Naruto się łamał, a on spuścił głowę by nie widzieli łez lecących z jego oczu, ale zaraz się opamiętał. - bym mu wybaczył, ale to ja powinienem go o to prosić, bo to wszystko przeze mnie. Nie będę krył łez, nie będę się wstydził. Nie gdy płaczę przez niego. Jestem dumny mogąc nazwać go moim mistrzem. Jestem dumny z tego, że mogłem go znać. Dziękuję bardzo.
Parę osób ocierało łzy, a Naruto zszedł ze sceny, ale nie udał się na miejsce siedzące, poszedł pod dąb, ich miejsce. Wtedy w pierwszym rzędzie wstała blondynka i wyszła na miejsce gdzie przedtem stał on sam. Ocierając napuchnięte oczy, wysłużoną już chusteczką podeszła do mikrofonu.
-Jak wiecie jestem Piątym Hokage Konohy. Ostatnio nie dałam rady wykonywać moich obowiązków. Zawiodłam was i bardzo za to przepraszam. Staram się być silna, ale Jiraya... Był moim przyjacielem, a nawet kimś więcej. Kochałam go bardzo mocno i nigdy nie zdążyłam tego powiedzieć. Tyle razy próbowałam, ale za każdym tchórzyłam. Nie wiecie jak bardzo tego żałuje. Pamiętam czasy gdy był on młodym chłopakiem, oglądajacym się za każdą kobietą. - zaśmiała się przez łzy. - Taki był mój Jiraya, denerwujący. Ale potrafił zawsze mnie rozśmieszyć i pomóc. Był ze mną gdy zginął Nawaki, był ze mną gdy Dan umarł chroniąc mnie. Był ze mną, chociaż sam nie czuł się najlepiej.Po prostu... przepraszam was i obiecuje że się poprawie. To dla mnie cios prosto w serce, ale jestem pieprzonym Hokage tak? Poprawie się. A ty patrz na to z góry Jiraya, to dla ciebie. - każde kolejne zdanie wypowiedziane było z większą mocą, ale ostatnie wyszeptała i zeszła z podestu. Wtedy zaczęła się najgorsza część ceremonii, trumna z ciałem sannina została opuszczona, a Naruto  podszedł rzucając biały kwiat na drewnianą kopułę. Wziął łopatę i zakopał miejsce spoczęcia mistrza. Wtedy wszyscy po kolei podchodzili do kamiennej płyty i kładli białe róże. Tylko jedna jedyna Tsunade położyła czerwoną, na znak swojego uczucia. Szybko minęło to wszystko, a każdy rozszedł się  w swoją stronę. Został tylko Namikaze, który myśląc że jest sam  podszedł przed nagrobek i uklęknął przed nim. Nie wytrzymał długo, z jego oczu popłynęły wszystkie wstrzymywane łzy. Bólu, smutku, żalu. Nie bacząc na wszystko położył się na niedawno zakopanym miejscu i szlochał.Chwila słabości dopadła nawet i jego.

Temu wszystkiemu przyglądała się Chakirache, nie mogła znieść Naruto w tym stanie, ona też cierpiała. Ale nie mogła już płakać. Wypłakała wszystkie łzy, jej oczy były jakby suche. Obok niej stał czarnowłosy chłopak w kucyku.
-Wracaj do domu Meg, ja go zabiorę.
-Arigatou braciszku.
Uśmiechnął się do niej tylko smutno i podszedł do leżącego na ziemi ciała. Podniósł Naruto, który swoją drogą był doszczętnie wyczerpany. Nie spał ostatnie dni, męczyły go koszmary i bóle w głowie. Męczył się. Nie wiedział kto go niesie, nie wiedział co się dzieje. Stracił przytomność.


Głaskała blondyna po włosach siedząc na brzegu łóżka, był nieprzytomny więc mogła sobie na to pozwolić. Denerwowała się, blondyn spał już prawie trzy dni, ale z jego organami było wszystko w porządku. Wiedziała że był przemęczony, wiedziała ile znaczy dla niego Jirayia i nie mogła znieść tego całego bólu, jaki czuł jej ukochany. Wtedy poczuła delikatny ruch, a Naruto otworzył swoje oczy patrząc na nią. Zamrugał chcąc wyostrzyć obraz, a widząc Meagane siedzącą obok i głaszczącą go, uśmiech wpłynął na jego twarz.
-Och. przepraszam muszę już iść. - mruknęła cicho wstając i wychodząc z pokoju Namikaze. Ten jęknął przeciągle i wstał za nią. Czuł się otępiale, chwiejnie ale nie zostawił jej tak. Pobiegł za nią, a gdy była już przy drzwiach szarpnął ją i oparł przy ścianie. Przycisnął swoje ciało do jej, przytulając mocno.
-Tak bardzo cię potrzebuję Megi, tak bardzo...
-Puść mnie. - pisnęła dziewczyna, nie chciała się mu poddać, ale ten zaraz odsunął się delikatnie i złapał ją za podbródek. Chciała go odepchnąć, uderzyć, a ten tylko złapał jedną dłonią obie jej ręce i przycisnął do ściany nad jej głową. Przybliżył się tak że stykali się nosami i pocałował ją, najpierw delikatnie. A widząc że ulega mu wzmocnił pocałunek i dołączył do niego język. Całowali się zachłannie, z miłością jednak Meagane opamiętała się. Odepchnęła blondyna, który zdążył puścić jej dłonie i wymierzyła siarczyste uderzenie w jego policzek. Widział w jej oczach że żałowała, ale żałowała tylko tego że to przerwała. Mimo wszystko musiała, nie mogła pozwolić by byli znów razem. Przecież wtedy Szkarłatny spełnił by swoją obietnice, a ona nie chciała tracić Naruto nigdy więcej. Wybiegła, a on zrezygnowany wrócił do łóżka, gdzie czekał na niego Tora.
-Młody, oszczędzaj się. Czeka nas trening.
-Trening?
-Tak, musisz poprawić swoje umiejętności Naruto, a ja wiem co możemy zrobić. Za dwa dni zaczynamy.
-HAI!

W tym czasie Megi biegła do domu, po drodze potrącała ludzi ale nie zważała na to, liczyło się tylko to co zrobił Naruto. Tak bardzo cieszyła się gdy ją pocałował. Czuła się wtedy jakby była w niebie, ale bała się konsekwencji. Wchodząc do rezydencji Uchiha minęła w drzwiach zdezorientowanego Sasuke i siedzących na kanapie Ino z Itachim. Szybko zamknęła się w swoim pokoju dysząc głośno. Musiała się odprężyć, a to zapewni jej prysznic, więc udała się do łazienki, gdzie spłukała z siebie wszystkie smutki. Poczuła się dużo lepiej. Ubrała się w czarną, obcisłą bluzkę na ramiączka, na co zarzuciła kurtkę w takim samym kolorze i czarne, długie spodnie mocno opinające jej zgrabne nogi. Rozczesała mokre włosy i wyszła z łazienki. Rozglądnęła się po pokoju, niby wszystko było w porządku, ale okno było otwarte, a była pewna że jak wychodziła to je zamykała. Nie przejęła się tym bardzo, myśląc że to sprawka, któregoś z przyjaciół. Wtedy jednak zauważyła na łóżku niedużą kartkę i kwiat. Spoglądnęła najpierw na roślinę, a jej oczom ukazała się pięknie rozkwitnięta róża w kolorze czarnym. Tak czarnym jak smoła. Jęknęła gdy jeden z kolców przeciął jej palec i odłożyła ostrożnie kwiat. Przełknęła głośno ślinę i wzięła kawałek papieru.

" Nie posłuchałaś mnie kochanie. Teraz przyspieszyłaś proces jego śmierci. Teraz on umrze, a ja zabiorę to co do mnie zależy. To tylko Twoja wina.
S."
Rozpłakała się widząc to. Wiedziała, wiedziała że nie powinna przy nim siedzieć, wiedziała że powinna sobie odpuścić. Ale jak mogła? Przecież kochała go niewyobrażalnie mocno, a teraz sprowadza na niego śmierć. Nie wiedziała co robić, jak ma się zachować? Może mu powie? To wszystko było cięższe niż można sobie wyobrazić, a ona wiedząc jakie będą konsekwencje, oddała pocałunek. To wszystko nie tak....
Wtedy ktoś zapukał do jej drzwi, a ta szybko schowała "prezent" i mruknęła głośne "proszę". W drzwiach ukazała się blondwłosa głowa Ino, która widząc płaczącą po raz kolejny Chakirache podbiegła i wtuliła ją mocno w siebie.
-Opowiadaj Niebieska.
-Pocałował mnie, on mnie pocalował. - jęknęła zachodząc sie szlochem.
- O nie, ale Sz...
-Wie o tym, spójrz. - pokazała jej podarunek, a przestraszona Ino rozszerzyła swe niebieskie oczy.
- I co teraz?
-Nie wiem Ino, musimy coś wymyślić.

W tym samym czasie gdzieś w dalekich zakątkach Kraju Ognia do walki przygotowywała się ważna osoba. Mężczyzna o czerwonych oczach śmiał się okrutnie widząc zapłakaną twarz w niewielkim zwierciadle. Podniecało go sprawianie bólu fioletowookiej. Karmił się jej bólem, ale bardziej zadowalał go ból blondwłosego chłopaka. Czuł euforię, gdy myślał że go zabił, a teraz? Zrobi to na prawdę, więc będzie to jeszcze lepsze uczucie.
-Panie? - syknął ktoś cicho.
-Tak kochanie?
-Wszystko gotowe. Twoje demony już zostały sprowadzone.
-Wspaniale, dziękuje Hokkyo. Ah, wyruszamy już niedługo, gdzie Akuma?
-Zaraz go przyprowadzę.
Chwilę potem w drzwiach pojawiła się białowłosa, w dłoni trzymała smycz na której uwiązany był wstrętny trzygłowy pies. Długa, czerwona sierść pokryta była warstwą błota i brudu, a zębiska każdej z trzech paszczy były ostre i wielkie. Psy miały mocno żółte oczy z czarną, pionową źrenicą, wokół szyi każde z nich miało dłuższą pręgę sierści w kolorze białym, jakby coś w rodzaju obroży. Warczały głośno chcąc się wyrwać, a gdy Ho spuściła je ze smyczy, podbiegły do Pana łasząc się i skomląc.
-Wszystko zaczyna się teraz. - przeraźliwy śmiech rozszedł się po wielkiej sali, w której znajdował się tron zajęty przez Szkarłatnego. Czarnowłosy czekał tylko na najlepszy moment....

wtorek, 21 lipca 2015

Rozdział 21

Ino czuwała przy przyjaciółce, co jakiś czas wymieniając okład nasączony wodą. Nie wiadomo z jakiego powodu, ale Chakirache miała gorączkę i dreszcze, które szczerze martwiły Yamanakę. Nie chciała zostawiać na krok niebieskowłosej, starała się jak najczęściej przykładać wodę do ust nieprzytomnej, którą ta łapczywie piła. Wreszcie gdy blondynka wyszła do łazienki, Megi zaczęła się przebudzać. Powoli otworzyła piękne, fioletowe oczy, czuła się bardzo słabo i otępiale, jakby dostała czymś ciężkim w głowę. Sama nie wiedziała co się dzieje, podniosła się do pozycji siedzącej, czując jak bardzo gorąco jej pod wszystkimi kocami, którymi przykryła ją przyjaciółka z Konohy. W tym momencie weszła wyżej wspomniana osoba, a widząc przytomną dziewczynę podbiegła szybko sprawdzając jej czoło. Odetchnęła z ulgą czując że temperatura obniżyła się i podała butelkę wody półleżącej, która łapczywie sięgnęła po napój, szybko opróżniając plastik. Widząc wzrok Yamanaki, Megi wiedziała że coś jest nie tak. Smutne, niebieskie oczy i zamyślona twarz, Ino wyraźnie coś martwiło, a Chakirache bardzo chciała dowiedzieć się co. Patrzyła wyczekująco na siedzącą obok przyjaciółkę, która gdy zauważyła wzrok niebieskowłosej uśmiechnęła się. To był uśmiech bez krzty radości, smutny, wymuszony.
-Wiesz jak się tu znalazłaś? Właściwie to zemdlałaś w Wiosce Piasku, przez Szkarłatnego, za każdym razem gdy jest w pobliżu nie możesz tego znieść. Jesteśmy w rezydencji Namikaze, a osoba która cię przyniosła to Matashi.
-A wię.. - chciała wtrącić Meagane.
-Nie przerywaj mi proszę. - mruknęła Yamanaka, na co rozmówczyni tylko pokiwała głową. Kontynuowała. - Wiesz, on nie jest tym, za kogo się podaje.
-Wiedziałam. - szepnęła, zyskując tylko zdziwiony wzrok blondynki.
-To będzie dla ciebie na pewno bardzo trudne, ale Megi, Matashi Yamahiku, to tak na prawdę Naruto. Twój Naruto.
Osłupiała dziewczyna głęboko otworzyła oczy słysząc słowy niebieskookiej. W jej głowie rozgrywało się tysiąc myśli, nie wierzyła. To nie mogła być prawda, on nie mógł tak bawić się jej uczuciami przez tyle czas. Ino ją kłamała.
-C-co? Kłamiesz mnie! Dlaczego mi to robisz?! DLACZEGO! Ino, przecież jesteśmy przyjaciółkami.
Oczy Chakirache wypełniły się łzami, które już po chwili zaczęły wypływać tworząc długi strumień. Medyczka westchnęła głośno. To będzie bardzo trudne, wiedziała o tym już zanim zaczęła rozmowę, ale nie mogła zataić tego przed przyjaciółką. Megi by jej tego nie wybaczyła, zresztą ona sama też by nie mogła.
-Głupie żarty, to tylko głupie żarty. - zaśmiała się histerycznie, chcąc wytłumaczyć jakoś słowa konoszanki, ale myśląc o wszystkich wydarzeniach, to składało się w logiczną całość.
"Sen".
Oczy Matashiego i Naruto.
Spotkanie na cmentarzu.
Walka z Hokkyo.
Pocałunek.
O boże, jaka była głupia. Uważała że Matashi to dar od Naruto, osoba, która miała być dla niej oparciem, a tym samym okazało się że ten pieprzony Yamahiku, to po prostu Naruto, jej chłopak. Najważniejsza jej osoba. Była szczęśliwa, ale i wściekła, nie wiedziała któro uczucie oddziałuje silniej. Mieszały się w niej pozytywne emocje, łzy dalej ciekły, ale twarz przyozdabiał uśmiech. On żyje, jej Naruto żyje. Podły zdrajca, idiota, debil, skurwysyn. Ale żywy. To było najważniejsze.
Ino widziała stan przyjaciółki, czekała aż ta oswoi się z nową wiadomością, a gdy widziała, że Megi w miarę kontaktuje. zaczęła dalej.
-Jest coś jeszcze Meg. - mruknęła.


W tym czasie Naruto jakby zyskał nową siłę. Był wściekły na tego idiotę, Gaarę. Pieprzony Kazekage, ma żonę, nowo narodznego synka a poświęca się dla niego! Nic nie wartego chłopaka, który nie ma nic. Jest nikim, a poza tym i tak musi zginąć. O tak, on jeszcze skopię dupę temu czerwonowłosemu "bohaterowi". Zachciało się pokazywać jak bardzo jest się w stanie poświęcić dla Namikaze. Tylko ten wcale nie potrzebował, żeby ten głupi.... Żeby jego przyjaciel ginął przez niego. Tym razem szala zwycięstwa przeważała dla blondyna, dziwnie świecące oczy pozwoliły mu wokół swojej dłoni stworzyć lodową powłokę, która otoczona była ogniem. Mimo sprzecznych żywiołów, woda nie topiła się ani ogień nie gasł, miały za to ogromną siłę razem i w końcu jinchuuriki trafił czerwonowłosego w żebra. Prawa strona ciała zaczęła niemiłosiernie piec, a sam Szkarłatny odleciał na dużą odległość. Czuł niesamowity ból wywołany raną, która nie była mała. Sprawiała że mężczyzna miał sporę problemy ze wstaniem, ale on nie dał się pokonać tak łatwo. Popatrzył na przeciwnika, który zastanawiał się czy podejść do ojca. był rozproszony co czarnooki postanowił wykorzystać.
-Nigdy nie lekceważ wroga, synku! - warknął głośno i z niesamowitą prędkością poleciał w stronę Naruto. Jednak po raz kolejny miecz nie dotarł do celu. Został co prawda wbity, ale nie w ciało blondyna, tylko wysokiego mężczyzny o długich, spiczastych białych włosach. Przebite ciało padło na kolana, a sam Szkarłatny wiedząc że nie da rady nic już zrobić padł na ziemie. Nim Uzumaki zdążył do niego dotrzeć, zniknął otoczony białymi skrzydłami. Hokkyo.
Blondyn padł przy ciele mistrza zanosząc się łzami, patrzył na uśmiechniętą twarz Jirayi, na powoli gasnące oczy. Złapał ojca chrzestnego za dłoń, trzymając ją kurczowo.
-Ero-sennin, kurczę! Nie możesz, przecież wiesz o tym. Nigdy nie powinieneś umrzeć. Ojcze, t-to było moje przeznaczenie. Jirayia!!!! - okropny wrzask przeszył całą okolicę. Tora uklęknął obok bratanka uśmiechając się do przyjaciela.
-Naruto, j-ja musiałem. Cieszę się że to zrobiłem, to śmierć z której jestem dumny. Swoje już przeżyłem, poza tym nie powinienem żyć dłużej niż mój uczeń, prawda? Słuchaj mały. Pilnuj Megi jak oczka w głowie, jest wyjątkowa sam wiesz. Tora, opiekuj się nim. Wiesz że czasem jest nieodpowiedzialny.Proszę, powiedz Tsunade że ją kochałem, najmocniej na świecie. Dbajcie o siebie i Naruto? Wyb-wybacz mi.
Dłoń, którą ściskał chłopak o niebieskich oczach upadła bezwładnie, a sam sannin zamknął swoje oczy, na wieczność.
-Nie mam ci czego wybaczać ero-sennin. Byłeś najlepszym mistrzem jakiego mogłem mieć. Arigatou sensei. Śpij spokojnie. - przytulił do siebie bezwładne ciało i wstał. Wtedy jego serce pękło na milion kawałków. Zobaczył ją całą we łzach, przyglądającą się rozgrywającej się scenie. Jirayia był jej bliski. Podbiegła szybko przytulając się do zmarłego. Powiedziała coś cicho, a potem wstała patrząc na Naruto. Widział w jej oczach tyle emocji, ten natłok sprawiał że sam nie wiedział jak zareaguje niebieskowłosa.
-Nie wierze, to nie może być prawda, nie... - mówiła cofając się powoli do tyłu.
-Miałem ci powiedzieć. - mruknął cicho, skruszony, chcąc do niej podejść.
-Nie dotykaj mnie! Nawet nie podchodź! Mój Naruto umarł! A ty?!Kurwa, nawet nie wiesz jakim egoistą jesteś.
-Ja?! Egoistą? Nie chciałem żebyś znowu cierpiała!
-Ale to i tak się działo debilu, a ty na to patrzyłeś! I raniłeś mnie na nowo! Mogliśmy ten czas spędzić razem.
-Nie mogliśmy, ja umrę. Myślisz że to dla mnie łatwe?
-Nie, ty jesteś debilem. Nie kochasz mnie, nigdy nie kochałeś jeśli tak myślisz! Jak mogłam być taka głupia, no jak?! Nie chcę cię nigdy więcej widzieć. NIGDY! Naruto. Dla mnie już umarłeś.
Ostatnie zdanie sprawiło że chłopak zamarł, a Megi wykorzystując to przeszła obok trącając go i znikając po chwili. Chciała jak najszybciej znaleźć się w domu. W rezydencji Uchiha, gdzie od niedawna zamieszkali z Itachim i Ino. Chciała zniknąć. Chciała żeby ten dzień nigdy się nie wydarzył. Tak bardzo pragnęła myśleć że on nie żyje. To wszystko strasznie bolało. Każda myśl o nim raniła na nowo.


Tego dnia stracił najważniejsze dla niego osoby, to było nie do zniesienia. Szedł właśnie szpitalnym korytarzem chcąc jak najszybciej dotrzeć do pokoju Kazekage. Nie zwracał uwagi na krew barwiącą jego ubranie. Miał w nosie ból towarzyszący mu przy każdym ruchu. W końcu dotarł do upragnionych drzwi i wszedł nie trudząc się pukaniem. W sali leżał czerwonowłosy przypięty do niejednego kabelka. Dziwne urządzenia pikały co chwilę, monitorując oddech i puls pacjenta. Usiadł obok i westchnął.
-Jak mogłeś być taki głupi Gaara?
-Nie chcę już nikogo więcej stracić. Spłaciłem dług wdzięczności i zrobiłbym to znowu, gdybym musiał - mruknął cicho otwierając oczy.
-Idiota z ciebie, wiesz? - uśmiechnął się lekko. - Szkarłatny uciekł znowu, a Jiraya... zginął w walce. Tak jak ty chciał być pieprzonym bohaterem. Cholera! - warknął. Gaara tylko patrzył na niego smutno.
-Przykro mi Naruto, nawet nie wiesz jak bardzo. - chwilę wahał się, ale po tym postanowił przysunąć się do blondyna i przytulił go. Chciał żeby wiedział jak wielkie wsparcie ma w nim przyjaciel.
-Megi mnie widziała. - mruknął cicho. - Powiedziała że jestem egoistą i-i że dla niej już um-umarłem.
Głos Namikaze załamywał się po każdym kolejnym słowie, a czerwonowłosy sam nie wiedział co powiedzieć.
-Straciłem ich dwoje, na zawsze.
-Jesteś debilem jak chcesz się tak poddać wiesz? Walcz o nią! Walcz o ten czas, który pozostał. No dalej Naruto. Ty nigdy się nie poddajesz.
-Masz rację przyjacielu. Arigatou gozaimasu. Za wszystko.
Uśmiechnął się i wyszedł z sali zostawiając odpoczywającego Kazekage. Poszedł jeszcze pogratulować Matsuri i zobaczyć małego chrześniaka, po czym opuścił szpital i udał się opatrzyć rany, które zaczęły coraz bardziej mu doskwierać.


Kilka dni później odbył się chrzest małego chłopczyka o ogniście czerwonych włoskach. Gaara stał, jego pierś była dumnie wypięta do przodu, prezentował się bardzo dobrze w stroju głowy wioski. Obok stała jego żona Matsuri ubrana w czarną sukienkę, długą do ziemi. Z uwielbieniem spoglądała na  małe dzieciątko leżące w ramionach ojca chrzestnego. Naruto ubrany był w jasną koszulę i zwykłe czarne spodnie, na szyi miał naszyjnik, podarowany przez Tsunade. Chłopak był skupiony, bojąc się żeby nie zrobić krzywdy małej istotce. Odprawiająca uroczystość Czcigodna Chyio z uśmiechem patrzyła, na szczęśliwe miny zaproszonych gości. Chrzest skończył się szybko, a potem mała impreza mająca uczcić syna Kazekage była dla Uzumakiego... dziwna. Czuło się napięcie między nim, a Megi, która bądź co bądź wyglądała pięknie. Jasna, prawie że biała sukienka sięgająca do kolan, z gorsetową górą i rozkloszowaną spódniczką. Uśmiech na umalowanej twarzy sprawiał wrażenie że wyglądała jak anioł i choć wolał gdy była naturalna, dzisiejszy makijaż zachwycał. W okolicy godziny dziewiętnastej, gdzie mężczyźni byli już po kilku kieliszkach sake Naruto został odciągnięty na bok i przytulony mocno, po czym mocne uderzenie w głowę sprawiło że syknął.
-Wiedziałem że nie będziesz długo się gniewał.
-Ja nie, ale Megi to inna sprawa. Zraniłeś ją w cholerę, wiesz? Debil z ciebie.- czarnowłosy chłopak mówił to wszystko zachowując poważną minę, jakby karcił dziecko. Potem na jego twarz wstąpił uśmiech. - Mimo wszystko bardzo tęskniłem przyjacielu. Będziemy musieli porozmawiać jak wrócimy do wioski.
-Hai Itachi, nie psujmy tego dnia Gaarze, dobrze?
Uchiha zaśmiał się tylko i kiwnął głową odchodząc do Ino, która przybyła tu za niebieskowłosą. Przytulił ją mocno i pocałował w czoło sprawiając że na twarzy blondyna pojawił się grymas. Zazdrościł przyjacielowi, miał wielką ochotę schować fioletowooką w swoich ramionach na całą wieczność. Popatrzył na nią ze smutkiem i westchnął cicho gdy ta uparcie spoglądała w każde miejsce, byle nie na niego. "Dla mnie już umarłeś", przypomniały mu się słowa dziewczyny, a w sercu pojawiło się ukłucie bólu. Zraniła go prostym słowem, chciała żeby poczuł się tak, jak ona czuła się odkąd zginął i zadziałało. A to był dopiero początek.

Następnego dnia, około 14 wszyscy stali spakowani przed bramą wioski. Egzamin na jouninna został anulowany na jakiś czas więc Hokage, która była bardzo ciekawa tego co się wydarzyło, kazała im jak najszybciej wrócić do Konohy. Prędko pożegnali się z Gaarą i jego rodziną, Naruto widząc uśmiechniętą twarz pani Sabaku, która delikatnie kiwnęła głową, złożył na czole małego imiennika delikatny pocałunek. Była w nim obietnica że będzie jego aniołem stróżem, nawet gdy już umrze i obroni dziedzica Gaary przed każdym złem. Przytulił oboje i ruszył w drogę by dogonić, oddalających się już towarzyszy. Droga mijała im spokojnie,  a dwa parogodzinne postoje wystarczyły, aby byli wypoczęci i dotarli do Konohy dwa dni później. Rozstali się przy głównej bramie, po przywitaniu ze strażnikami - Kotetsu i Izumo. Namikaze oznajmił tylko że on złoży raport, a reszta niech pójdzie odpocząć. Nikt nie dyskutował z kapitanem i wszyscy się rozeszli, a blondyn ruszył na poważną rozmowę. Pojawiając się przed gabinetem zapukał delikatnie i wszedł do środka.
-Oh, Naruto! Wróciliście! Ale dlaczego nie przybrałeś postaci Matashiego?
-Tsunade-sama... Stało się coś strasznego. - to mówiąc położył na ziemi zwój i odblokowując go pojawiło się ciało Żabiego Mędrca. Blondynka popatrzyła się chwile będąc w szoku,a potem rzuciła na tors przyjaciela przytulając go i szlochając głośno. Synowi Czwartego, serce pękało na ten widok. Jego babunia leżąca na ciele martwego Jirayi, bijąc go i prosząc by wstał. Potrwało to prawie piętnaście minut, gdy wreszcie nie wytrzymał i podszedł podnosząc kobietę i wtulając w siebie. Nie mógł jej uspokoić, jąkała się tylko że go kocha, potrzebuje. Chciała żeby wrócił.
-On też cię kochał Tsunade.- szepnął, przytulając ją jeszcze mocniej i wstał razem z nią. Usiedli na kanapie, gdzie podał jej chusteczki, a gdy odkleiła się od niego zaczął opowiadać. Mówił o wszystkim, o małym Naruto, o Gaarze, o Szkarłatnym i na koniec o Megi. Opowiadając o ukochanej starał się nie rozpłakać, widział że Piąta jest w rozsypce i nie chciał dodawać jej powodów do płaczu. Nie miała siły go pocieszać, sama bardzo tego potrzebowała. Westchnął głośno i wstał podchodząc do siła mistrza, ponownie go zapieczętował. Następnie ruszył do jej biurka i klikając przycisk powiedział do małego mikrofonu:
-Shizune, proszę przyjdź tu.
Nie usłyszał odpowiedzi, ale zaraz pojawiła się asystentka Piątej, a widząc stan mistrzyni szybko do niej podbiegła. W jej oczach czaiło się pytanie " co się stało?". Jednak Naruto nie odpowiedział.
-Czy mogłabyś zabrać Tsunade do siebie, dać jej coś na uspokojenie i położyć spać? Jest roztrzęsiona. Na pewno wszystko ci opowie gdy dojdzie do siebie. Ja zajmę się gabinetem. Hokage wie, że może mi ufać. Dobrze?
Wnuczka Pierwszego kiwnęła tylko głową na now zanosząc się szlochem. Shizune wzięła ją pod rękę i dalej zdezorientowana zaprowadziła do mieszkania sanninki.

W tym czasie Naruto usiadł przy biurze i obrócił się w stronę okna, oglądając panoramę wioski. Nie mógł robić tego długo, bo ktoś zapukał do drzwi i nie czekając na zaproszenie wszedł.
-Hokage-sama. Chciałabym opuścić wioskę. Już nic mnie tu nie trzyma. - zacisnął oczy słysząc ten znajomy głos. Dalej się nie obracał, gdy ta mówiła dalej.
-Chcę wyruszyć w jakąś długą podróż, nauczyć się czegoś nowego.
-Nie mogę ci na to pozwolić. - zdziwiła się że zza wysokiego oparcia przemówił męski głos. - Nie teraz, nie nigdy. - szepnął nie chcąc by usłyszała. W końcu obrócił się w jej stronę a ona warknęła głośno.
-Co ty tu robisz i gdzie jest Piąta?!
-Mnie też miło cię widzieć Meg.

 * * *
Wybaczcie, w ogóle nie miałam weny na ten rozdział i nie podoba mi się. Po raz pierwszy męczyło mnie pisanie, ale myślę że to tylko chwilowe! W końcu grunt to pozytywne myślenie :) Do następnego.

czwartek, 9 lipca 2015

Rozdział 20

Ten rozdział dedykuje każdej osobie, która przyczyniła się do tych ponad 30 tyś wejść, a w szczególności tym 115 osobom, które motywują mnie pisząc komentarze. Wielkie, wielkie arigatou.

* * *


Siedział przed salą niepokojąc się o ukochaną, nie mógł być przy porodzie, nawet pozycja Kazekage nie upoważniała go do wspierania rodzącej przez trzymanie ją za rękę i szeptanie słów mających na celu ją uspokoić. Lekarz powiedział tylko że Matsuri jest pod najlepszą opieką w całej wiosce, nic się jej nie stanie. To uspokoiło trochę Gaarę, ale mimo wszystko co jakiś czas wstawał i kręcił się nerwowo po sali. Czas dłużył się mu niemiłosiernie, wydawało się jakby brązowowłosa zabrana została tam wiele godzin temu, a tymczasem minęły dopiero dwie. Sabaku nie mogąc znieść czekania zatopił się w rozmyślaniu, zastanawiał się jak będzie wyglądało ich życie, jaki będzie Naruto. Na pewno piękny po matce, tego był pewny. Wtedy jego marzenia przerwało otwarcie drzwi prowadzących na salę. Wyszedł lekarz.
-Kazekage-sama, zapraszam za mną.
-A-Ale zaraz, chciałbym zobaczyć Matsuri.
-Pani Sabaku jest bardzo zmęczona i zasnęła, potem Pana do niej wpuścimy. Nie chce Pan zobaczyć synka?
-Hai, doktorze. Chodźmy.
Ruszyli korytarzem pełnym drzwi z niewielkimi szybkami. W każdej sali leżały matki, które niedawno wydały na świat potomstwo. Jinchuuriki aż uśmiech wpłynął na twarz, gdy zobaczył miłość, jaką kobiety z jego wioski obdarzyły te istotki. Widział po ich zachowaniu, że te dzieci był dla nich wszystkim. Był z nich dumny jako Kazekage Wioski Piasku. W końcu po minięciu dziesięciu pokoi dotarli do jednego, większego, gdzie na drzwiach napisane było "noworodki". Zanim tam weszli, lekarz prowadzący jego żonę odezwał się.
-Kazekage-sama, pańska żona powinna zostać u nas kilka dni na obserwacje, razem z synkiem.
-Rozumiem, czy Matsuri mogłaby dostać osobną salę? Chcę jak najwięcej jej pomóc, a wiem że będzie to krępowało inne kobiety.
-Nie ma żadnego problemu.- medyk skłonił się nisko, po czym weszli do sali. Białe ściany, na których namalowane były niebieską i zieloną farbą kolorowe zwierzątka. Pełno specjalnych aparatów medycznych do pomocy małym stworzonkom. Pełno niedużych łóżeczek na kółkach, łatwych do przewiezienia do innych pokojów, gdzie urzędowały matki dzieci. Doktor podszedł do jednego z nich i uśmiechnął się ciepło.
-Zostawię Pana samego z synem. Będę na oddziale. Ah, zapomniałbym. Pani Sabaku będzie w sali numer 7.- mruknął tylko cicho, gdy Gaara podszedł do zawiniątka. Po chwili czerwonowłosy został sam, popatrzył na malutkie dziecko śpiące w białym kocu. Jego syn, jak pięknie to brzmi. Uśmiechał się, myśląc o sobie jako o ojcu. Wtedy weszła jedna z pielęgniarek kłaniając się Głowie Wioski.
-Może Czcigodny chciałby wziąć syna na ręce?
-Ja... Tak.
Podeszła do łóżeczka i wyciągnęła z niego dzieciątko instruując Garę jak ma go trzymać. Gdy z uwagą wysłuchał wszystkich jej rad, podała mu małego Naruto i uśmiechnęła się, po czym ukłoniła się znowu i wcześniej biorąc inny wózek z małą kruszynką wyszła. Nie dało się opisać słowami szczęścia, jakie czuł Godaime, euforia, radość. To było nawet lepsze uczucie niż wtedy gdy oświadczył się teraźniejszej żonie. W specjalnym ogrodzie, który mimo pustynnego klimatu był piękny i zadbany. Tam po pikniku i wspólnym tańcu wyznał Matsuri swoje uczucia po raz kolejny i tam zapytał czy ma szanse, by została z nim na  całe życie. Przyglądał się dokładnie malutkiej twarzyczce, delikatne rysy, pulchniutkie policzki, usta dokładnie takie same jak mama. Wtedy zobaczył wystające spod czapeczki włoski, które okazały się czerwonego koloru, o ton jaśniejsze niż jego własne. Zaśmiał się cicho.
-Mój mały Naru-chan. - mruknął cicho i ruszył z nim do pokoju, gdzie miała znaleźć się Matsuri. Niestety nie zastał tam ukochanej, ale rozglądnął się po sali. Nie była duża, ale przytulna, łóżko szpitalne obok którego stało drewniane łóżeczko dla potomka. W nim pościel w misie i brązowy pluszak, z białym uszkiem siedzący na poduszce. Przewijak nakryty białym materiałem i kosz na brudy obok. Wszystko w jasnych odcieniach: biały, kremowy, piaskowy. Mimo tego że był to szpital, czuł się w tym miejscu wyjątkowo dobrze. Popatrzył na synka, który teraz spoglądał na nową osobę dużymi, czarnymi oczkami na razie nie wiele rozumiejącymi. Uśmiechnął się ciepło i usiadł na fotelu stojącym obok łóżka, siedział tak dłuższy czas po prostu podziwiając Naruto.


Naruto zaś znajdował się w tym samym szpitalu, ale na innym oddziale. Megi dostała osobną salę, jako że nikt nie wiedział co jej jest i bali się. Brązowowłosy siedział cały czas przy jej łóżku, trzymając za rękę i spoglądając na spokojną twarz. Niebieskie kosmyki włosów zasłaniały, teraz zamknięte oczy dziewczyny. Usta były mocno ściśnięte i sine, nie tak delikatnie różowe jak to zwykle bywało. Głaskał spokojnie wewnętrzną część jej dłoni zastanawiając się jak trzyma się jego przyjaciel, czy Gaara widział już swojego potomka, czy jest szczęśliwy? Wiedząc że dziewczyna nie obudzi się tak szybko zostawił  z nią swojego klona, a sam udał się do przeciwnego skrzydła budynku. Na oddział, gdzie znajdowały się osoby po porodzie. Wędrował tak z rękoma lekarzy, gdy zobaczył młodą, atrakcyjną pielęgniarkę o czarnych włosach sięgających za łopatki. Spytał ją o salę, gdzie leżała Matsuri, a ta uśmiechając się kokieteryjnie pokierowała go. Gdy odchodził krzyknęła tylko "Odwiedź mnie jeszcze, przystojniaczku. Może się zabawimy.". Zaśmiał się kpiąco słysząc tą propozycje i poszedł dalej, zatrzymując się przy drzwiach z numerem 7. Zapukał, a słysząc pozwolenie wszedł do sali starając się być jak najciszej. Zobaczył tam coś, co bardzo go rozczuliło. Gaara patrzący się z czułością na małe zawiniątko, które wyciągało dłonie do góry i uśmiechało się lekko.
-No, no. Gratulacje tatusiu, w takich chwilach sam chciałbym być ojcem. Szkoda że nie będzie mi to dane. - ostatnie słowa mruknął cicho, krzywiąc się delikatnie. Wtedy Godaime spojrzał na niego, a Naruto zauważył wesołe ogniki w jego oczach.
-Nie wiesz co to za uczucie, patrząc na niego, trzymając go. Czuje jakbym miał w ramionach cały świat. - blondyn w tej chwili poczuł zbierające się w oczach łzy, tak żałował że nie będzie mógł przeżyć takiej chwili. Podszedł do siedzącego i spojrzał na małego chłopca.
-Mała kopia ciebie. Witaj na świecie Naruto. - pogłaskał dzieciątko po policzku, syn Gaary był przepiękny, a uśmiech sprawiał że wszystkie złości wyparowały. Wtedy drzwi do sali otworzyły się, a pielęgniarki przywiozły łóżko na którym spała brązowowłosa kobieta. Była kompletnie wycieńczona porodem. Piąty pocałował ją w czoło mówiąc cicho "Byłaś dzielna, kochanie". Chciał jeszcze powiedzieć coś do Namikaze, ale zauważył że tego już nie było.
W czasie gdy przywieziono Matsuri, Naruto przeteleportował się z powrotem do swojej ukochanej. Klon zniknął, a on zajął jego miejsce. Łzy płynęły po jego policzkach.
-Oh kochanie, Gaara ma pięknego synka. Nawet nie wiesz jak chciałbym mieć rodzinę, poczuć to ciepło. Móc codziennie wracać do domu i być witanym przez żonę i dzieci. Zawsze tego pragnąłem, może dlatego że ja nigdy nie poczułem, jak to jest mieć tatę i mamę? Widząc to małe dzieciątko, nie mogłem powstrzymać łez. Najgorsze jest to że dla mnie nie ma szansy na trzymanie w ramionach swojego własnego potomka. - mówiąc to, syn Yondaime dławił się łzami. - Tak bardzo mnie to wszystko boli, tak bardzo chciałbym to z siebie wyrzucić. Ale już za dużo w życiu zrobiłem złego, a mały Naruto, którego zostałem chrzęstnym, nie mógł mieć lepszych rodziców. Ukochana... wybacz mi. Tak bardzo cię kocham, tak bardzo chciałbym móc mówić o naszej wspólnej przyszłości. Ale to nie możliwe, nigdy nie będzie to możliwe.
Chłopak dalej czuł cieknące po policzkach krople, gdy ktoś złapał go za ramię. Odwrócił się i zobaczył swojego wujka.
-T-tora, co tutaj robisz?
-Naruto, on się zbliża. Zabieraj Megi i zabierajcie się stąd, przybyłem z Itachim.
Wtedy drzwi do pokoju otworzyły się, a młodszy blondyn, nim się obejrzał leżał na ziemi. Z jego ust lała się krew.
-Itachi.
-Naruto, ty skurwysynu.
-Też miło mi cię widzieć.
-Słuchaj, mimo że Tora-sama wytłumaczył mi wszystko, to wiesz co? Nienawidzę cię, jesteś skurwielem. A teraz lepiej zabieraj stąd Megi i swoje dupsko, bo tak cię skopię że nie siądziesz na nim przez tydzień.
Uzumaki tylko się śmiał, wiedział że mimo wszystko Uchiha wybaczy mu i wiedział że zrobił źle.
-Zrozum, ja już pokutuje. Nie mogę być z Meagane, to moja największa kara. Rozumiesz?
-Spierdalaj. - czarne oczy chłopaka w kucyku zmieniły barwę na czerwoną, Zaczynało się robić niebezpiecznie. Naruto tylko podniósł ręce w geście poddania i delikatnie ściągnął niebieskowłosą z łóżka biorąc ją na ręce.
-On nie może jej zabrać. - mruknął i zniknął, a za nim pozostał czerwony płomień. Biegł najszybciej jak tylko potrafił, nie mógł pozwolić sobie na przerwę, ani pomyłkę. Nie mógł pozwolić zabrać Megi.


W tym czasie Tora i Itachi stali na piaskowych murach wokół wioski. Miejsce otoczone było silną barierą, mającą chociaż na jakiś czas powstrzymać Szkarłatnego i zmylić go. Bariera ta była ochroną, ale także zakłócała chakrę. Mieli nadzieję że dzięki temu przeciwnik nie dowie się, że osoba po którą przyszedł jest nieobecna. Zaraz obok nich pojawił się czerwonowłosy- Kazekage.
-Z całym szacunkiem Czcigodny, powinieneś być teraz z synkiem.
-Naruto poczeka, jeśli chcę być dobrym ojcem muszę bronić to co moje.
Nikt więcej się nie odezwał, czekali aż wróg pojawi się na horyzoncie i tak się stało po niedługim czasie. A miało być tak pięknie...

Zatrzymał się, zrezygnował, sam już nie wiedział jak ma postąpić, ale wtedy w jego umyśle pojawiła się krzycząca Ino. Dzięki swoim zdolnościom klanowym Yamanaka instruowała go co ma robić i jak szybko pojawić się w Wiosce Liścia. Posłuchał ją, znalazł się w swoim domu, gdzie położył dziewczynę w pokoju należącym do niego. Leżąc na dużym łożu w czarnej, satynowej pościeli wyglądała tak delikatnie, jak lalka. Pocałował ją mocno i wtedy pojawiła się także Ino, ona także dowiedziała się wcześniej od ukochanego kim jest Matashi, ale postanowiła to przemilczeć. Na razie.
-Ino? Proszę zajmij się nią, ja muszę coś załatwić.
-Nie robię tego dla ciebie baka, tylko dla niej. Ona musi ci jeszcze porządnie dokopać. Jesteś tchórzem.
Wewnętrznie się z nią zgadzał, był tchórzem, ale uważał się za bohatera wyzbywając się uczuć, wybierając większe dobro. Zniknął z pokoju, a echo poniosło tylko ciche "Arigatou" w stronę blondynki. Dotarcie do Suny nie zajęło mu dużo czasu. Pojawił się na murze, obok towarzyszy. Wiedział jak poradzić sobie z barierą, w końcu to jego klan ją stworzył, a on dopracował. Zobaczył te czerwone włosy i szyderczy uśmiech, już z daleko było widać że On się zbliża.
-Lepiej stąd spadaj Gaara. Jesteś Kazekage, masz do kogo wracać!
-Nie. To moja wioska. - spokojnie odpowiedział przyjaciel, Naruto tylko warknął. Przydługie blond włosy ciągle poruszane były przez delikatny wiatr, czarne spodnie i czerwona koszulka z dziwnymi znakami, na którą zarzucony był płaszcz. Namalowany został tam Kyuu, Tora oraz smok. Trzy symbole Namikaze, trzy jego szczęśliwe istoty.
Zbliżając się, gdy zauważył Uzumakiego wpadł w furię. Nie mógł uwierzyć jak ten mały szczur mógł ciągle tu być, ale widząc obok Torę coś mu błysnęło. Wiedział że skądś znał mężczyznę i że dzięki niemu blondyn żyje i ciągle zdolny jest do walki. Dziwne oczy chłopaka, którego raz już pokonał zaciekawiły czerwonowłosego. Naruto stał już na pustyni, przed bramą Wioski Piasku. Szkarłatny zatrzymał się w znacznej odległości od niego, ale zaraz ruszył. Zaczęli walczyć, ścierali się katanami. Słychać było tylko szczęk metalu i krótkie przekleństwa. Walka była równa, w pewnym momencie blondyn odskoczył, nie składał pieczęci, nie wymawiał żadnych słów. Popatrzył na przeciwnika, a w jego stronę popędziło pełno lodowych pocisków, co było w tym dziwnego? Zostały pokryte ognistą powłoką, która ich nie topiła. Uniknął ich z łatwością, jednak jeden zadarł rękę tworząc tam niezbyt głęboką ranę. Ryknął niezadowolony i rzucił się na obrońce Piasku, pojedynek na taijutsu wciągnął obydwu tak bardzo, że nie zauważyli pojawienia się jeszcze trzech osób poza barierą. Itachi, Tora i Gaara widzieli że Naruto radzi sobie trochę gorzej i raz po raz zostaje trafiony silnym kopniakiem lub ruchem dłoni. Gdy blondyn odleciał dostając od Szkarłatnego cios w podbródek, czerwonowłosy chciał zakończyć pojedynek wbijając miecz w leżącego.
-Teraz już nie wrócisz do świata żywych Namikaze. - wysyczał.
Wtedy na jego drodze pojawił się mężczyzna o włosach w kolorze takim samym jak miał on sam.
-Mówiłem, że n-nie poz-zwole Ci um-rzeć.P-przyjacie-lu. - powiedział odwracając się twarzą do blondyna. Widoczny szok na jego twarzy, zetknął się z uśmiechem na ustach Kazekage, z których wypłynęła szeroka stróżka krwi.
Szkarłatny jakby zniknął mierząc się z pozostałą dwójką, a oni zostali sami. Otoczenie także przestało istnieć, Naruto złapał zielonookiego nim upadł i trzymając go mocno krzyczał.
-Ty pieprzony idioto! Co ty sobie myślisz?! Wiesz co jest najgorsze? Wiesz? Dorastanie bez rodziców! Chcesz zostawić Naru samego? Popierdoliło cię?! GAARA. - gorzkie łzy lały się z jego oczu, gdy coraz bardziej ściskał ciało Sabaku. - Nie obchodzi mnie że chciałeś mnie chronić. Masz rodzinę, cholera! Spróbuj mi kurwa jeszcze raz coś takiego odwinąć! Tylko spróbuj.
Zamknął oczy, a koło nich pojawiło się dwóch medyków, którzy  widząc stan Czcigodnego wzięli go na prowizoryczne nosze i zniknęli, odesłani przez Uzumakiego. W niego samego wstąpiła nowa siła. Dziwne oczy zaczęły delikatnie świecić. "To jeszcze nie koniec." - pomyślał i ruszył w stronę przeznaczenia.


* * * 
Ohayo minna!  Jak wam się podoba? Bardzo dziękuje za wszystko! 

Ecleette, jeśli chodzi o szybko rozwijającą się fabułę to początkowym planem było, że blog będzie miał tylko 20 rozdziałów. Ale chyba zaczynam się rozkręcać i szkoda mi kończyć tej historii :D
Jak myślicie? Ja mam oczywiście nie jeden pomysł jeszcze, żeby nie było nudno :> 

piątek, 3 lipca 2015

Rozdział 19

Kolejny dzień minął im bardzo spokojnie, Matashi wybrał się na zwiedzanie wioski, wraz z Czcigodnym Kazekage, co wzbudzało wrzenie w mieszkańcach, niewiele osób miało przywilej rozmawiać z Gaarą, a co dopiero spacerować z nim i śmiać się w jego towarzystwie. Mimo upływu czasu odkąd Piąty się zmienił, ludzie dalej czuli strach gdy go widzieli. Powoli zmieniało się to w szacunek i radość, gdyż pokazał on nie raz, że poświęciłby swoje życie w obronie Wioski Piasku. Strzegł ją jak tylko mógł, była dla niego najważniejsza. A wszystko to przez idącego obok niego przyjaciela, który w tym momencie wyglądał zgoła inaczej. Yamahiku na czoło założył białą opaskę mającą na celu przeszkodzić opadającym ciągle na oczy przydługim, ciemnym włosom, których jakoś nigdy nie miał czasu podciąć. Biała koszulka na ramiączkach ściśle opinała ciało chłopaka, pokazując wykształcone mięśnie na jego ciele, ciężko pracował na takie efekty, więc lubił gdy inni patrzyli z podziwem widząc silne ciało. Krótkie czarne spodenki, lewe udo owinięte szczelnie białym bandażem, taki sam materiał widać było także spod górnego odzienia shinobi. Oboje krążyli po wiosce rozmawiając na ciągle to nowe tematy, brązowowłosy  rozglądał się zaciekawiony widząc zabieganych podwładnych Gaary, przygotowywali wszystko do zaczynającego się za parę dni Egzaminu na Jounina. Był tym bardzo podekscytowany.
-Gaara? Mógłbyś mi powiedzieć jak przebiega ten egzamin? Przez ostatni czas byłem trochę wyłączony z życia shinobi. - zmrużył oczy kryjąc delikatne zakłopotanie, a dłonią złapał się za kark śmiejąc z własnej niewiedzy.
-Hai. Egzamin składa się z dwóch rund, mamy 30 osób, które do niego przystępują i walczą o zostanie jouninem. Udaje się to raczej tylko dwóm, ewentualnie trzem. Pierwsza runda jest wykluczająca, to znaczy że każdy losuje po 10 pytań. Każdy, powtarzam każdy jounin musi znać odpowiedzi na te pytania. Zwykle odpada tu około 8 osób, nieprzygotowanych na taką okoliczność, a wtedy przechodzimy już do walk. Przyszli jounini losują kolorowe opaski, gdy tak się stanie widzą kto zostanie ich przeciwnikiem - osoba o takim samym kolorze bransolety. No i teraz już zaczyna się walka, w której muszą pokazać jak najwięcej swoich umiejętności. Pięciu Kage zbiera się i na posiedzeniu trwającym pewnie około 3 godzin wybierają osoby najbardziej warte tego tytułu. To chyba tyle na ten temat.
- So ka. Niesamowite, chciałbym w tym uczestniczyć.
- Ty bez tego jesteś wspaniałym shinobi, uratowałeś mnie i Temari, pamiętasz? - zaśmiał się czerwonowłosy
-Hai, hai, ale mimo wszystko, chciałbym żeby było to oficjalne.
-Myślę że dla Hokage jesteś kimś więcej niż tylko Jouninem, jesteś najlepszym z ninja Liścia.
-Arigatou Gaara, ale przesadzasz.
-Nie, przyjacielu. A teraz, jak sprawy z Megi?
-Jeśli mamy o tym rozmawiać, to co powiesz na wejście do jakiegoś baru. Nie chciałbym żeby ktokolwiek nas podsłuchał.
Kazekage kiwnął tylko głową i pociągnął brązowowłosego do pobliskiej karczmy, gdzie właściciel widząc ważną osobistość dał im osobny pokój, gdzie mogli swobodnie rozprawiać na temat ostatnich wydarzeń.

W tym czasie Megi przechadzała się po wiosce oglądając kolorowe stragany pełne różnych, egzotycznych owoców, warzyw i pięknych tkanin. Ludzie co chwilę przekrzykiwali się targując, próbowali zejść z ceny najbardziej jak można było. Nie chciała nic kupować, po prostu miała potrzebę przejść się po wiosce i pomyśleć, a oglądanie wielokolorowych wystaw pomagało i sprawiało że jej humor delikatnie się poprawiał. Podchodząc do jednego ze sprzedających stwierdziła że ma ochotę na jabłko więc podała mu kilka monet i wzięła piękne, zielone jabłko. To najkwaśniejsze, jej ulubione. Miała już dość krzyczących osób więc ruszyła w inną dzielnicę wioski, na dziedziniec, gdzie znajdował się wielki, piękny pomnik. Podeszła do niego chcąc zobaczyć co napisane jest na tabliczce.

"Kankurou Sabaku
Zginął w obronie tych, których kochał.
Na zawsze w naszych sercach."

Wokół figury pełno było różnego rodzaju kwiatów, a także świec w przeróżnych kształtach i kolorach. Megi wyszukała wzrokiem wyglądające jak serce, zwój, a także jedna, która najbardziej jej się podobała. Przypominała małego shinobi, stojącego dumnie i pilnującego piaskowego przyjaciela.
Nagle nadgryzione jabłko upadło, a ona złapała się za głowę czując niewyobrażalny ból, rozrywało ją od środka, a dookoła nie było nikogo kto mógłby jej pomóc. Jak na złość, wszyscy rozeszli się gdzieś po obrzeżach Wioski Piasku. Zaklęła głośno i upadła, tak bardzo chciała stracić przytomność, ale to było na nic. Jej oczy zrobiły się całkiem czarne, a ona usłyszała tylko:
" To już czas Meagane Chakirache, szykuj się moja Królowo. Właśnie po ciebie idę. Już na zawsze będziemy razem."
W głowie widziała jego postać, czerwone oczy patrzyły na nią z uczuciem, a tak bardzo znienawidzoną przez dziewczynę czas obdarzał delikatny uśmiech. Chciała go uderzyć, chciała splunąć, ale to było na nic, jej ciało było jak zaczarowane. Robiło dokładną odwrotność tego co chciała dziewczyna, mimo woli złapała wyciągniętą dłoń mężczyzny i wpadła w jego ramiona. Przytulał ją mocno, po czym okrył swoją peleryną, nagle wszystko zniknęło, a ona nie widziała już nic. Zemdlała.

Gdy dwójka przyjaciół porozmawiała o kunoichi, która skradła serce blondwłosego postanowili opuścić bar. Byli najedzeni, a do tego dostali butelkę najlepszego wina, z czego chętnie skorzystali. Teraz szli na dziedziniec, chcąc złożyć hołd bratu Kazekage, kupili po drodze świece i wędrowali. Na myśl o Kankuro zrzędły im miny, przykre obrazy zalały głowy obydwu. Właśnie mijali karczmę, sprzedającą wszelkiego rodzaju desery, gdy zobaczyli siedzących na dworze Temari i Shikamaru. Siedzieli naprzeciwko siebie i co dziwne nie byli ubrani służbowo. Kunoichi założyła czarne kimono, w wielkie, jasnoróżowe kwiaty. Przepasane było ono pasem w kolorze takim samym jak rośliny na nim będące. Jounin z Wioski Liścia założoną miał białą koszulę, która nie była ani za bardzo elegancka, ani codzienna. Zwykłe czarne spodnie, bez żadnych kabur, ani bandażów. Wspomniana dwójka ewidentnie była na randce! Patrzyli na siebie uśmiechając się, co jakiś czas któreś z nich odzywało się. Widać było że cisza ni krępowała dwójki, byli szczęśliwi spędzając ze sobą czas.
- A jednak. - mruknął odmieniony Naruto śmiejąc się cicho.
-Wiedziałeś? - Gaara miał grobową minę, mimo że Nara był idealnym kandydatem na chłopaka siostry, nadal martwił się o dziewczynę. Taka rola brata.
-Podejrzewałem. Przysiądźmy się.
Czerwonowłosy wzruszył ramionami i poszedł śladem przyjaciela. Widząc ich zakochana para momentalnie odsunęła złączone na stoliku dłonie. Matashi zaśmiał się głośno.
-Wszystko widzieliśmy, nie musicie się kryć. Gratulacje Nara. Mogłeś się przyznać.
-Dzięki Yamahiku, to nie był ten czas.
-Rozumiem stary, spoko.
Rozmawiali chwilę, atmosfera szybko się rozluźniła  i nawet Gaara posyłał delikatne uśmiechy do przyjaciół. Nie zostali z nimi długo, gdy para dostała zamówione wcześniej desery, postanowili że ich zostawią. Naruto jednak miał ochotę jeszcze się napić i za pozwoleniem czarnowłosego wziął do ręki szklankę z wodą zamówioną przez Władcę Cienia. Wtedy naczynie pękło w dłoni kapitana, a ten mruknął coś zestresowany, wydawało się że były to przeprosiny. Odeszli szybko, brązowowłosemu zepsuł się humor. Wtedy dopiero poczuł że dzieje się coś złego, miał złe przeczucia, ale nie wiedział kogo one dotyczyły. Niedługo potem weszli do centrum wioski, gdzie na środku, pod pomnikiem zobaczył burzę długich, niebieskich włosów. I już wiedział. Biegiem ruszył w stronę dziewczyny leżącej na pogniecionych kwiatach i poprzewracanych, zgaszonych już świecach. Klękając złapał ją w ramiona i zaczął telepać. Ta otworzyła delikatnie na powrót fioletowe oczy i szeptała coś w kółku. Niestety przez zaschnięte gardło nie mogła wymówić słów głośniej. Usłyszał ją dopiero gdy pochylił się nad jej ustami. Mruczała " On nadchodzi", a oczy Matashiego rozszerzyły się, on sam wpadł w osłupienie. Klękał tak trzymając ją w ramionach, znów zemdloną, gdy pewna kobieta wpadła na plac podbiegając do stojącego obok nich Gaary.
-Kazekage-sama, zaczęło się!! - zdezorientowany czerwonowłosy popatrzył na nią krzywym wzrokiem.
-Co? Hana, mów dokładnie.
-Matsuri-sama! Dziecko! Poród się zaczął!
-O kurwa. - mruknął tylko Piąty i poklepał Naruto, który w końcu obudził się z letargu.
-Idź Gaara, dziecko ci się rodzi. Leć do niej! Powodzenia. - uśmiechnął się radośnie widząc jak twarz przyjaciela rozpromienia się.Władca Piasku złożył pieczęcie i zniknął, a za nim pozostał tylko piasek. Naruto odczytał z jego ust tylko słowa " Będę ojcem.". Śmiał się i cieszył, Gaara już nigdy nie będzie sam. Teraz ma rodzinę. On sam wstał i używając jutsu Czwartego Hokage zniknął z dziedzińca pojawiając się w szpitalu. Znowu musi się nią zająć. Jak to zwykle bywa. Okropne było dla niego to co powiedziała. Nie mógł odciągać już tego co nieuniknione. Zbliża się jego śmierć, jego i ojca. Musi się do tego przygotować i nie pozwoli już więcej zrobić krzywdy Meagane. NIGDY!